Co sanktuarium leżące w Bośni i Hercegowinie mogło mieć wspólnego z rzekomym cudem z Krakowa, powiązanym w jakiś sposób z papieżem Janem Pawłem II?
Czy Maryja nawiedza Medziugorje?
W ciągu przeszło dwudziestu lat mojej pracy jako watykanisty mógłbym na palcach jednej ręki policzyć zaproszenia na naprawdę huczne imprezy, za to nie ma tygodnia, żebym nie dostał, najczęściej od jakiegoś księdza, zaproszenia do Medziugorja. To jedyne w swoim rodzaju sanktuarium, którego nie sposób porównać z żadnym innym. Leżące w Bośni i Hercegowinie Medziugorje odróżnia się od Fatimy, Lourdes czy Mariazell przede wszystkim tym, że pielgrzymują doń nie tyle zwyczajni świeccy wierni, co księża. Sanktuarium jest swego rodzaju wyrazem katolickiego i nadzwyczaj religijnego protestu przeciwko instytucji Kościoła. Nie ma on nic wspólnego z ruchami lewicowymi czy zwolennikami zniesienia celibatu księży albo wyświęcania kobiet na kapłanów. To protest prawicowego, konserwatywnego skrzydła, protest postulujący jeszcze większą religijność Kościoła. A przy tym chodzi po prostu o cuda. Dla zwierzchników Kościoła cuda bywają czasem czymś kłopotliwym lub uciążliwym. Na przykład papież Benedykt XVI w rozmowie z nami, dziennikarzami, podczas lotu do Lourdes podkreślał stanowczo, że nie udaje się tam wcale z powodu cudownych uzdrowień. Dla Kościoła jako Instytucji wiara w cuda stanowi bowiem dowód słabości wiary religijnej. Jak gdyby wierny czy nawet kapłan potrzebował cudu, by móc w ogóle uwierzyć w chrześcijańskiego Boga, niczym żądający dowodu niewierny Tomasz, którego Chrystus napomniał, że błogosławieni są ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Konserwatywni księża uważają, że to nie fair. Oni wierzą w bezpośrednie ingerencje Boga oraz w to, że na tym świecie naprawdę zdarzają się cuda, czego skrajnym przykładem jest właśnie Medziugorje. Ponieważ tam i tylko tam cuda dzieją się on live (na żywo).
Osobom mającym objawienia towarzyszy w trakcie ich wizji niewielki krąg wybranych. Przemawia do nich wówczas ukazująca się tu regularnie Matka Boska.
W moich poszukiwaniach nie posunąłem się niestety zbyt daleko. Nie udało mi się dowiedzieć, co takiego mogło łączyć cud związany z Bożym miłosierdziem i Medziugorjem. Pewnego dnia zadzwonił do mnie zaprzyjaźniony włoski ksiądz.
– Andreas, mam zaproszenie do wzięcia udziału w objawieniu Matki Bożej w domu Marii. Masz może ochotę na wycieczkę do Medziugorja?
– Być może – odparłem.
– A słyszałeś kiedyś o cudzie, który ma coś wspólnego z Papieżem, Bożym miłosierdziem z objawień świętej Faustyny i z Medziugorjem? Zastanawiał się przez chwilę.
– Nie mam o tym pojęcia – powiedział w końcu.
– Nigdy o tym nie słyszałem.
Należało więc po prostu tam pojechać i rozejrzeć się na miejscu. Może uda mi się dowiedzieć, co właściwie miał na myśli ten młody ksiądz z Polski i dlaczego był tak poruszony wiadomością o cudzie.
A przy tym jedno było pewne: wizjonerka Marija wiedziała o wszystkim, co dzieje się w Medziugorju. Jeżeli ktokolwiek mógł wiedzieć, gdzie w Medziugorju znajduje się tajemnicze miejsce związane z cudem Bożego miłosierdzia, to tylko ona.
Z Rzymu do Medziugorja można się dostać na dwa sposoby. Większość księży umawia się na wspólną wyprawę samochodem przez Wenecję i Triest, następnie chorwackim wybrzeżem aż na miejsce. Taka podróż trwa dwadzieścia godzin. Bardziej komfortowym rozwiązaniem jest przelot do Splitu i wypożyczenie tam auta na dalszą podróż. W Rzymie istnieje cała sieć punktów spotkań dla duchownych zafascynowanych tym sanktuarium, gdzie mogą umówić się na wspólny wyjazd, oferując wolne miejsca w swoim samochodzie. Sprzyjało mi szczęście, bo mój zaprzyjaźniony ksiądz miał pewnego pobożnego znajomego w chorwackich liniach lotniczych, dzięki któremu udało nam się dostać bilety na przelot z Rzymu do Splitu w korzystnej cenie.
Myślę, że od czasów Marcina Lutra, kiedy doszło do rozłamu i powstania Kościoła ewangelickiego, żaden spór wewnątrz Kościoła nie miał takiej siły jak ten wokół zagadki Medziugorja. A przy tym dotyczył on nie wiernych świeckich, ale duchownych. Tysiące księży na całym świecie jest przekonanych, że w Medziugorju wydarzył się cud, bardzo istotny cud. Po drugiej stronie również stoją tysiące księży uznających przypadek Medziugorja za totalną bzdurę. Ta rozbieżność dotyka nie tylko szeregowych kapłanów, lecz obecna jest we wszystkich kręgach duchownych aż po kolegium kardynalskie. Do Medziugorja pielgrzymują bowiem, bardziej lub mniej skrycie, także setki, jeżeli nie tysiące biskupów. Spotkałem tam wielu takich, którzy zdejmowali swoje insygnia i chowali je w kieszeniach koszuli lub kurtki. Nawet kardynałowie pielgrzymują do Medziugorja, a największym spośród nich – przyjacielem tego sanktuarium jest arcybiskup wiedeński kardynał Christoph Schönborn.
Przeciwnicy Medziugorja są przekonani, że to nic więcej jak jedno wielkie oszustwo. Biskupi z byłej Jugosławii w deklaracji podpisanej w Zadarze w roku 1991 oświadczyli, że nie można stwierdzić że zaszło coś nadprzyrodzonego. Kongregacja Nauki Wiary pod przewodnictwem Josepha Ratzingera zabroniła oficjalnych pielgrzymek czyli organizowanych przez duszpasterzy katolickich parafii do Medziugorja. Jednak ten, kto tam dotarł, dobrze wie, że zakaz łamany jest każdego dnia. Pod tamtejszym kościołem, w którym odprawia się Mszę świętą za Mszą i gdzie wierni taśmowo przystępują do sakramentu pokuty, codziennie kłębią się grupy pielgrzymów z całego świata. Nigdzie, w żadnym innym miejscu na ziemi nie widziałem takich tłumów stojących w kolejce do konfesjonału.
Mnie osobiście każda z podróży do Medziugorja fascynowała z tego prostego powodu, że będąc tam na miejscu, nie sposób nie zapytać:
co tu się stało?
Zwolennicy tego sanktuarium wierzą, że począwszy od 24 czerwca 1981 roku na wzgórzu Crnica, teren parafii Medziugorja, ukazywała się Matka Boska i przekazywała tysiące orędzi sześciorgu dzieciom. Przepowiedziała na przykład wojnę na Bałkanach na dziesięć lat przed jej wybuchem. Od tamtego czasu o ustalonej porze dnia wciąż przekazuje swoje przesłanie sześciorgu „widzącym”. Przeciwnicy sanktuarium uważają, że owa szóstka zmówiła się i przez długie już dziesięciolecia podtrzymuje swoje kłamstwa tak skutecznie, że w Medziugorju powstało ogromne centrum pielgrzymowania, w którym jedynie w 2006 roku – pomimo zakazu Watykanu – odprawiło Mszę Świętą 4503 katolickich duchownych. Z owymi „Widzącymi” dziećmi, teraz już dorosłymi, spotykałem się wielokrotnie. Nie wiem, czy są notorycznymi kłamcami. Gdyby jednak to wszystko zmyślilii w swej zmowie trwali przez tak długie lata, to nasuwa się tylko jedno pytanie:
po co?
W okresie przed pierwszymi objawieniami w roku 1981 aż do momentu upadku muru berlińskiego wszyscy z tej szóstki, żyjący w komunistycznej Jugosławii, byli narażeni na różnego rodzaju konflikty i szykany ze strony aparatu państwowego czy milicji tylko dlatego, że twierdzili, iż widzieli na własne oczy Matkę Boską, która przekazała im orędzie. Po co mieliby to robić, skoro takim oświadczeniem narażali się na więzienie? Moje wahanie pogłębiały jeszcze rozmowy z wieloma włoskimi sędziami.
Na przykład przy zwykłej próbie wymuszenia ubezpieczenia świadkowie starają się wcześniej uzgodnić szczegóły rzekomego zajścia. Praktyka pokazuje jednak, że prawie nigdy nie udaje się zbyt długo podtrzymać nieprawdziwej wersji. Ktoś w końcu przerywa milczenie, zwłaszcza gdy w cały spisek zamieszanych jest kilka osób i upłynęło już trochę czasu. Jednak w przypadku Medziugorja nikt z „Widzących” nie zmienił dotąd swojej wersji. Dla czego? Bo potrafią tak doskonale kłamać? A może na prawdę widzieli Matkę Boską? Te go nie wiem.
CDN
Ciąg dalszy nastąpi