Cuda nie mogą się przejawiać jedynie jako sztuczki lub po prostu niewyjaśnione zjawiska. Mroczna strona cudów to pytanie: co się dzieje, kiedy do głosu dochodzi szatan, poprzez nadnaturalne wydarzenia lub zaślepienie Kościoła. Według nauki Kościoła katolickiego Bóg pozwala diabłu na ingerencję w świecie, na dokonanie cudu, który może mieć negatywne skutki, powodować nieszczęścia.
Papież Jan Paweł II podkreślał, że nie jest właściwe lekceważenie diabła i jego działania na świecie; w ten sposób tylko się go wzmacnia. Jego poprzednik, papież Paweł VI, powiedział nawet, że „odór diabła przez pęknięcia wdziera się do Kościoła”. Czy tak właśnie stało się w przypadku Civitavecchia – szatan zaślepił dostojników watykańskich? Ekspert w tej dziedzinie – ojciec Gabriele Amorth, główny egzorcysta Watykanu – ma takie podejrzenia. Lekceważenie znaków Boga jest dla niego lekceważeniem Boga. Czy Watykan mógłby to robić, gdyby nie było w tym ręki diabła? Najpierw Kościół nie uznał objawień Matki Bożej w Medjugorie, teraz nie uznał cudu krwi figurki Matki Bożej z Medjugorie. Dlaczego? Popełnił błąd? Nie chce się teraz do niego przyznać? Bóg ingerował, a dostojnicy kościelni w Watykanie nie chcą dostrzec znaku Boga?
Ojciec Amorth uważał, że zna odpowiedź: zło odegrało swoją rolę. Zło nie pozwoliło kardynałom rozpoznać działań Boga, gdyż szatan sprowadził ich na manowce. Co niesamowite, właśnie ta koncepcja głównego egzorcysty sprawiła, że wydarzył się prawdopodobnie najbardziej zdumiewający cud XX wieku. Naprawdę nie wiem, co o tym sądzić. Co myślał dobry Bóg, używając akurat egzorcysty do tego niewiarygodnego wydarzenia? A oto fakty.
14 marca 1995 roku ojciec Amorth zadzwonił do domu biskupa Girolama Grillo. Właściwie nie chciał rozmawiać z nim, lecz z jego siostrą, a zarazem gospodynią -. Marią Grazią Grillo. Ojciec Amorth i siostra biskupa znali się. Egzorcysta jest dobrze znany w diecezji rzymskiej. Jednak Marię Grazię musiał bardzo zdziwić ów telefon. Amorth jest nieśmiałym człowiekiem, który unika wystąpień publicznych, a przede wszystkim bardzo niechętnie telefonuje. Kto chce z nim porozmawiać, musi się udać do niego do klasztoru w dzielnicy EUR. Fakt, że sięgnął po telefon, wskazywał, jak szalenie ważna i niecierpiąca zwłoki jest sprawa. Don Amorth wyjaśnił, że bardzo się zdenerwował tym, iż biskup nie chce uznać wyjątkowego znaku, jakim jest objawienie maryjne w Civitavecchia. Biskup Grillo usłyszał tę rozmowę i bardzo wziął ją sobie do serca. Następnego dnia powiedział w wywiadzie: „Gdy usłyszałem przypadkiem tę rozmowę, postanowiłem następnego poranka uklęknąć z moją siostrą do modlitwy przed figurką”. Później dodał, że poprzedniej nocy śnił o płaczącej krwią Matce Bożej. We śnie wyjaśniła mu, że krwawe łzy nie są symbolem cierpienia, lecz posłaniem miłości. Biskup, dotąd jeden z największych krytyków objawienia, jest zdruzgotany i zaniepokojony. Z nikim nie rozmawia o śnie, sam nie wie, co o tym myśleć. Czy to Matka Boża zesłała mu ten sen, czy to pułapka szatana? Później odprawi nad figurką egzorcyzmy, by uzyskać pewność. Ale nie uprzedzajmy faktów. Na razie nastał ów całkiem zwyczajny wiosenny poranek 15 marca 1995 roku. Biskup Girolamo Grillo około siódmej wyjął figurkę z szafy. I wtedy wydarzyło się coś niepojętego.
„Gdy ujrzałem łzy – opowiadał kilka godzin później – doznałem wielkiego szoku. Jesteś trupioblady – powiedziała do mnie siostra. Zobaczyłem, że figurka płacze, gdy trzymałem ją w rękach. To dało mi dużo do myślenia, bo od początku nastawiony byłem bardzo sceptycznie. Winiłem rodzinę Gregori. Byłem przekonany, że chodzi o oszustwo”.
Biskup doznaje szoku. Trzynaście razy miała zapłakać Madonna, zanim trafiła do domu biskupa – czternasty cud krwawych łez widział na własne oczy! Girolamo Grillo klęka przed figurką, ręce mu drżą. Także jego siostra jest do głębi poruszona. Obawia się u brata ataku serca, dlatego wzywa lekarza. Szef oddziału kardiochirurgii szpitala w Civitavecchii – profesor Marco di Gennaro – osobiście bada pozostającego w szoku na kolanach biskupa. Później i on potwierdzi komisji teologicznej, że „widział zmiany na twarzy Madonny”, które mogły być śladami krwi. Dopiero teraz biskup czyni to, na co wierni czekali już od dawna: ogłasza całemu światu znak od Boga, wszyscy powinni się o nim dowiedzieć. Bóg dokonał niezwykłego cudu, posłał znak, i to na oczach biskupa. Promieniejąc radością, biskup Grillo oznajmia przed kamerami telewizyjnymi światowych mediów: „Trzymałem w rękach tę Matkę Bożą i widziałem, jak płakała krwawymi łzami”.
Wywiad głęboko wstrząsnął Watykanem. Pamiętam, jak sala prasowa Watykanu nagle zamieniła się w gniazdo os: od czasów objawień fatimskich przed prawie stu laty nie zdarzyło się dotąd, by biskup zapewniał o jakimś cudzie. Pierwsza reakcja to niedowierzanie. Czy to możliwe, żeby biskup -. dotąd bardzo poważany i ceniony – rzeczywiście powiedział przed kamerami, że doświadczył cudu? Watykan przegląda taśmy wideo i urzędnicy kościelni nie mogą pojąć, jak to możliwe, że stało się coś, czego Kościół powinien za wszelką cenę unikać: zbyt szybkie uznanie cudu. Zamiast bicia w dzwony i dziękowania Bogu polecono biskupowi zamilknąć. Watykan miał pretensje, że nie skonsultował się z władzami Kościoła, zanim ogłosił ów cud. Kwestia ta jest bardzo ważna dla religii. Czy katolicy mogą wierzyć w to, że płacząca w rękach biskupa krwią figurka, pochodząca z nieuznanego oficjalnie maryjnego miejsca pielgrzymkowego, to spektakularna i nadprzyrodzona ingerencja odwiecznego Boga na ziemi?
Dla tych, którzy wierzyli w cud, dzień ten był dniem radości. Lotem błyskawicy rozniosła się wieść, że ojciec Gabriele Amorth, główny egzorcysta Watykanu, niejako ten cud zapoczątkował i przygotował. Rozumiano to tak, że ojciec Amorth musiał najpierw niejako odsunąć zło, by biskup mógł uklęknąć przed figurką i otrzymać dar autentycznego cudu. Według biskupa Grillo we władzach kościelnych nastąpił wtedy podział: niektórzy kardynałowie nie chcieli milczeć i pragnęli zerwać z oficjalnym sceptycznym kursem kurii, która wciąż lekceważyła cud. Należał do nich urodzony 29 lutego 1924 roku polski kardynał Andrzej Maria Deskur. Skoro on uwierzył w cud, należało przypuszczać, że i sam papież w niego wierzył. Nie można nie doceniać wpływu kardynała Deskura. Znał on Karola Wojtyłę jeszcze z czasów krakowskich i był prawdopodobnie najbliższym przyjacielem papieża w Watykanie. Razem się starzeli i chorowali. Jedną z pierwszych czynności Jana Pawła II po wyborze na urząd papieski były odwiedziny u przyjaciela w szpitalu. Dobrze znałem mieszkanie kardynała Deskura. Znajdowało się naprzeciwko stacji benzynowej, w budynku Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu, której Deskur był kiedyś przewodniczącym. On sam zawsze sprawiał na mnie wrażenie żywego symbolu. Było czymś bardzo wzruszającym patrzeć, jak pogrążony w smutku, na wózku inwalidzkim, bierze udział w mszy żałobnej za Jana Pawła II na placu św. Piotra. Poparcie cudu przez kardynała Deskura oznaczało wtedy, że papież o wszystkim, co wiązało się z cudem krwawych łez, jest dobrze poinformowany. Widoczny był podział na dwie frakcje. Pierwsza – pod przewodnictwem kardynała Ratzingera i wikariusza rzymskiego Ruinie- go – zdecydowanie sprzeciwiała się dalszemu upublicznianiu domniemanego cudu, a niekonsultowane wyznania biskupa Grillo były dla niej gorszące. Druga frakcja składała się z wielkich zwolenników kultu Matki Bożej – prawdopodobnie z samego papieża, kardynała Andrzeja Marii Deskura i jego innego dobrego przyjaciela – arcybiskupa Mariana Jaworskiego (dzisiaj kardynała). Uważali, że gromadzenie się i modlitwy wiernych przed figurką są cennym dobrem, które należy chronić.
Było mi trudno zrozumieć, dlaczego właściwie frakcja sceptyków tak zdecydowanie zwalczała ten cud. Powtarzano wprawdzie do znudzenia argumenty, że najpierw trzeba spokojnie zbadać, czy cud się wydarzył, że biskup nie powinien publicznie się wypowiadać bez wewnątrzkościelnych konsultacji, ale podczas wszystkich rozmów nie mogłem się pozbyć wrażenia, że są to jedynie wymówki, argumenty na użytek mediów, że chodzi o coś zupełnie innego. Nie wiedziałem tylko o co.
Dopiero w rozmowie z jednym z ważnych profesorów teologii i kardynałów otworzyły mi się oczy: nie chodziło o biskupa Grillo, chodziło o samego Boga. Krytycy cudu nie mogli sobie wyobrazić, aby Bóg zachowywał się w sposób tak dziwny jak w przypadku Civitavecchia . Dostojnicy kościelni nie chcieli po prostu uwierzyć, że Bóg kazał płakać krwawymi łzami gipsowej figurce, pochodzącej na dodatek z nieuznanego przez Kościół sanktuarium. Dosłownie ów kardynał ujął to w następujący sposób: „Proszę mi uwierzyć, Bóg jest Bogiem miłości i rozsądku”. Zrozumiałem, co chciał przez to powiedzieć: czy naprawdę wierzy pan, że Bóg mógłby zachować się tak dziwnie, dokonać tak „zwariowanego” cudu. Krytycy mieli jeszcze inny problem. Można opanować tzw. zwykłych wiernych, którzy wierzą w domniemany cud, można też przywołać do porządku szeregowego księdza. Ale co zrobić, jeśli jest to biskup, który według prawa kanonicznego jest równy wszystkim innym biskupom, nie wyłączając biskupa Rzymu, czyli papieża? Była to nowa sytuacja także dla tych, którzy odrzucali ten cud nie tylko jako jakieś czary-mary, ale jako zakrojone na wielką skalę oszustwo związane z objawieniami maryjnymi w Medjugorie. Dotąd można było przypuszczać, że ktoś chce wykorzystać naiwność wiernych, teraz mieli świadectwo biskupa, który na własne oczy widział cud krwawych łez.
Szybko zareagowała prokuratura: 6 kwietnia 1995 roku około osiemnastej policjanci przybyli do domu biskupa, kazali pokazać figurkę, którą następnie zamknięto w szafie, a szafę zaplombowano. Biskup Grillo ostro protestował, a później określał działania policji jako niewspółmiernie brutalne: „Policja wdarła się do mojego domu, jakbym był jakimś przestępcą”. Na to zwolennicy cudu nie mogli patrzeć spokojnie. Andrzej Maria Deskur, który co niedziela jadł obiad z papieżem, bardzo się oburzał na zamknięcie figurki.
Wydarzenie poruszyło też głęboko Jana Pawła II. Dotąd specjalnie nie ingerował, nie popierał też jednoznacznie biskupa Grillo, pozostawiając decyzję kardynałowi Ratzingerowi. Przez dziesięciolecia musiał walczyć w Polsce z tym, że komuniści bezprawnie usuwali z kościołów przedmioty kultu, a więc i tym razem nie chciał zaakceptować, aby władze państwowe tak dalece ingerowały w sprawy Kościoła. Kiedyś walczył z komunistami, by zwrócili wielokrotnie zajmowany plac budowy kościoła w Nowej Hucie, teraz zaangażował się w uwolnienie małej gipsowej figurki Madonny. Sprzeciwił się władzy państwowej, która tak bezceremonialnie obeszła się z figurką Matki Bożej. Po konsultacji z Janem Pawłem II Andrzej Maria Deskur przygotował werbalny atak:
„Zajmowanie obiektów kultu jest według włoskiego prawa zabronione. Uważam całą sprawę za absurdalną. Mam własne wspomnienia, pamiętam, jak w 1967 roku polskie władze zaaresztowały obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Przypadek z Civitavecchia jest więc drugim aresztowaniem obrazu Matki Bożej w tym stuleciu, obydwa przypadki dotyczą papieża: Częstochowa należała do diecezji krakowskiej Karola Wojtyły, późniejszego papieża, biskupstwo Tarquinia- Civitavecchia podlega zwierzchnictwu diecezji rzymskiej, a więc samego papieża”.
Krytycy cudu zrozumieli, że nie można o nim dłużej milczeć. Deskur nie tylko mówił, zaczął też działać. Wspomnienie reżimu komunistycznego w Polsce zaciążyło wielce na sprawie. Aresztowanie figurki Madonny – i to w wolnym kraju – tego było za dużo. Pomimo paraliżu, który przykuł go do wózka inwalidzkiego, pojechał 10 kwietnia 1995 roku do Civitavecchia z niezwykłym darem: drugą figurką Madonny. Pikanterii sprawie dodawał fakt, że i ta figurka pochodziła z nieuznawanego przez Watykan miejsca pielgrzymkowego – Medjugorie. Kuria ponownie doznała szoku. I co teraz?
Tego typu gest nie mógł pozostać niezauważony. W jakiejś formie należało zezwolić na oddawanie czci figurce. Zanim to jednak nastąpiło, rozpoczęła się batalia między Kościołem a miejscowym sądem o uwolnienie figurki. Nową falę oburzenia wiernych cudowi wywołało żądanie prokuratury badania DNA wszystkich naocznych świadków płci męskiej, po wykazaniu przez analizy, że ślady na twarzy Madonny to krew mężczyzny. Wobec wzburzenia opinii publicznej urzędnicy nie naciskali zbytnio, tym bardziej że wszyscy świadkowie zadeklarowali poddanie się takiemu badaniu. Figurka pozostawała w areszcie przez dwanaście dni. 18 kwietnia 1995 roku policja zdjęła plomby. Madonna była wprawdzie „wolna”, ale to bynajmniej nie zakończyło sprawy. Teraz przyszedł czas na rozstrzygnięcie najtrudniejszej kwestii: czy biskup doświadczył działania Boga. Kongregacja Nauki Wiary z Josephem Ratzingerem postanowiła z początku, że sprawa ma przycichnąć, w nadziei, że wydarzenia w Civitavecchia pójdą powoli w niepamięć. Tak się jednak nie stało.
W rok po tym, jak biskup Grillo zobaczył krwawe łzy, sprawa dla krytyków cudu nie przedstawiała się najlepiej. 1 lutego 1996 roku biskup Girolamo Grillo ogłosił, że Madonnie z Civitavecchia przypisuje się wiele cudownych wydarzeń. „Szczególnie interesujące są wybudzenia z długotrwałej śpiączki” – oznajmił biskup. Według orzeczeń kilku lekarzy, na których opinii Grillo mógł się oprzeć, krew Madonny z Civitavecchia przywróciła życie co najmniej dwóm osobom. Ponadto mnożyły się przypadki nawróceń. Biskup Grillo ogłosił, że „150 świadków Jehowy, którzy przybyli do Ciyitayecchia, powróciło na łono Kościoła katolickiego”. Biskup zrezygnował już z pertraktacji z Watykanem. Był całkowicie przekonany o prawdziwości cudu i miał nadzieję, że pewnego dnia zostanie on oficjalnie uznany. By wzmocnić swoją pozycję, powołał komisję teologiczną do zbadania sprawy. Również w przypadkach Lourdes i Fatimy obradowały takie komisje. W grudniu 1996 roku w Civitavecchia ogłoszono wyniki: dwie trzecie członków komisji oświadczyło, że po wysłuchaniu zeznań wszystkich świadków i zbadaniu wszystkich faktów nie ma innej możliwości, jak stwierdzenie, że mamy do czynienia z „niewyjaśnionym zjawiskiem”. Jednak jedna trzecia komisji nie była przekonana. Powstało pytanie, czy Kościół katolicki może uznać cud, o którego prawdziwości nie jest przekonana jedna trzecia powołanych ekspertów?
Fakt, że wciąż nie wyjaśniono, w jaki sposób z oczu figurki mogły płynąć łzy z prawdziwej krwi ludzkiej, przemawiałby za autentycznością cudu. Nie udowodniono żadnych manipulacji, nic nie wykryto w środku, żadnych urządzeń ani zbiorników, tylko gips. Czy biskup w takim razie kłamał? Co by jednak na tym zyskał? Czy zmusiłby też do kłamstwa swoją pobożną siostrę? I to w sprawie rozpowszechnionego kultu Matki Bożej? Raczej wykluczone. Nie było wątpliwości, że biskup zobaczył krwawe łzy. Tylko w jaki sposób znalazły się na twarzy Madonny?
W swoim apartamencie Papież oddał cześć Matce Bożej z Civitavecchia, gipsowej figurce pochodzącej z Medziugorja, która w 1995 roku płakała krwawymi łzami. Ponadto przynajmniej raz, Ojciec święty, w tajemnicy i ubrany po świecku, udał się do małego kościoła w Pantano, gdzie przechowywano figurkę, aby się przed nią pomodlić.
http://www.medjugorje.org.pl/dzial-informacyjny/aktualnosci/450-jan-pawel-ii-modlil-sie-przed-figura-matki-bozej-z-civitavecchia.html