Bez względu na to, kto wygra dzisiejsze wybory, w Stanach Zjednoczonych będą pojawiać się niepokoje i przynajmniej sporadyczne protesty, niektóre gwałtowne, a wszystkie będą powodować podziały. W radiu, telewizji kablowej oraz w mediach społecznościowych jest atmosfera rozpoczynającej się wojny domowej.
Jeśli wygra prezydent Donald J. Trump, istnieje gwarancja przedłużających się zakłóceń ze strony Black Lives Matter i stowarzyszonych z nią grup, a także bardziej radykalnej Antify. Niektóre z tych protestów będą poważne na poziomie zamieszek lat sześćdziesiątych. Będą trwały przez miesiące.
Jeśli zwycięzcą zostanie były wiceprezydent Joseph Biden, pojawi się głębokie niezadowolenie, które przerodzi się w demonstracje i blokady w całych Stanach Zjednoczonych.
Trudno jest przewidzieć najbliższą przyszłość bez niepokojów.
Przewrót.
Obie strony są dobrze uzbrojone.
To kwestia tego, jak daleko to zajdzie. Na pewno potrzeba modlitwy, która jednoczy.
Demonstracje wybuchną nawet już w czasie przedłużających się liczeń wyborczych.
W USA panuje głęboka gorycz , zaostrzona przez frustrację covidem.
I to nie tylko w Ameryce: na całym świecie panuje duch zdenerwowania, od Francji – gdzie radykalni islamiści ponownie wykorzystują chrześcijan i Żydów, bez adekwatnej odpowiedzi – po protesty w krajach Trzeciego Świata.
Pośrodku tego wszystkiego znajduje się Kościół katolicki, któremu udaje się oberwać ze wszystkich stron, także od wewnątrz.
Zstąpił duch anarchii, poprzednik autorytaryzmu, który prędzej czy później połączy się, najprawdopodobniej za naszego życia; prawdopodobnie po kryzysach gospodarczych i / lub klęskach żywiołowych; prawdopodobnie raczej wcześniej niż później.
Na teraz według najnowszych sondaży
