Dziecko Królowej Pokoju

Pokój musi zapanować pomiędzy człowiekiem i Bogiem, a także między ludźmi

  • Królowa Pokoju

    Królowa Pokoju
  • Uwaga

    Strona używa plików cookies które zapisują się w pamięci komputera. Zapisywanie plików cookies można zablokować w ustawieniach przeglądarki. Dowiedz się o tych plikach http://wszystkoociasteczkach.pl
  • Propozycja chronologiczna

    • Rok 2019 – Kryzys Rumunia
    • Rok 2020 – fałszywe traktaty pokojowe
    • Rok 2021 – Papież jedzie do Moskwy
    • Rok 2021 – Wojna
    • Rok 2022 – zwycięstwo komunistyczne
    • Rok 2023 – 10 królów
    • Rok 2024 – Antychryst
    • Rok 2025 – Sojusz z wieloma
    • Rok 2025 – Synod
    • Rok 2026 – Henoch i Eliasz
    • Rok 2028 – Ohyda spustoszenia
    • Rok 2029 – Ostrzeżenie
    • Rok 2030 – Cud
    • Rok 2031 – Nawrócenie Izraela
    • Rok 2032 – Kara
    • Rok 2032 – Odnowienie świata
    • Rok 2033 – Exodus
    • Rok 2034 – Zgromadzenie w Jerozolimie
    • Rok 3032 – Gog i Magog
    • Rok 3213 – Koniec świata
    • Nowe niebiańskie Jeruzalem.
  • Logowanie

  • Odwiedzają nas

    Map

  • Maryjo weź mnie za rękę

  • Jezu Maryjo Kocham Was

Archive for Grudzień 2012

Nadchodzi 2013 rok

Posted by Dzieckonmp w dniu 31 grudnia 2012

„Drogie dzieci! Dzisiaj wzywam was, byście odnowili modlitwę i post, z jeszcze większym zapałem, dopóki modlitwa nie stanie się dla was radością. Małe dzieci, kto się modli, nie lęka się przyszłości, a kto pości, nie lęka się zła. Powtarzam wam raz jeszcze: tylko przez modlitwę i post nawet wojny mogą być powstrzymane, wojny waszej niewiary i lęku przed przyszłością. Jestem z wami i pouczam was, małe dzieci: w Bogu jest pokój i nadzieja wasza. Dlatego przybliżcie się do Boga i umieśćcie Go na pierwszym miejscu w waszym życiu. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie” (25.01.2001)

Królowa Pokoju7

Ci którzy się modlą nie boją się przyszłości

Matka Boża, na początku roku w styczniu 2001 w orędziu powiedziała: “Dzieci, kto się modli nie boi się przyszłości … Przyszłość zawsze jest dla nas niepewna, niestabilna i zawsze jesteśmy otwarci na pytanie;” co będzie ze mną ?”….”, co będzie z moim życiem … moją pracę, moje życie, moja rodzina. W tym orędziu Ona wskazuje nam drogę jak walczyć  z tą niepewnością z tym złem, które nam zagraża, przez post i modlitwę.

Wielu z nas czuje się niepewnie z lękiem patrzy w przyszłość, to dlaczego nie umieścić Boga na pierwszym miejscu w naszym życiu. Jesteśmy w separacji od niego, bo się nie modlimy, nie idziemy na mszę,  nie odmawiamy Różańca. Chcąc abyśmy mieli poczucie bezpieczeństwa, naszym celem musi być modlitwa. Wiemy, że nasze bezpieczeństwo jest w Bogu, który stworzył niebo i ziemię, w przeciwnym razie wszystko idzie na opak, nie będzie sensu życia. Życie które jest zbudowane na skale, którą jest Jezus, może przetrwać burze tego ciemnego i groźnego świata .

Matka Boża prosi aby każdy rok zacząć od modlitwy, która decyduje u jej syna, mówi: “To jest decyzja czasu.” Od tego nowego roku, powinniśmy  jako odzwierciedlenie naszego życia, naszego zachowania, postawić Boga na pierwszym miejscu. Czas ucieka, wydarzenia na świecie pokazują nam, że doszło do czegoś nowego.“ Nie wiemy, czego się spodziewać, co nas czeka, ale musimy być pewni, że Bóg nas nie opuszcza, idzie z nami, w przeciwnościach życia,  wysyła Królową Pokoju w naszych czasach, która od 1981 r przychodzi i mówi w Medjugorje “Moje dzieci, Ja jestem z wami”.

Wszystko, czego teraz potrzebujemy to otworzyć nasze serca na Boga, na Matkę Bożą niech nas prowadzi . Nie bójmy się  poświęcić wszystko w jej dłoń. Mirjana raz mówiąc o tych, którzy pytali o przyszłość, tajemnice, powiedziała: “Nie bójcie się tajemnic, ci którzy żyją z Bogiem i żyją orędziami Matki Bożej nie muszą się bać przyszłości”. Można dobrze zrozumieć , co znaczy dla nas nasza matka. Ojciec i matka zawsze z dziećmi, zawsze chcą dla nich jak najlepiej, zawsze chroni, zawsze prowadzi a prowadzenie jest najprostszą drogą.

To w ten nowy rok, weźmy jako cel naszej decyzji zbliżenie do Boga, przez modlitwę, post, a zwłaszcza przez uczynki miłości i miłosierdzia, bo bez nich nie osiągniemy nic! Nie istnieje życie modlitewne i miłość do Boga, bez miłości, bez miłości bliźniego … prawdziwa miłość Boga, wynika przede wszystkim z miłości do bliźniego, ponieważ Biblia mówi: “Kto mówi, że kocha Boga, lecz nie miłuje brata swego, jest kłamcą i miłość Boga nie jest w nim “.

“Bóg nas kocha bracia i siostry. Królowo Pokoju chcemy przede wszystkim podziękować za wszelkie dobro, które Ojciec Niebieski dał nam w tym roku (2012) dla mnie, dla Ciebie czytelniku tego bloga i wszystkim drogim dzieciom. Dziękujemy za Twoje Królowo Pokoju wstawiennictwo u Syna Twego Jezusa, przebacz nam nasze grzechy i pomóc nam w naszym nawróceniu i uświęceniu, nigdy nie zostawiaj nas, bo bez Ciebie, my, Twoje drogie dzieci, jesteśmy niczym. W 2013 roku my Twoje dzieci tego świata, prosimy  Cię pomóż nam w realizacji planów, które masz w zapasie dla nas. Prosimy Cię uświęć nas, daj nam spokój, opiekuj się nami, przymnóż zdrowia i szczęścia, tak byśmy mogli pokonać szatana i mieli życie wieczne. Amen “.

 

Życzymy wszystkim Szczęśliwego 2013 r., a Bóg niech błogosławi  za pośrednictwem Maryi naszej Matki i Królowej Pokoju.

Petar4

 

Posted in KOMUNIKATY | Otagowane: | 133 Komentarze »

Przemówienie Benedykta XVI podczas spotkania z kardynałami oraz pracownikami Kurii Rzymskiej i Gubernatoratu

Posted by Dzieckonmp w dniu 31 grudnia 2012

Sala Klementyńska Pałacu Apostolskiego, 21 grudnia 2012 r

Księża kardynałowie,
Czcigodni Bracia w biskupstwie i kapłaństwie,
Drodzy
Bracia i Siostry!

Z wielką radością spotykam się dziś z wami, drodzy członkowie Kolegium Kardynalskiego, przedstawiciele Kurii Rzymskiej oraz Gubernatoratu, na tym tradycyjnym, doniosłym wydarzeniu, krótko przed świętami Bożego Narodzenia. Kieruję do każdego z was serdeczne pozdrawianie,  począwszy od kardynała Angelo Sodano, któremu dziękuję za piękne słowa i gorące życzenia, złożone mi także w waszym imieniu. Kardynał Dziekan przypomniał nam wyrażenie, które często powraca w tych dniach w liturgii łacińskiej: Prope est iam Dominus, venite adoremus! Uwielbiajmy Pana, który jest już blisko! Także i my jako jedna rodzina jesteśmy gotowi, aby adorować w betlejemskiej grocie to Dziecię, będące samym Bogiem, który stał się tak bliskim, że stał się człowiekiem takim, jak my. Chętnie odwzajemniam życzenia i z serca dziękuję wszystkim, także rozproszonym po całym świecie papieskim przedstawicielom, za ich hojną i cenną współpracę, jaką każdy z was podejmuje na rzecz mojej posługi.

Dobiega końca rok, który po raz kolejny w Kościele i na świecie, nacechowany był wieloma sytuacjami trudnymi, począwszy od wielkich kwestii i wyzwań, ale również znakami nadziei. Wspomnę tylko kilka ważnych wydarzeń z życia Kościoła i mojej posługi Piotrowej. Przede wszystkim – jak wspomniał Kardynał Dziekan – miały miejsce podróże do Meksyku i na Kubę – spotkania niezapomniane, z mocą wiary, głęboko zakorzenionej w sercach ludzi, a także z radością życia wypływającą z wiary. Pamiętam, że po przybyciu do Meksyku, na poboczu długiej drogi, którą jechaliśmy, stały niekończące się rzesze ludzi pozdrawiających, machających chusteczkami i flagami. Pamiętam, że podczas przejazdu do Guanajuato, malowniczej stolicy stanu o tej samej nazwie, młodzi ludzie pobożnie klęczeli na skraju drogi, aby otrzymać błogosławieństwo Następcy Piotra. Pamiętam, jak wielka liturgia w pobliżu figury Chrystusa Króla stała się aktem uobecniającym królestwo Chrystusa – Jego pokój, Jego sprawiedliwość, Jego prawdę. Wszystko to na tle problemów kraju, który cierpi z powodu różnych form przemocy i trudności spowodowanych zależnościami ekonomicznymi. Są to problemy, których rzecz jasna nie można rozwiązać wyłącznie na drodze religijnej, ale tym trudniej je rozwiązać bez tego wewnętrznego oczyszczenia serca, które pochodzi z mocy wiary, ze spotkania z Jezusem Chrystusem. A potem było doświadczenie Kuby. Także tam wielkie celebracje liturgiczne, w których śpiewach, modlitwach i milczeniu można było dostrzec obecność Tego, któremu w tym kraju przez długi czas nie chciano przyznać miejsca. Poszukiwanie w tym kraju słusznego ułożenia relacji między obowiązkami a wolnością nie może z pewnością się udać bez odniesienia do tych podstawowych kryteriów, jakie ukazały się ludzkości w spotkaniu z Bogiem Jezusa Chrystusa.

Jako dalsze etapy zbliżającego się do końca roku chciałbym wspomnieć wielkie Święto Rodziny w Mediolanie, a także wizytę w Libanie łączącą się z przekazaniem posynodalnej adhortacji apostolskiej, która powinna obecnie stanowić w życiu Kościołów i społeczeństw Bliskiego Wschodu wskazanie dotyczące trudnych dróg jedności i pokoju. Ostatnim ważnym wydarzeniem tego kończącego się roku był Synod o nowej ewangelizacji, będący jednocześnie wspólną inauguracją Roku Wiary, poprzez który upamiętniamy rozpoczęcie przed pięćdziesięciu laty Soboru Watykańskiego II, aby go zrozumieć i przyswoić na nowo w zmienionej sytuacji.

Przy tych wszystkich okazjach dotknięte zostały główne kwestie naszych czasów: rodzina (Mediolan), służba dla pokoju i dialog międzyreligijny (Liban), a także głoszenie orędzia Jezusa Chrystusa w naszych czasach tym, którzy go jeszcze nie napotkali, a także wielu ludziom, którzy Go znają tylko zewnętrznie i właśnie dlatego Go nie rozpoznają. Wśród tych najważniejszych kwestii chciałbym nieco bardziej szczegółowo zastanowić się nade wszystko nad kwestią rodziny oraz natury dialogu, aby następnie ponownie dodać krótką uwagę na temat nowej ewangelizacji.

Wielka radość, z jaką spotkały się w Mediolanie rodziny z całego świata, ukazała, że pomimo wszelkich wrażeń temu przeczących, rodzina jest silna i żywa także i dziś. Bezsporny jest jednak także kryzys, który, zwłaszcza w świecie zachodnim, zagraża samym jej podstawom. Uderzyło mnie, że podczas Synodu wielokrotnie podkreślano znaczenie w przekazywaniu wiary rodziny jako autentycznego miejsca, w którym przekazywane są podstawowe formy bycia osobą ludzką. Uczymy się ich żyjąc nimi, a także wspólnie cierpiąc. Tak więc stało się jasne, że w kwestii rodziny nie chodzi tylko o określoną formę społeczną, ale o samego człowieka – o pytanie, kim jest człowiek i co należy czynić, aby być człowiekiem we właściwy sposób. Wyzwania w tym kontekście są złożone. Istnieje nade wszystko kwestia zdolności człowieka do wiązania się lub jego braku powiązań. Czy człowiek może się związać na całe życie? Czy odpowiada to jego naturze? Czy nie kłóci się to z jego wolnością i perspektywami jego samorealizacji? Czy człowiek staje się sobą pozostając niezależnym i wchodząc w kontakt z drugim jedynie poprzez relacje, które może zerwać w każdej chwili? Czy więź na całe życie jest sprzeczna z wolnością? Czy związek jest warty, tego, aby z jego powodu cierpieć? Odrzucenie ludzkich powiązań, coraz powszechniejsze z powodu błędnego pojmowania wolności i samorealizacji, a także z powodu ucieczki od cierpliwego znoszenia cierpienia, oznacza, że człowiek pozostaje zamknięty w sobie samym, a ostatecznie zachowuje swoje „ja” dla siebie, prawdziwie go nie przezwycięża. Ale tylko w darze z samego siebie człowiek siebie zdobywa i tylko otwierając się na drugiego, na innych, na dzieci, na rodzinę, tylko pozwalając się kształtować w cierpieniu, odkrywa pełnię bycia osobą ludzką. Wraz z odrzuceniem tego powiązania zanikają również postaci ludzkiej egzystencji: ojciec, matka, syn; upadają istotne wymiary doświadczenia bycia osobą ludzką.

Wielki rabin Francji Gilles Bernheim, w swym starannie udokumentowanym i głęboko poruszającym traktacie wykazał, że atak, na który jesteśmy dziś narażeni, na autentyczną postać rodziny, składającą się z ojca, matki i dziecka, sięga jeszcze głębszego wymiaru. Jeśli do tej pory przyczynę kryzysu rodziny dostrzegaliśmy w niezrozumieniu istoty ludzkiej wolności, to obecnie staje się jasne, że stawką jest wizja samego istnienia, tego, co naprawdę znaczy być człowiekiem. Cytuje on stwierdzenie, które zostało rozsławione przez Simone de Beauvoir: „Nikt nie rodzi się kobietą, tylko się nią staje” („On ne naît pas femme, on la devient”). Te słowa dały podwaliny tego, co dzisiaj pod hasłem „gender” jest przedstawiane jako nowa filozofia seksualności. Płeć, zgodnie z tą filozofią, nie jest już pierwotnym faktem natury, który człowiek musi przyjąć i osobiście wypełnić sensem, ale rolą społeczną, o której decyduje się autonomicznie, podczas gdy dotychczas decydowało o tym społeczeństwo.   Oczywisty jest głęboki błąd tej teorii i podporządkowanej jej rewolucji antropologicznej. Człowiek kwestionuje, że ma uprzednio ukonstytuowaną naturę swojej cielesności, charakteryzującą istotę ludzką. Zaprzecza swojej własnej naturze i postanawia, że nie została ona jemu dana jako fakt uprzedni, ale to on sam ma ją sobie stworzyć. Według biblijnego opisu stworzenia, do istoty człowieka należy bycie stworzonym przez Boga jako mężczyzna i jako kobieta. Ten dualizm jest istotny dla istoty ludzkiej, tak jak ją Bóg nam dał. Dochodzi do zakwestionowania właśnie tej dwoistości, jako danej wyjściowej. Nie jest już ważne to, co czytamy w opisie stworzenia: „ Stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1, 27). Nie, teraz uważa się, że to nie On stworzył ich mężczyzną i kobietą, ale że dotychczas określało to społeczeństwo, a teraz my sami o tym mamy decydować. Mężczyzna i kobieta jako rzeczywistości stworzenia, jako natura osoby ludzkiej już nie istnieją. Człowiek kwestionuje swoją naturę. Jest on teraz jedynie duchem i wolą. Manipulowanie naturą, potępiane dziś w odniesieniu do środowiska, staje się tutaj wyborem podstawowym człowieka wobec samego siebie. Istnieje teraz tylko człowiek w sposób abstrakcyjny, który następnie autonomicznie coś sobie wybiera jako swoją naturę. Dochodzi do zakwestionowania mężczyzny i kobiety w ich wynikającej ze stworzenia konieczności postaci osoby ludzkiej, które nawzajem się dopełniają. Jeżeli jednak nie istnieje dwoistość mężczyzny i kobiety jako dana wynikająca ze stworzenia, to nie ma już także rodziny, jako czegoś określonego na początku przez stworzenie. Ale w takim przypadku również potomstwo utraciło miejsce, jakie do tej pory jemu się należało i szczególną, właściwą sobie godność. Bernheim pokazuje, jak obecnie musi się ono stać w miejsce samoistnego podmiotu prawnego, przedmiotem, do którego ma się prawo i o który, jako przedmiot, do którego ma się prawo, można sobie sprokurować. Tam, gdzie wolność czynienia staje się wolnością czynienia siebie samego, nieuchronnie dochodzi się do zanegowania samego Stwórcy, a wraz z tym ostatecznie, dochodzi także do poniżenia człowieka w samej istocie jego bytu, jako stworzonego przez Boga, jako obrazu Boga. W walce o rodzinę stawką jest sam człowiek. I staje się oczywiste, że tam, gdzie dochodzi do zanegowania Boga, zniszczeniu ulega także godność człowieka. Kto broni Boga, ten broni człowieka.

Chciałbym w ten sposób przejść do drugiego głównego tematu, który od spotkania w Asyżu, po Synod o nowej ewangelizacji wypełnił cały zbliżający się do swego końca rok: jest to kwestia dialogu i przepowiadania. Powiedzmy najpierw o dialogu. Dla Kościoła w naszych czasach widzę przede wszystkim trzy obszary dialogu, w których musi być on obecny w walce o człowieka i o to, co znaczy być człowiekiem: dialog z państwami, dialog ze społeczeństwem obywatelskim – włączając w to dialog z kulturami i nauką – i wreszcie dialog z innymi religiami. W tych wszystkich dialogach Kościół przemawia wychodząc z tego światła, które daje mu wiara. Ucieleśnienia ona jednak równocześnie pamięć ludzkości, która od początku i przez wieki jest pamięcią doświadczeń i cierpienia ludzkości, w których Kościół nauczył się, co to znaczy być człowiekiem, doświadczając jego ograniczenia i  wielkości, możliwości i ograniczeń. Kultura ludzka, której czyni się on gwarantem, zrodziła się i rozwinęła ze spotkania między Bożym objawieniem a ludzką egzystencją. Kościół stanowi pamięć bycia człowiekiem w obliczu kultury zapomnienia, która zna już tylko samą siebie i swoje kryteria miar. Lecz tak, jak ktoś kto nie ma pamięci utracił swoją tożsamość, tak samo ludzkość bez pamięci utraciłaby swoją tożsamość. To, co w spotkaniu między objawieniem a ludzkim doświadczeniem zostało ukazane Kościołowi, wykracza rzecz jasna poza ramy rozumu, ale nie stanowi specyficznego świata, który byłby dla niewierzących zupełnie nieciekawy. Jeśli człowiek swą myślą wkracza w refleksję i zrozumienie tej wiedzy, poszerzają one perspektywę rozumu, a dotyczy to również tych, którzy nie podzielają wiary Kościoła. W dialogu z państwem i społeczeństwem, Kościół z pewnością nie ma gotowych rozwiązań poszczególnych zagadnień. Wraz z innymi siłami społecznymi będzie walczył o odpowiedzi, które najlepiej odpowiadają właściwej mierze istoty ludzkiej. To, co określa on jako wartości podstawowe, konstytutywne, nienegocjowalne ludzkiego życia musi bronić z wielką wyrazistością. Musi zrobić wszystko, co możliwe, aby stworzyć przekonanie, które może się później przełożyć na działania polityczne.

W obecnej sytuacji ludzkości dialog religii jest niezbędnym warunkiem pokoju na świecie, a zatem jest obowiązkiem chrześcijan, jak również innych wspólnot religijnych. Ten dialog religii ma różne wymiary. Będzie on przede wszystkim po prostu dialogiem życia, dialogiem praktycznego dzielenia się. Nie będzie w nim mowy o wielkich tematach wiary – czy Bóg jest trynitarny lub jak należy rozumieć natchnienie Pisma Świętego, itp.. Chodzi o konkretne  problemy współżycia i wspólnej odpowiedzialności za społeczeństwo, za państwo, za ludzkość. Trzeba się w tym nauczyć akceptowania drugiego w jego byciu i myśleniu w odmienny sposób. W tym celu konieczne jest uczynienie ze wspólnej odpowiedzialności za sprawiedliwość i pokój podstawowego kryterium tej rozmowy. Dialog, w którym mowa jest o pokoju i sprawiedliwości staje się sam z siebie – poza tym, co jest jedynie pragmatyczne – walką etyczną odnośnie do prawdy i do istnienia ludzkiego; dialog odnośnie do ocen, które wszystko za sobą pociągają. W ten sposób dialog, pierwotnie czysto praktyczny, staje się również walką o właściwy sposób bycia osobą ludzką.  Chociaż wybory fundamentalne jako takie nie są przedmiotem dyskusji, to wysiłki wokół jakiegoś konkretnego problemu stają się procesem, w którym, za pomocą słuchania drugiego, obydwie strony mogą odnaleźć oczyszczanie i ubogacenie. W ten sposób wysiłki te mogą także oznaczać wspólne kroki ku jedynej prawdzie, bez zmiany wyborów fundamentalnych. Jeśli obydwie strony wychodzą z hermeneutyki sprawiedliwości i pokoju, podstawowa różnica nie zniknie, mimo to wzrastać będzie między nimi także głębsza bliskość.

Ogólnie za dwie fundamentalne reguły istoty dialogu międzyreligijnego uważa się dzisiaj:

1. Dialog nie dąży do nawrócenia, ale do zrozumienia. Różni się w tym od ewangelizacji, od misji.

2. Zatem, w tym dialogu, obydwie strony świadomie zachowują swoją tożsamość, której w dialogu nie kwestionują ani względem siebie, ani też względem innych.

Zasady te są słuszne. Sądzę jednak, że w tej postaci są sformułowane zbyt powierzchownie. To prawda, dialog nie ma na celu nawrócenia, ale lepsze wzajemne zrozumienie: jest to  prawidłowe. Jednakże dążenie do poznania i zrozumienia pragnie być zawsze także zbliżeniem się do prawdy. Tak więc obydwie strony, zbliżając się  krok po kroku do prawdy, postępują naprzód i zmierzają do coraz większego wzajemnego zrozumienia, które ma swoją podstawę w jedności prawdy. Jeśli chodzi o wierność swojej tożsamości: byłoby zbyt mało, jeśli by chrześcijanin swoją decyzją dotyczącą swej tożsamości, by tak rzec przerwał, na podstawie swej woli, drogę do prawdy. Wówczas jego bycie chrześcijaninem byłoby czymś arbitralnym, zwyczajnym wyborem faktycznym. Wówczas rzecz jasna nie brał by on pod uwagę, że w religii mamy do czynienia z prawdą. W związku z tym chciałbym powiedzieć, że chrześcijanin ma wielką podstawową ufność, wręcz wielką zasadniczą pewność, że może bezpiecznie wypłynąć na rozległe morze prawdy, nie potrzebując obawiać się o swoją tożsamość jako chrześcijanina. Oczywiście, to nie my posiadamy prawdę, ale to ona nas posiada: Chrystus, który jest Prawdą, wziął nas za rękę, a na drodze naszego pasjonującego poszukiwania poznania wiemy, że Jego ręka trzyma nas mocno. To, że jesteśmy wewnętrznie wspierani ręką Chrystusa czyni nas wolnymi i jednocześnie bezpiecznymi. Wolnymi: jeśli jesteśmy przez Niego wspierani, możemy wejść w każdy dialog otwarcie i bez strachu. Bezpieczni, bo On nas nie opuszcza, o ile my sami się od Niego nie odłączymy. Z Nim zjednoczeni jesteśmy w świetle prawdy.

Na końcu, trzeba też wspomnieć o przepowiadaniu, ewangelizacji, o których będzie obszernie mówił dokument posynodalny w oparciu o propozycje Ojców synodalnych. Uważam, że istotne elementy procesu ewangelizacji pojawiają się w bardzo wymowny sposób w relacji św. Jana o powołaniu dwóch uczniów Jana Chrzciciela, którzy stają się uczniami Chrystusa (por. J 1, 35-39). Jest tutaj nade wszystko prosty akt głoszenia. Jan Chrzciciel wskazuje na Jezusa i mówi: „Oto Baranek Boży!”. Nieco później ewangelista opowiada podobne wydarzenie. Tym razem to Andrzej, który mówi do swego brata Szymona: „Znaleźliśmy Mesjasza” (1, 41). Pierwszym i podstawowym elementem jest proste głoszenie, kerygmat, który czerpie swą siłę z wewnętrznego przekonania tego, który głosi. W opowiadaniu o dwóch uczniach następuje słuchanie, pójście za Jezusem, pójcie, które jeszcze nie jest naśladowaniem, ale raczej świętym zaciekawieniem, dynamiką poszukiwania. Są to w istocie dwaj ludzie poszukujący, którzy poza codziennością, żyją w oczekiwaniu Boga, w oczekiwaniu ponieważ On jest, a więc się ukaże. Ich poszukiwanie, poruszone głoszeniem staje się konkretne. Chcą lepiej poznać Tego, którego Jan Chrzciciel określił jako Baranek Boży. Trzeci akt, rozpoczyna się następnie od tego, że Jezus się odwrócił do nich i zapytał:  „Czego szukacie?”. Odpowiedź dwóch jest ponownie pytaniem, które wskazuje na otwartość ich oczekiwania, gotowość uczynienia kolejnych kroków. Pytają: „Nauczycielu, gdzie mieszkasz?”. Odpowiedź Jezusa : „Chodźcie, a zobaczycie” jest zaproszeniem, aby Mu towarzyszyli i idąc z Nim stali się widzącymi.

Słowo przepowiadania staje się skuteczne tam, gdzie istnieje w człowieku posłuszna gotowość na bliskość Boga; tam, gdzie człowiek wewnętrznie poszukuje i w ten sposób jest w drodze do Pana. Wówczas, zwrócenie na niego uwagi przez Jezusa dotyka jego serca, a następnie zderzenie z przepowiadaniem budzi w nim święte zaciekawienie, by poznać bliżej Jezusa. To pójście z nim prowadzi do miejsca, gdzie Jezus mieszka, do wspólnoty Kościoła, który jest Jego Ciałem. Oznacza wejście w pielgrzymującą komunię katechumenów, która jest komunią pogłębienia a zarazem życia, w której podążanie z Jezusem sprawia, że widzimy.

„Chodźcie, a zobaczycie” – Te słowa kierowane przez Jezusa do dwóch poszukujących uczniów, kieruje także do współczesnych ludzi poszukujących. Pod koniec roku pragniemy się modlić do Pana, aby Kościół pomimo swojego ubóstwa stawał się coraz bardziej rozpoznawalny jako Jego mieszkanie. Modlimy się do Niego, aby w drodze do Jego domu, czynił także nas coraz bardziej widzącymi, żebyśmy mogli mówić coraz lepiej i w coraz bardziej przekonujący sposób: Znaleźliśmy tego, na którego czeka cały świat, Jezusa Chrystusa, prawdziwego Syna Bożego i prawdziwego człowieka. W tym duchu serdecznie życzę wam wszystkim dobrych świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku. Dziękuję.

Źródło: vatican.va

Posted in Kościół | Otagowane: | 1 Comment »

Świadectwo Łukasza ze wspólnoty Cenacolo

Posted by Dzieckonmp w dniu 30 grudnia 2012

Mam na imię Łukasz. Mam dwadzieścia dziewięć lat i pochodzę z Polski. Aby opowiedzieć wam moją historię zacznę od momentu, kiedy byłem dzieckiem. Wraz z rodziną przeprowadziliśmy się do Kanady, wierząc, że nasze życie poprawi się pod względem ekonomicznym. Moi rodzice starali się dużo pracować, aby odbudować życie po okresie komunizmu w Polsce. Robili wszystko, aby nami nic nie brakowało, pomimo tego całe nasze rodzeństwo cierpiało z powodu rzadkiej obecności rodziców w domu. Prawdą było, że finansowa sytuacja w domu jest lepsza, jednak nie czuło się już modlitwy i jedności pomiędzy nami. Zaczynałem czuć samotność i zamykać się w sobie, dlatego spróbowałem  odnaleźć radość poza mną: rzeczy materialne zaczęły być ważniejsze od wszystkiego, również od mojej rodziny. Egoizm wzrastał we mnie i w końcu przestałem dzielić się czymkolwiek z moimi braćmi. Zacząłem kłamać i uciekać od obowiązków, które miałem w domu, pragnąłem tylko rozrywki, ale również i ona nie wystarczała. Pomału pustka wewnątrz mnie była coraz większa. Z czasem moje kłamstwa stawały się coraz większe, a moje “doświadczenia” w złu coraz silniejsze. Na początku kradłem alkohol od moich rodziców aby zabawić się z moimi znajomymi. W wieku piętnastu lat zacząłem palić pierwsze jointy, potem… coraz więcej. Byłem chłopakiem zagubiony. Nie wiedziałem już sam kim jestem, bo największe kłamstwa wmawiałem samemu sobie, nie akceptowałem moich słabości i nie wiedziałem z kim mogę porozmawiać. Kłamstwa, którymi żyłem sprawiały, że byłem jeszcze bardziej zamknięty w sobie, nieśmiały i smutny i nie wiedziałem dlaczego tak jest. Na końcu nawet narkotyki mi nie wystarczały! Osądzałem i obwiniałem wszystkich, a moich błędów nie widziałem nigdy. Doszedłem do momentu, że nie chciałem wychodzić z łóżka, nawet gdy już nie spałem: byłym sparaliżowany, pełen strachu i paranoi, bez najmniejszej ochoty do robienia czegokolwiek. Moja mama widziała, że ze mną jest coś nie tak i próbowała mi pomóc, jednak ja udawałem, że nie potrzebuję żadnej pomocy. Zmieniałem kilka razy pracę, zawodząc za każdym razem tych, którzy kochając mnie wierzyli, że moje sprawy poprawią się. Mój smutek pogłębiał się. W końcu poprosiłem moją mamę o pomoc, ponieważ nie wiedziałem już co mam robić. Z nią jeździłem do wielu psychologów i lekarzy, którzy starali się mi pomóc przepisując przede wszystkim różne lekarstwa. Leki jednak nie były w stanie usunąć bólu, który miałem głęboko w sercu. Moja sytuacja pogarszała się coraz bardziej: nie potrzebowałem lekarstw, ale zdyscyplinowanego życia w świetle, spotkania z miłością, która uzdrowi rany mojej duszy. Dzisiaj wiem, że potrzebowałem Boga!
Po kilku latach dzięki pomocy jednej z moich ciotek, poznałem Wspólnotę Cenacolo. Na początku pomyślałem o Cenacolo jako o miejscu, gdzie mogę uciec od wszystkich moich przygniatających mnie problemów! Byłem wciąż młodym, który pragnie uciekać od trudności. Ale już od pierwszego dnia pobytu zobaczyłem, że nie mogłem więcej uciekać. Pomogli mi w tym przede wszystkim chłopcy, począwszy od mojego “anioła stróża”, chłopaka, któremu zawierzono mnie w opiekę i który mnie tak prowadził, abym czuł się przyjęty i ugoszczony jak w domu. Mój “anioł stróż” zajął  miejsce mojego ojca, od którego uciekałem całe życie. Musiałem przebywać z nim, choć miał nie tylko charakter podobny do mojego ojca, ale również to samo imię! To był pierwszy sygnał od Ducha Świętego, który pragnął mi powiedzieć, że powinienem zmierzyć się z moim trudnościami. Przez pierwsze miesiące cierpiałem z powodu nie akceptowania siebie samego, ponieważ słyszałem ciągle prawdę o sobie, której już długie lata nikt mi nie mówił. Pośród chłopców odnalazłem jedność w modlitwie, pracy i przyjaźni, we łzach i radości. Pomału zacząłem zmieniać się robiąc duże kroki, nareszcie do przodu, w kierunku światła: pierwsze obowiązki w domu, opowiadanie o moim życiu, świadectwa, pomagały mi docierać do mojego wnętrza i odkrywać korzenie mojego smutku. Zacząłem przebaczać sobie i akceptować kim jestem naprawdę. Popełniałem błędy, doświadczałem słabości i upadków, ale dzięki przyjaciołom oraz modlitwie nauczyłem się powstawać. Chłopcy ze wspólnoty pokazywali mi jak żyć w zaufaniu do Bożej Opatrzności. Uczyłem się rozpoznawać każdego dnia Bożą dobroć, widzieć Jego obecność w codziennych sytuacjach, przekonywałem się o tym na własnej skórze. Mogłem doświadczyć, że Bóg jest dobrym Ojcem, że opiekuje się swoimi dziećmi, również tymi zagubionymi, do których należałem i ja. Zmieniłem się również bardzo w relacji z moim ojcem, ponieważ Wspólnota zaproponowała mi bycie “aniołem stróżem”. Sytuacja odwróciła się – teraz jako “anioł stróż” pomagałem nowo przybyłemu  chłopakowi. Zrozumiałem dzięki temu jak wiele nacierpiał się ze mną mój ojciec, ale przede wszystkim jak bardzo mnie kochał. Zrozumiałem również, że prawdziwa miłość zawsze przechodzi przez krzyż! Dziś w relacji z moim tatą czuję przyjaźń i prawdę, jakich wcześniej nigdy nie było. Odnalazłem w moim życiu ład i dyscyplinę, których mi brakowało. Zrozumiałem, że prawdziwa radość przychodzi po cierpieniu. Wspólnota stała się i jest dla mnie siłą, która pomaga mi w życiu wydobyć ze mnie to co najlepsze. Dziś jestem szczęśliwy, że żyję oraz, że jestem częścią tej wielkiej rodziny.

Źródło: comunitacenacolo.it

Posted in Nawrócenia, Świadectwa | Otagowane: | 113 Komentarzy »

Kanonizacja Jana Pawła II już w październiku

Posted by Dzieckonmp w dniu 30 grudnia 2012

20 października 2013 roku ma odbyć sie kanonizacja Polaka papieża Jana Pawła II. Informacja ta potwierdza pogłoski, które od pewnego czasu napływały z Watykanu, napisała „Rzeczpospolita.

Jan Paweł ii„W kręgach watykańskich już od pewnego czasu krążyła informacja, że w marcu 2013 roku Benedykt XVI ogłosi tę datę kanonizacji“ – powiedział dziennikarz KAI Grzegorz Polak.

Jan Paweł II został beatyfikowany 1 maja 2011 roku. Proces kanonizacyjny nie jest już tak pracochłonny jak proces beatyfikacyjny, gdyż nie ma potrzeby udowadniania heroiczności cnót kandydata na świętego. Dowody zostały zebrane i zatwierdzone w procesie beatyfikacyjnym.

Do kanonizacji potrzebny jest natomiast jeden udowodniony cud, który dokonał się za wstawiennictwem kandydata na świętego. Cud musi być trwały i niewytłumaczalny z naukowego punktu widzenia.
Nie może być to więc żaden z cudów, które wydarzyły się przed 1 maja 2011 roku. Nie wiadomo, jaki cud został zgłoszony przez biuro postulatora do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Tam cudowne uzdrowienie badane jest najpierw przez zespół lekarzy, a po ich pozytywnej opinii dyskutowane przez grono teologów.

Po zatwierdzeniu cudu przez kardynałów i biskupów Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, autentyczność cudu ma zatwierdzić papież. Prognozuje się, że Benedykt XVI zatwierdzi dekret o cudzie za wstawiennictwem błogosławionego Jana Pawła II w marcu 2013 roku, tuż przed Wielkim Tygodniem. Ogłosi także datę kanonizacji i będzie to niedziela 20 października 2013 roku.

Źródło: pl.delfi.lt

Posted in Jan Paweł II | Otagowane: | 100 Komentarzy »

Objawienie dla Ivana, w piątek, 28 grudnia 2012 r. na Górze Objawień, 22:00

Posted by Dzieckonmp w dniu 29 grudnia 2012

Oto są słowa Iwana:

„Chciałbym krótko opisać dzisiejsze spotkanie z Madonną  słowami, które mam nadzieję że oddadzą obraz tego spotkania, bo opisać spotkanie z Matką Bożą jest bardzo trudno, ponieważ każde słowo jakie użyję jest mało odpowiednie aby opisać słowami piękno tego spotkania, a w szczególności , naprawdę jest bardzo trudne opisać miłość Matki.

28,12,2012Więc chciałbym powiedzieć tych kilka słów, które mam nadzieję, oddadzą  w najkrótszy i najprostszy sposób całe to spotkanie z Maryją.

Dziś, Matka Boża przyszła do nas bardzo radosna i szczęśliwa.
Przywitała nas pozdrowieniem Matki:

„Niech będzie pochwalony Jezus, moje drogie dzieci.”

Potem Matka Boża modliła się nad każdym z nas tutaj przez długi czas z wyciągniętymi rękami i modliła się specjalnie nad chorymi obecnymi tutaj dziś.

Potem Pani powiedziała:

„Drogie dzieci, pragnę, aby wezwać was do radości, ponownie wzywam was do radości. Jednocześnie, zapraszam do odpowiedzialności. Drogie dzieci, przyjmijcie moje wiadomości w sposób odpowiedzialny i żyjcie orędziami, ponieważ żyjąc moimi orędziami, chcę was prowadzić  do mojego Syna. Przez te wszystkie lata, kiedy jestem z wami, chcę aby skierować was do mojego Syna, Jezusa. Mam pragnienie doprowadzić was wszystkich do Niego. Dlatego też w tych nadchodzących dniach, należy zadać sobie pytanie: „Co mogę zrobić ?., by moje serce było bliżej Jezusa. Niech to pytanie was prowadzi. Powiedz sobie: „Co mam zostawić, co zmienić? Co muszę odrzucić, by moje serce mogło być bliżej Jezusa? Módlcie się, drogie dzieci, ja będę modlić się za was wszystkich, aby wasza odpowiedź w waszych sercach mogła być: „Tak, pragnę być bliżej Jezusa!” Dziękuję, drogie dzieci, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.

Potem polecałem was wszystkich, wszystkie wasze potrzeby, wasze intencje, wasze rodziny, a w szczególności, chorych.

Potem Matka modliła się  przez pewien czas za kapłanów i powołania w Kościele.

Matka Boża,  następnie odeszła w modlitwie i w znaku krzyża oraz światła, z pozdrowieniami:

„Idźcie w pokoju, moje drogie dzieci.” Dziękuję! „

Dzieckonmp

Posted in Medziugorje | Otagowane: | 8 Komentarzy »