Dziecko Królowej Pokoju

Pokój musi zapanować pomiędzy człowiekiem i Bogiem, a także między ludźmi

  • Królowa Pokoju

    Królowa Pokoju
  • Uwaga

    Strona używa plików cookies które zapisują się w pamięci komputera. Zapisywanie plików cookies można zablokować w ustawieniach przeglądarki. Dowiedz się o tych plikach http://wszystkoociasteczkach.pl
  • Propozycja chronologiczna

    • Rok 2019 – Kryzys Rumunia
    • Rok 2020 – fałszywe traktaty pokojowe
    • Rok 2021 – Papież jedzie do Moskwy
    • Rok 2021 – Wojna
    • Rok 2022 – zwycięstwo komunistyczne
    • Rok 2023 – 10 królów
    • Rok 2024 – Antychryst
    • Rok 2025 – Sojusz z wieloma
    • Rok 2025 – Synod
    • Rok 2026 – Henoch i Eliasz
    • Rok 2028 – Ohyda spustoszenia
    • Rok 2029 – Ostrzeżenie
    • Rok 2030 – Cud
    • Rok 2031 – Nawrócenie Izraela
    • Rok 2032 – Kara
    • Rok 2032 – Odnowienie świata
    • Rok 2033 – Exodus
    • Rok 2034 – Zgromadzenie w Jerozolimie
    • Rok 3032 – Gog i Magog
    • Rok 3213 – Koniec świata
    • Nowe niebiańskie Jeruzalem.
  • Ostrzeżenie

    13 kwietnia 2029
    4,9 rok pozostał.
  • Logowanie

  • Odwiedzają nas

    Map

  • Maryjo weź mnie za rękę

  • Jezu Maryjo Kocham Was

Posts Tagged ‘Medziugorje’

Poszedł na urlop i spotkał Królową Pokoju

Posted by Dzieckonmp w dniu 5 listopada 2013

Rozmowa z Zygmuntem „Muńkiem” Staszczykiem, liderem zespołu T.Love

5 listopada skończy pan 50 lat. Zrobił pan sobie przerwę w tym roku w karierze, zniknął pan, wyjechał. Ale teraz czekają pana koncerty, znowu trzeba się będzie odezwać…

Zygmunt „Muniek” Staszczyk, muzyk: Coraz bardziej uważam co i komu mówię. Wydaje mi się, że przez ostatnią dekadę bardzo wszystko schamiało, stabloidyzowało się, stało się agresywne. Kilkakrotnie byłem potraktowany przez poważne tytuły, które nie są tabloidami w sposób tabloidowy. Ja zawsze teksty autoryzuję, ale było tak, że coś celowo wybito. Zrobili ze mnie na przykład w ciągu dwóch tygodni najpierw totalnego fana PiS-u, a potem facet z PiS-u wziął bezprawnie naszą piosenkę do kampanii wyborczej. Nie dałbym żadnemu politykowi swojej piosenki, czy to PiS, czy PO, czy cokolwiek innego, więc zagroziłem mu sądem. Podchwyciła to „Wyborcza” i inne portale. Zaraz się znaleźli prawnicy, którzy chcieli za duże pieniądze pójść ze mną do sądu i w ciągu dwóch tygodni zostałem zwolennikiem Tuska. Nie chodzi tu o PiS i PO, chodzi o to, że mówiłem coś zupełnie w innym kontekście, nie politycznym. Obserwuję tę agresywność, nerwowość, pazerność na sensację i w ogóle taką złą wibracje w mediach. Jesteśmy zarażani stanem permanentnych nerwów: a to wybuchnie kolejna epidemia, a to umrzemy bo zjedliśmy wołowinę, a to nowa szczepionka się nie sprawdziła. Byłem w tym roku w Ameryce, tam to jest to samo, tylko pomnożone w swej paranoi razy dziesięć. I dlatego coraz bardziej chce mi się milczeć. Z drugiej strony muszę mówić od czasu do czasu, bo jestem osobą publiczną. Jak się już coś dzieje, to trzeba to promować, jest jakiś jubileusz jak teraz na przykład. Mówię, bo muszę, ale powiem szczerze, zaczynam sobie cenić milczenie. Ja to gaduła jestem, ale z wiekiem bym pomilczał. Niespecjalnie mi się ten świat medialny podoba. Nie jestem intelektualistą, ale agresywnej głupoty nie toleruję, już wolę obejrzeć Animal Planet. Nie demonizuję tego, ale to mnie męczy i trochę jestem nieufny. Mnie taka agresywność nie interesuje, ja tak z ludźmi nie rozmawiam. Kiedyś się pchałem do tych wywiadów, ale teraz traktuję je z dystansem.

Trochę to brzmi, jakby się pan czegoś obawiał, albo miał coś do ukrycia.

Nic nie mam do ukrycia, tylko większość rzeczy już powiedziałem. Jak myślę, co myślę, jaki byłem, jaki jestem i pewnie znowu w tym wywiadzie to samo powtórzę.

Kiedyś mnie to łechtało, że np. TVN mnie tak często zaprasza i mogę wypowiedzieć się we wszystkich dziedzinach, a przecież ja się na tych wszystkich dziedzinach nie znam. Mogę mówić o muzyce, bo się na tym znam. Mogę mówić o historii Polski ostatnich 30 lat, bo ją dobrze znam, bo uczestniczyłem w tych wydarzeniach. Ale zapotrzebowanie jest na sensację i na liczby.
Weźmy choćby Facebooka. Co to znaczy przyjaciele, znajomi, lajki, liczby? Co to są za relacje? Przecież ja tych ludzi nie znam. Stary chyba jestem. Nie interesuje mnie to.

To co pana na tym etapie życia interesuje, o czym lubi pan mówić w wywiadach, bez poczucia że uczestniczy pan w jakiejś farsie? Co jest dla pana dziś w życiu ważne?

Bardzo się zdystansowałem do kariery. Nadal kocham muzykę, ale bardzo dużo mi dał ten urlop. Jak zdecydowałem się na tę roczną przerwę, to myślałem, że zacznie mnie swędzieć tyłek, będę się niecierpliwił, żeby coś robić.
Z jednej strony bardzo tę muzykę kocham, ale z drugiej nie będę już na to wszystko patrzył jak do tej pory.
To wynika z doświadczenia, bo człowiek 50-letni dużo więcej wie od 20-letniego małolata. Z drugiej strony trudno wymagać, żeby 20-latek miał umysł 50-latka, bo by nie zrobił tych wszystkich fajnych błędów, nie byłby tak bezczelny, nie buntowałby się. Ja bym niczego nie cofnął, ale dziś żyję w dużej zgodzie z samym sobą.
Od stycznia zacząłem ten urlop. Zaplanowałem sobie trochę podroży. Trochę może za dużo. Byłem w RPA, w południowych stanach USA, byłem w Medjugorie w Bośni, byłem w Toskanii, a teraz właśnie wróciłem z Afryki. Nigdy wcześniej tyle nie podróżowałem. Mam trochę głód grania: teraz czekają mnie cztery koncerty, a w maju przyszłego roku rozpoczynamy na pełnej parze. Ale w tym roku przynajmniej świat w maju widziałem takim, jaki on jest naprawdę, poza sceną.

Po co panu ten urlop? To dosyć długie wakacje.

Wymiękłem już po 31 latach grania, może nawet nie fizycznie, ale psychicznie. Frontman zbiera bardzo dużo z tego tortu, ale bardzo dużo niesie w sobie tych wszystkich rzeczy. To są media, to jest gadka, promocja, rutynowe czynności, które zna na pamięć taki człowiek jak ja robiący to samo, chociaż każda płyta jest inna.
Zmęczony byłem, więc powiedziałem kolegom, że robię sobie urlop. T.Love jest takim zespołem, dzięki któremu ludzie mają uśmiech na twarzy. Nigdy nie chciałem być gościem, który wychodzi wku…y na scenę i się na ludziach wyładowuje. Wiedziałem, że jak pociągniemy to dalej, to pęknę, będę nieprzyjemny dla otoczenia, dla kumpli z zespołu…
Więc wręczyli nam złotą płytę i od stycznia poszedłem na urlop. Chłopaki wiedzieli o tym wcześniej, choć oczywiście mieli trochę inne zdanie. To nie jest tylko praca. Ktoś z zespołu wtedy powiedział mi: „Stary, ja cię rozumiem, jaki ty musisz być wypompowany”. Przez ten rok zrozumiałem, że – jak to mówił Wałęsa – mogem, ale nie muszem.
Nasza ostatnia płyta „Old is Gold” tak mnie wypompowała, że na razie nie mam nic do powiedzenia jako artysta. Teraz jestem szczęśliwym człowiekiem, nie mam o czym pisać. Jest mi bardzo dobrze, ale nie jestem jeszcze na takim etapie rozwoju duchowego, żeby śpiewać psalmy biblijne, bo to by było trochę nieuczciwe, chociaż znam je dosyć dobrze.
Poza sceną nadal dużo gramy: w więzieniach, domach dziecka, nawet ostatnio nad grobem kolegi. Na dzień dzisiejszy jestem wypompowany z pomysłów, ale za to czuję się świetnie. Nie napisałem przez ten rok żadnego tekstu. W moim życiu nie ma teraz zawirowań. Wszystko płynie pogodnym torem.

To coś nowego dla pana: nie ma zawirowań, wszystko płynie pogodnym torem…

Tak, coś nowego. Zawsze były jakieś napięcia, jakieś miotanko. A teraz mam luz.
Proszę nie zrozumieć mnie źle. Zespół osiągnął sporo i cieszy mnie, że odnieśliśmy sukces. To jest wielki skarb i dar. I niektórzy oczywiście powiedzą, że facet pier…i, bo się zestarzał i jest mu chyba za dobrze. Pewnie wolą widzieć takiego Muniusia wiecznie zbuntowanego. Kolejny stereotyp.
Ale ja naprawdę nie mam dziś zbyt wiele do powiedzenia ani na temat polityki, ani współczesnego świata. Nie ma we mnie złości, żeby kogoś op…ć. Ktoś mnie zapytał ostatnio, co mnie wk…a. Odpowiedziałem, że nic. Jestem dziś…

…wolny?

Tak, wolny. Nie wiem, co będzie dalej z moja twórczością, ale nie smuci mnie to wcale.

Iść na roczny urlop, kiedy zespół jest u szczytu kariery, to i odważne, i ryzykowne jednocześnie. Czy było jakieś jedno wydarzenie, czy coś pan zawalił? Albo stało się coś, że powiedział pan sobie „stop”?

Lubię sobie czasami chodzić do kościoła i pamiętam taki wieczór, że siedziałem w tygodniu na mszy i przyszła na mnie taka mocna myśl, właściwie jakby ktoś mi to powiedział: idź teraz do domu i zdecyduj, że od stycznia robisz sobie roczny urlop.
Przyszedłem więc do domu i powiedziałem o tym żonie. Ona podeszła do tego z lekkim niepokojem – czy coś się stało. A później musiałem powiedzieć kolegom z zespołu. W tym samym czasie pojawiła się też druga myśl: stary, co ty będziesz teraz jakieś urlopy robił, przecież jak nie będziesz grał, nie będziesz taki rozpoznawalny, atrakcyjny dla kobiet i w ogóle, co ty głupi jesteś, po co ci ta przerwa?
A ja siedziałem w domu i dzień mijał mi tak, że szedłem do Carrefoura na zakupy, gadałem z facetem ze stoiska z rybami o rybach, wracałem, czytałem, książkę, jadłem kolację z dziećmi i szedłem w kimę. Ktoś powie „ale nuda”, a ja mówię „ale fajnie”.
Towarzyszył temu strach otoczenia, że zwariowałem. Bo przecież zawsze stała tam taka wielka krowa, która nazywała się T.Love z wielkimi cycami, dojna krowa i zawsze można było ją wydoić, a ja nagle powiedziałem: dosyć.
Naokoło może narastała presja: stary, oni o tobie zapomną. I ten strach, ze może nagrywam płytę z kimś po kryjomu. A ja sobie myślę: gówno mnie obchodzi, co będzie za rok. A ja niczego nie rozwalam, ani nie ściemniam.
Teraz będą cztery koncerty w Wilnie, Krakowie, Warszawie w Londynie z okazji mojej pięćdziesiątki, ale zaraz później znowu znikam do maja 2014 roku i nie wiem, jak ja po tej przerwie będę patrzył na ta całą show-biznesową maszynkę.
Jestem wierzący i nie chcę się na ten temat rozwodzić, ale jestem przekonany, że ja sam nic nie mogę zaplanować. Nie ja jestem panem swojego losu. Oczywiście nie jestem bezwolny w tym wszystkim, bo dużo ode mnie zależy, natomiast ja już się tak bardzo nie obawiam o przyszłość.

Skąd w panu taka pewność, że jest siła wyższa, która kieruje pana życiem? Ma pan na to jakiś dowód?

Stuprocentowa pewność będzie po śmierci. Dzisiaj natomiast mam takie odczucie, że wokół mnie więcej dobra się dzieje i otoczenie się zmienia, łącznie z zespołem i najbliższą rodziną. Pewność polega na tym, że po raz pierwszy czuję w spokoju siłę. We mnie jest dużo bardziej rzeczy w porządku.
Zauważam więcej zwykłych rzeczy, które mnie cieszą. Wzrosła moja ciekawość innymi ludźmi. Wzrosła moja świadomość, że wspierając się nawzajem tworzymy siłę, taką samą jak w słowach: przekażmy sobie znak pokoju.
Nie jestem nawiedzony, nie dostałem nagle pigułek szczęścia, ale prawda jest taka, że dawniej byłem kłębkiem strachu, a teraz nie mam w sobie ani strachu, ani agresji, tylko spokój. I to jest fajne.

Pierwszy raz słyszę, żeby urlop tak bardzo kogoś zmienił.

Tu nie chodzi o urlop, tylko o to, że jak chcesz się wsłuchać w siebie i porozmawiać z siłą wyższą, to musisz mieć ciszę i czas, bo jak człowiek żyje w zamęcie i w szybkości, to o to trudno.
Zamęt, kariera, pozycja, pieniądze – to znam doskonale. Pochodzę z rodziny robotniczej. Rodzice są ze mnie dumni, do dziś im pomagam i to wszystko jest fajne, ale mówię o zamęcie innego typu. Dążenie do pozycji, podbijanie ego, zajmowanie miejsca w rankingach – to łączy się z zamętem.
I ten zamęt ma złą energię. W zamęcie nie ma spokoju. Urlop był po to, żeby się wsłuchać w siebie, zrozumieć siebie, poszukać odpowiedzi na ważne pytania, spróbować żyć innym rytmem, zobaczyć jakie to daje rezultaty.

Czyli jak trwoga, to do Boga. Czy przeżył pan jakąś tragedię, że nagle zaczął pan tak poważnie traktować wiarę?

Byłem w kilku współuzależnieniach. Nałóg ma jeden i ten sam mechanizm, czy to jest kobieta, hazard, pornografia, alkohol, czy narkotyki. U mnie to szło kilkutorowo i generalnie nie mogłem złapać wolności, a chciałem wszystkich nasycić.
Było mi z moim życiem źle, cztery lata temu myślałem o samobójstwie. Przyglądałem się ostrym przedmiotom. Czułem działanie złych mocy. Nie radziłem sobie z tym i być może to była właśnie ta trwoga, o której wspominasz. O tym właśnie jest nasza piosenka „Lucy phere” – o pozornym zbliżeniu się do rzeczy dobrych, a takim wymanewrowaniu, przez tego przeciwnika naszego, że budzisz się z ręką w nocniku, że dochodzisz do ściany.

„Lucy phere” czyli Lucyfer?

Tak, poczułem go. To nie były, mówiąc delikatnie, fajne emocje. Męczyłem się. Myśli samobójcze, bardzo niskie poczucie własnej wartości, przekonanie że jestem do niczego i najlepiej z tym wszystkim skończyć.
Na szczęście jestem z Częstochowy, chodziłem z babcią na Jasną Górę, więc nigdy nie odszedłem od katolicyzmu. Byłem, jak wielu chłopców, wychowany w wierze katolickiej, choć oczywiście to kompletnie olewałem. Show-biznes przynosi wiele pokus i skorzystałem z nich wszystkich. To w ogóle bardzo niebezpieczna praca.

Dzisiaj jest już pan wolny od tych wszystkich nałogów?

Zupełnie nie, ale to takie jest już takie malutkie we mnie.
Nie ma we mnie również agresji wobec ateistów, ale zastanawiam się, czemu ludzie niewierzący mają tyle agresji do katolików. I dlaczego stereotypowo myślą? Oczywiście, jest wiele Diabła nawet w Kościele, ale prawda jest taka, że jak jesteś wierzący, od razu zrobią z ciebie debila.
To łatwo powiedzieć: katolicyzm to ciemnogród. A ja mówię: Boże kochany, nawet taka prosta wiejska wiara to przecież jest coś, za co tu ludzi atakować?
Ja na przykład nie odnajduję ciemnoty w Biblii. Uważam, że jest to księga współczesna, trudna na maksa, ale jak czytam w Psalmach o takim Dawidzie, który był przecież niezłym rozrabiaką i hulaką, to to są przecież rzeczy całkowicie współczesne.
Generalnie nic się nie zmieniło od tamtych czasów. Dobro i zło istnieje. Bóg i diabeł istnieją. Mam wielu kumpli ateistów, znam też ultrakatolików z zawężonymi horyzontami, ale podstawa to się nie atakować.
Nie widzę powodu, dla którego miałbym się wstydzić swojej wiary i nie widzę dysonansu, że mój zespól nie gra rocka chrześcijańskiego, ale staramy się dawać coś pozytywnego ze sceny. Dalajlama powiedział, żeby trzymać się swoich korzeni, więc ja się trzymam swoich.
Mówiąc krótko – w Kościele poczułem miłość i wsparcie. Wiara to dla mnie realne uczucie miłości, troski i wsparcia. Namacalnie to poczułem.

Namacalnie poczuł pan Boga? Pamięta pan konkretny moment?

W tym roku w Medjugorie się coś takiego zdarzyło…

Do Medjugorie 30 mln ludzi z całego świata co roku, bo na własne oczy chcą zobaczyć cud. Czy pan coś takiego widział?

Wydaje mi się, że to jedno z najważniejszych miejsc na świecie, że tam Matka Boża robi to, co chce. Najwyższe autorytety badają różne zjawiska, do których nie ma postaw, żeby się działy i nie znajdują odpowiedzi. Mnie się też coś niewyjaśnionego przydarzyło.
Pyta pani o namacalne dowody. Ja nie pojechałem tam szukać dowodów, ani sensacji i to co tam przeżyłem to jest coś bardzo osobistego. Nie chcę o tym opowiadać w gazecie, ale zdradzę tyle, że poczułem tam miłość, ogromną miłość. Poryczałem się, chociaż msza była po włosku, a ja po włosku znam 15 słów i moja żona też ryczała, a nikt się na żadne ryczenie nie umawiał.
Wiele rzeczy się tam zmieniło. Wcześniej się śmiałem z różańca, że to jakiś zabobon, a teraz jestem pierwszy do różańca. Zmienił się też mój stosunek do kobiet.
Każdemu polecam Medjugorie. Jest to przepiękne, niezwykle miejsce wielkiego ducha i nie chce się stamtąd wyjeżdżać. Polecam każdemu, niezależnie od światopoglądu.
No patrzcie, miałem nie mówić o tym, a jednak mówię… Wyobrażam sobie taką scenę: bierze jakiś facet w weekend do ręki „Rzeczpospolitą”, a tu nagle Muniek o Bogu… Dla normalnego człowieka to wszystko musi brzmieć dziwnie. Nie to, że ja się boję, co teraz ludzie powiedzą, ale bym wolał czynami, a nie słowami o tym wszystkim świadczyć. Mam świadomość, że jestem jeszcze słabiutki.
Jakby to mówił Karol Wojtyła, to ja rozumiem, ale w moich ustach to może brzmieć dziwnie, bo ja przecież nie jestem perfekcyjny i daleko mi do tego.

To co by powiedział pan temu facetowi, który w weekend przy kawie sięga po gazetę i czyta ten fragment o Bogu z lekkim niedowierzaniem. I myśli sobie: po co ten Muniek o tej wierze tyle gada?

Proszę mi uwierzyć, bardzo mi trudno o tym wszystkim mówić. Mam świadomość, że dla wielu mogę być niewiarygodny. Poza tym wciąż we mnie dużo jest hedonizmu i daleko mi do ascety. Wciąż karnawał walczy we mnie z postem. Temu facetowi chciałbym jednak powiedzieć, że wiara to miłość do drugiego człowieka, spokój i wolność od oceniania i osądzania. Wiem, że jeszcze będzie trudno bo taka walka trwa całe życie aż do śmierci. Można być nie raz, a sześć razy w Medjugorie, a ten Zły i tak będzie kombinował, bo zna nas dobrze, bo to trwa od dwóch tysięcy lat. Wiadomo, co człowiek wyprawiał, co Kościół wyprawiał i wiadomo jak często zły duch pchał nas do różnych złych czynów.
Nic na siłę. Nie można nikogo ciągnąć do Kościoła, ani nikomu na siłę wmuszać wiary. To jest łaska. Mi to daje same dobre rzeczy i czuję się zawsze wysłuchany. Oczywiście Duch Święty to nie chłopiec na posyłki i niektóre rzeczy rozumiemy dopiero po czasie. Jedno wiem: niewybaczenie, zawiść, zazdrość, brak miłosierdzia i trzymanie tych wszystkich złych emocji w sobie – to nas toczy.
Wiem, że niektórzy pomyślą teraz, że jestem nawiedzony, co to za zabobony, krzyżyki i o co mi chodzi. A ja powiem, że tam samo dobro mieszka i to nie takie dobro, jak w bajeczkach. I każdy może je mieć za darmo, nawet najgorszy morderca. Każdy ma szansę, każdy może spróbować.
Jeśli teraz czyta to ktoś, kto nigdy nie był w kościele, ktoś kto nie wierzy, to polecam, żeby poszedł do kościoła i powiedział Bogu o swych problemach. Ja ze swojego doświadczenia mogę się założyć, że będzie się działo. Pomoc przychodzi. I to bym powiedział temu facetowi.

– rozmawiała Katarzyna Olubińska

źródło: rp.pl

Posted in Medziugorje, Nawrócenia, Świadectwa | Otagowane: , , , | 10 Komentarzy »

Tam będę wracać

Posted by Dzieckonmp w dniu 1 października 2013

Ciekawa refleksja dziewczyny sceptycznie nastawionej do miejsc świętych. Poszukując swojego sensu życia trafia na światowy festiwal młodzieży w Medjugoriu i tam, w konsekwencji tego co ją spotyka, znajduje odpowiedź na podstawowe pytanie.
reżyseria: Inka Bogucka

Posted in Festiwal Młodzieży w Medjugorje, Film, Medziugorje, Nawrócenia, Świadectwa | Otagowane: , , , | 111 Komentarzy »

Widząca Vicka – To światło jest wstępem do tego, co dopiero przyjdzie

Posted by Dzieckonmp w dniu 28 września 2013

Z widzącą Vicką Ivanković-Mijatović rozmawiamy o świecącej figurze Matki Bożej, z powodu której do jej rodzinnego domu w wiosce Bijakovići od poniedziałkowej nocy pielgrzymują tysiące wiernych.

Vicka3

Wczoraj widząca Vicka Ivanković Mijatović w Centrum Jana Pawła II, u siostry Kornelii w Vionicy, w parafii medziugorskiej, dawała świadectwo w sprawie objawień Matki Bożej i codziennych spotkań z Królową Pokoju, przed trzema tysiącami Włochów, Amerykanów, Anglików, Irlandczyków, Niemców, Polaków, Czechów, Węgrów, Ukraińców, Rumunów, Francuzów…. Przed świadectwem, udzieliła wyłącznego wywiadu…

Vicka4

Jak skomentujesz to, że w twoim rodzinnym domu zaczęła świecić figura Matki Bożej?

– Przed trzydziestoma laty figura ta została przywieziona z Lourdes. Pewna grupa pielgrzymów, z miłości wszystkich serc przyniosła mi ją jako dar od Matki Bożej z Lourdes. I figura ta została wstawiona do pokoju objawień. Tyle razy Matka Boża ukazała się obok tej figury. Przez te trzydzieści lat, odkąd figura jest tutaj, nigdy nie świeciła. Zawsze się przed nią modlono. Inna jest światłość przychodząca od Matki Bożej, w czasie objawienia, kiedy światłość pojawia się trzy razy, jest to jednak coś szczególnego.

Czy odkąd się to zdarzyło byłaś w rodzinnym domu?

– Byłam w podróży i nie byłam w pokoju, ale powiedzieli mi, że figura Matki Bożej świeci. Całe trzydzieści dwa lata Matka Boże pełnym blaskiem świeci w Medziugorju. Ona jest tu obecna, żywa, obecny jest Jej żywy blask. I Matka Boża widzi, że w dzisiejszym ponurym, ciemnym świecie potrzeba trochę światła. Myślę, że człowiek nie powinien bać się światłości. Należy trochę badać siebie, swoje sumienie. Ludzie, którzy czekają, aby wejść do tego miejsca, powinni rozświetlić tym swoje serce i poznać co daje nam Matka Boża. Matka Boża bowiem często mówiła, że tyle razy dawała swoje małe znaki, znaki je poprzedzające, a my zostawaliśmy ślepi i głusi na nie. Dlatego Matka Boża wzywa nas, abyśmy się modlili, abyśmy przez modlitwę rozpoznali to, co nadejdzie.

Wczoraj widziałaś Matkę Bożą. Rozmawiałyście może o Jej świecącej figurze?

– Nie. Nie rozmawiałyśmy o tym. Wierzę, że jeśli będzie tego potrzebować, Matka Boża sama to powie.

Zgodnie z niektórymi szacunkami, przez twój dom w czasie dwóch dni przewinęło się około piętnastu tysięcy osób. Jak wyjaśnisz to, że ludzie chcą zobaczyć to zjawisko?

– To, że ludzie przychodzą do mojego starego domu nie jest niczym niezwykłym. Przewijała się przez niego masa ludzi i dla mnie była to szczególna radość. To dowodzi tylko tego, jak dzisiaj potrzebna jest ludziom światłość, jak potrzebny jest pokój. Matka Boża tylko z jednym małym blaskiem tak wiele może uczynić. Od nas zależy na ile to zaakceptujemy i jak skorzystamy z tej światłości. Wszystkim zalecałabym – patrzmy oczyma naszego serca, aby weszło do niego trochę światłości. A światłość bez modlitwy nie może wejść. Dlatego Matka Boża zachęciła nas, abyśmy uklękli, wzięli różaniec do ręki i zaczęli się modlić. Zacznijmy się modlić w naszych rodzinach. To co zostało dane, to mała zachęta, ponieważ oddaliliśmy się od wszystkiego tego, co Ona nam daje. Nigdy nie wolno nam stawiać na pierwszym miejscu rzeczy nieważnych. Na pierwszym miejscu jest Jezus, Jej Syn, gdyż Ona mówi „ile łaski On daje mnie, tyle ja mogę dać”, ponieważ Matka Boża jest tylko pośredniczką. Ona też jest na drugim miejscu i dlatego nas wzywa, abyśmy również my, w naszych rodzinach wznowili modlitwę, a najdroższa dla Niej jest modlitwa różańcowa.

Czego Matka Boża w ostatnich objawieniach w szczególności oczekuje od was widzących?

– Matka Boża jest najbardziej zatroskana o młodych ludzi i rodziny będące w bardzo, bardzo trudnej sytuacji. A my możemy tylko pomóc naszą miłością i modlitwą serca. Mówi – „Drodzy młodzi, to co oferuje wam dzisiejszy świat jest przejściowe i przez to nie możecie zobaczyć czy szatan wykorzystuje każdą wolną chwilę dla siebie”. A dzisiaj robi to najczęściej w młodych ludziach i chce zniszczyć nasze rodziny. A szczególnie podkreśliła, że teraz jest czas wielkiej łaski. Pragnie, abyśmy odnowili Jej orędzia i zaczęli je przeżywać sercem.

Od ponad 32 lat codziennie widzisz Matkę Bożą i z Nią rozmawiasz. Czy objawienia tutaj różnią się od tych w Ziemi Świętej?

– Nie. Matka Boża jest taka sama tutaj i tam. Ale znów, w Ziemi Świętej jest coś szczególnego. Jej biskupi, arcybiskupi mówią:

„Matka Boża ponownie do nas wróciła. Wcześniej nas opuściła. Udała się do Medziugorja, aby Vicka przyjechała z Medziugorja i zwróciła nam Matkę Bożą. Prosimy Cię, zostań z nami, nie opuszczaj nas”. Ależ to mocne słowa!

Jakiż to widok, kiedy dwadzieścia tysięcy ludzi pod gołym niebem jest na objawieniu, kiedy widzisz z jakim żarem i z jaką miłością czekają na Matkę Bożą! Jakże Ją kochają! Jak się do Niej modlą! W Ziemi Świętej byłam przed tym spotkaniem siedmiokrotnie. Nigdy nie byłam z rodakami. Zawsze jechałam z przyjaciółmi, jako pielgrzym. Było to szczególne doświadczenie. Jeszcze w zeszłym roku, w listopadzie zadzwonił do mnie arcybiskup z Brukseli, abym uczestniczyła w jego ruchu uzdrowienia ludzkości i abym modliła się w tej intencji. Zgodziłam się i chciałam dać wsparcie katolikom w Ziemi Świętej, aby powiedzieć im, że nie są sami i że modlimy się z nimi.

O czym dzisiaj będziesz mówić pielgrzymom?

– O tym, co najważniejsze, czego oczekuje Matka Boża. Przekażę im orędzie Matki Bożej.

Otrzymałaś dziewięć tajemnic?

– Tak, Matka Boża ujawniła dotąd dziewięć tajemnic, nie ma w tej kwestii żadnych zmian. Ja czekam…

Co przyniesie trzecia tajemnica?

– Trzecia tajemnica ma charakter widocznego znaku, który Matka Boża zostawi w miejscu objawień. Będzie on trwały, niezniszczalny. – Ten znak zostawię, abyście zobaczyli, że byłam tu obecna, między wami – powiedziała kiedyś Matka Boża.

 

Gotowa biografia Matki Bożej

 

Co z biografią Matki Bożej?

– Biografia Matki Bożej jest skończona. Trzy zeszyty. Czekam tylko kiedy Matka Boża powie mi, że mogę ją pokazać.

Papież Franciszek w pewien sposób różni się od dotychczasowych następców Piotra. Co o tym myślisz?

– Każde czasy są inne. Zmarły Jan Paweł II, potem Benedykt XVI i papież Franciszek są trzema różnymi czasami. Pan wysyła osobisty znak, kto jest na dane czasy. Papież Franciszek jest naprawdę dobry i wyjątkowy i powinniśmy modlić się za niego jak najwięcej. Jeśli będziemy się modlić, będzie miał więcej siły i łaski, będzie mógł iść naprzód.

Czy Komisja w sprawie Medziugorja zmieniła swój stosunek wobec widzących?

– Jeśli chodzi o nas widzących, zawsze jesteśmy do dyspozycji. Na każdy telefon, w razie każdej potrzeby, jesteśmy tutaj. Oni wiedzą, że Matka Boża powiedziała kiedyś: „Wy odpowiedzcie ze swojej strony, a to co będzie, zostawcie mnie”.

Na koniec rozmowy Vicka pozdrowiła od serca czytelników Večernjaka i zaleciła:

– Wiecie, że modlę się za was wszystkich, a dzisiaj w szczególności pozdrawiam wszystkich chorych. Dla nich słowo i uśmiech, spojrzenie są wielkim darem. Widzieliśmy to w tych dniach na spotkaniu z inwalidami. Dlatego Matka Boża wzywa, abyśmy nie byli zatwardziali, abyśmy byli nosicielami Jej pokoju. Przyjmijmy Jej orędzie. My wszyscy możemy być Jej światłem, nie tylko Vicka. Ja, jako żywy świadek cieszę się z każdego pielgrzyma, a jeszcze szczęśliwsza jestem, kiedy wy swoimi sercami i z miłością przekazujecie orędzie innym ludziom wokół was.

Većernji list

Źródło: medjugorje.org.pl

Posted in Medziugorje, Znaki czasu | Otagowane: , , , , , | 191 Komentarzy »

Góra Objawień

Posted by Dzieckonmp w dniu 28 września 2013

„Jestem pod wrażeniem rozmowy z czterdziestoletnią kobietą. Bardzo ładna, ma świetną pracę. Od lat żyje z mężczyzną bez ślubu. Mają siedemnastoletniego syna. Trzy lata temu odkryła Chrystusa. Przez te lata dorastała do decyzji: opuszcza „męża”. Traci dziecko (tzn. tak na zewnątrz, bo nie będzie z nim mieszkać). Zostaje bez pracy – którą załatwił „mąż” u siebie. Teraz pozbawi ją tej pracy. Traci mieszkanie. Nic nie chce. Będzie mieszkać gdzieś w wynajętym pokoju. Wszystko po to by ocalić życie wieczne…”.

Ksiądz Piotr Pawlukiewicz

Chrystus_i_Samarytanka_1

Było tych parę dni, które zupełnie zmieniły moje życie… Choć właściwie jedna chwila zaważyła, jedna sekunda na Górze Objawień w Medżugorje…

Dotarłam tam jako osoba niewierząca, sceptyczna bardzo wobec spraw religii, nie lubiąca księży, nie chodząca właściwie do Kościoła. Traktująca Matkę Bożą jako atrakcję turystyczną, którą tam miałam zobaczyć, mimo że w sumie nie wierzyłam, że to wszystko jest prawdą…
Moja cała rodzina to, „katolicy niepraktykujący”. Bywaliśmy w kościele jedynie z powodu pogrzebów i ślubów. Małżeństwo zawarłam w kościele tylko właściwie na życzenie mamy. Ono bardzo się szybko rozpadło, właściwie nie miało żadnych szans przeżycia. Ja nie zamierzałam ani trwałości tego związku, ani że będę miała dzieci… Właściwie dziecko było jakimś tam przypadkiem w ostatnim okresie tego związku. Żyjąca jeszcze wtedy babcia namówiła mnie, żebym zostawiła dziecko, nie usunęła ciąży… bo nie uważałam aborcji za problem…
Później poznałam kogoś następnego, człowieka, z którym byłam przez wiele, wiele lat, który pomógł mi wychować dziecko. Bardzo dobrego człowieka, ale również żyjącego w taki sam, sposób, jak ja.
Powodziło mi się bardzo dobrze, wyjeżdżałam za granicę, chodziłam na wystawy, byłam przez otoczenie uważana za osobę, której się w życiu powiołlo. Byłam zawsze bardzo atrakcyjna, dbalam o linię, o to, żeby być na czasie, na topie. Ale w tym całym powodzeniu ciągle miałam wrażenie, że coś ma się jeszcze zdarzyć, jakoś ciągle brakowało mi sensu.
I właściwie miałam jeden taki moment w życiu… kiedy nie mogłam już znieść ani tego związku, ani samej siebie… około 12 lat byliśmy razem… I wtedy właśnie wyjechałam na jedną z wycieczek turystycznych do Medżugorje.
Trochę wcześniej moja córka zapisała nas na pielgrzymkę do Częstochowy – mnie i siebie. I ja zdecydowałam, że pójdę dla figury… bardzo dobrze mi to zrobi, jak się troszeczkę przebiegnę…
Początek był dla mnie straszny, po trzech dniach dostałam szału… Nie mogłam znieść tych ludzi, którzy się bez przerwy modlą, nie mogłam znieść tych warunków, nie mogłam znieść, że kremy ze mnie spływają, nie mogłam znieść kurzu… Jak zobaczyłam się w lusterku, to myślałam, że umrę. I powiedziałam do Matki Bożej, żeby coś wymyśliła – pierwszy raz się wtedy osobowo zwróciłam do Matki Bożej – żeby mi pomogła, bo ja tak dłużej nie wytrzymam. No i Matka Boża zareagowała natychmiast. Obok mnie szła pani, która poszła na pielgrzymkę dlatego, że jej mąż popijał za dużo alkoholu, która miała trójkę dzieci… Po dwóch dniach pootwierały jej się rany na nogach i płakała, że nie może… że nie dojdzie. Ja nagle zobaczyłam siebie na jej tle, no i poczułam się trochę nieswojo. Zorganizowałam jej wózek inwalidzki, władowałam na ten wózek i zaczęłam ją pchać. A ważyłam wtedy 50 kilogramów, a ona osiemdziesiąt parę. I to był chyba ten przełom właśnie pierwszy, kiedy ja w ogóle zobaczyłam drugiego człowieka.
Powoli się tam zaczęłam zaprzyjaźniać z tymi ludźmi… no, zaprzyjaźniać to może za dużo powiedziane, zaczęłam słuchać. Ale w pewnym momencie tak się na nich popatrzyłam, jak oni ciągle o tym Bogu. Tak idą i ciągle mówią: – Och, boli mnie serce, i Panie Boże daj mi serce zdrowe. Za chwilę: Syn mi umarł., no to ja słucham tej kobiety i dowiaduję się, że 13 lat temu… Ciągle jakieś jęki i myślę: ten Bóg to jakiś sadysta, a oni to masochiści. Wyrwałam w końcu komuś ten mikrofon i mówię: – Wiesz co, Panie Boże, ja to Ci dziękuję za to, że żyję, że mam udane dziecko, że mam rodziców, że mogłam sobie pojeździć po świecie, i za to nawet, że mam dwa psy… W Częstochowie już na Mszę nie poszłam, bo to już było dla mnie za dużo, nie czułam takiej potrzeby. I wróciłam do domu.
Za kilka dni miałam wyruszyć na pielgrzymkę do Medżugorje. Zapisalam się na nią tylko dlatego, że dowiedziałam się, że jest luksusowy autobus i że pensjonaty są bardzo dobrze wyposażone… To może się dziś wydawać dziwne, ale ja wtedy naprawdę potraktowałam to jako stuprocentowy wyjazd turystyczny. A tu jak tylko wsiadłam do tego autobusu, po kilku chwilach ksiądz mówi: – No to teraz wyciągamy różańce… Myślałam, że dostanę po raz kolejny szału. Miałam różańce, ale zapakowane gdzieś głęboko w torbie…
W Medżugorje pani, z którą akurat w pensjonacie miałam pokój, jak tylko zdążyłam się rozebrać, mówi, żebyśmy poszły na Mszę… No, nie powiem, zareagowalam dość gwałtownie… W końcu jednak przemogłam się i poszłam na ten plac, ale tak za bardzo mnie nie interesowało, że tam ma się coś dziać z tym słońcem. No i kiedy było to objawienie, za dwadzieścia siódma, moje dziecko się obraca i mówi: – Mamo, zobacz, z tego słońca wypływa krzyż. Ja w ogóle nie odwróciłam się, nawet nie spojrzalam. – Dziecko, mówię, tu jest jeden co lepszy wariat, latające słońca, wirujące księżyce, dziecko, ja cię bardzo proszę, pilnuj tego różańca, żeby ci nie gwizdnęli!
Następnego dnia poszliśmy na Górę Objawień, ja sobie usiadlam z boku. I tak patrzę, krzyż jak krzyż, krzaki jak krzaki. Ale jedna z pań widzi, że ja ani się nie modlę, ani nic nie robię, tylko sobie podziwiam – więc wyciągnęłam modlitwę, to była Koronka do Miłosierdzia Bożego, przeczytałam tę Koronkę, nie odmówiłam tylko przeczytałam i odwróciłam ją na drugą stronę i patrzę: jest obrazek, jest Pan Jezus, jest napis „Jezu ufam Tobie”. I tak patrzę, i mówię: ufam, ufam, dufam-ufam, ale w co ufam? W co ufam, o co tu w ogóle chodzi? Bez sensu… Twarz Pana Jezusa i napis „Jezu ufam Tobie”, ale w czym? I w tym momencie usłyszałam głos. To nie był głos we mnie, tylko gdzieś tak jakby obok, trudno mi to opowiedzieć, wszystko się działo bardzo szybko, – No i co, przyszłaś? No więc, ja zawsze byłam taka bardzo pewna siebie, powiedziałam: – No przyszłam. – A po co przyszłaś? – A bo chciałam!
No, ale w tym momencie pomyślałam: zaraz, zaraz. Co? Ja sama ze sobą rozmawiam, coś jest ze mną… Jakoś tak się poczułam dziwnie. Wtedy ten głos mówi: – A powiedzieć ci twoje największe grzechy? A nie był zbyt sympatyczny ten głos. Ja mówię: – No powiedz. I ten głos powiedział mi te dwa grzechy, no i to właśnie było złamanie sakramentu małżeństwa i aborcja. I w tym momencie zrozumiałam, że ten głos nie jest dobry.
Dla kogoś, kto jest niewierzący, to było straszne w ogóle… Nie wierzący, że istnieje diabeł, tylko tam jakieś zło… siły ciemności, o, tak sobie to wyobrażałam… I słyszę: – To ja, szatan… To było tak piorunujące wrażenie, że natychmiast zgniotłam całą tę karteczkę, złapałam dziecko i zaczęłam uciekać. Dobiegłam, nie wiem, jak sobie nóg nie połamałam, do połowy góry i w tym momencie zatrzymałam się i mówię: – Zaraz, zaraz, chwileczkę, diabeł do mnie mówi… Nie, no skociałam, no skociałam zupełnie! Od tych fanatyków religijnych pochrzaniło mi się w głowie po prostu. I mówię: – Koniec, dosyć tej religii, tych wyjazdów, bo ja całkiem zgłupieję…
Wracając szliśmy w stronę Niebieskiego Krzyża, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że tam są uzdrowienia… Znowu wszyscy rzucili się pod ten Niebieski Krzyż, ale ja już byłam ostrożna, już do nich w ogóle nie dochodziłam, a krzyże to już omijałam z daleka. Poszłam sobie na polankę, usiadłam, to wszystko ze mnie opadło…
Nagle czuję zapach… – Nieee, no – mówię. – Coś ze mną jest nie tak”, Tak piękny ten zapach, niektórzy mówią, że jest to zapach lilii czy róż, ja nie umiałam tego powiedzieć… był bardzo piękny. Ale pytam, już bardzo ostrożnie: – Dziecko, czujesz ten zapach? – Jaki zapach, mamo? – No, nie czujesz tego zapachu??!! – Nie, mamo, nie czuję… Więc ostrożnie do takiej pani obok: – Ale pani ładnie pachnie… – Ja ładnie pachnę? Mówi patrząc na mnie cokolwiek dziwnie, ponieważ zeszła z Góry Objawień i była spocona, więc nie wiedziała, czy to jest jakaś złośliwość…
W tym momencie rzuciłam się do tego Niebieskiego Krzyża, już nie wybierałam ławeczki, żeby było wygodnie, tylko buchnęłam tam na kolana, na te kamienie i mówię: – Matko Boża, Ty chcesz żebym zwariowała? O to Ci chodzi? Ja mam dwunastoletnie dziecko, ja ją muszę wychować… Zobacz, ci ludzie się modlą, coś czują… Ja nie czuję nic, nie czuję tej Mszy świętej, tej modlitwy… Jestem pusta jak bęben… Jeżeli ten Bóg jest w niebie i tak nas strasznie kocha, daj mi raz w życiu poczuć tę miłość!
I w jednej sekundzie, nie umiem powiedzieć, bo to jest bardzo dziwne… Ciałem byłam tu, ale widziałam swą duszę po drugiej stronie… Nie wiem… jakby po drugiej stronie życia… Widziałam swoją duszę czarną od grzechów, widziałam ją jako taką, taką… kulkę, wiedziałam, że to jestem ja i że idę do piekła. To było straszne. Nie widziałam piekła, czułam je za sobą, ale było tak straszne… nigdy w życiu nie zdawałam sobie sprawy, że ono może być tak straszne…
I w tym momencie poczułam przed sobą Ocean Miłości i Miłosierdzia, On był bez granic i bez końca. Przyciągał mnie z tak niesamowitą miłością i z taką siłą, że po prostu wiedziałam, że całym moim celem w życiu jest przejść przez życie i na koniec zatonąć w Bogu, zostać tam. Że to jest jedynym celem mojego życia… I tak zapragnęłam do tego Boga wrócić!
Ale zdawałam sobie sprawę, że życie, które dotąd prowadziłam, nie daje mi w Bogu zatonąć. To było okropne, bo wtedy moja dusza zaczęła konać z miłości… nie wiem, jak to powiedzieć… na jedną sekundę ona konała kilka razy, sto razy, trudno mi powiedzieć… Podrywała się do lotu w takim oszalałym bólu i upadała z powrotem, i znowu… Nie wiem, chyba ludzie potępieni tak cierpią… Straszne cierpienie… Wybuchłam wtedy takim płaczem… właściwie wypłakałam całe swoje życie, wszystkie swoje grzechy i cały ten ból istnienia…
Wydawało mi się, wtedy tak mi się wydawało, tak sobie myślałam, że przyjmuję jakąś energię… może Ducha Świętego… jakby ta pusta dusza się napełniala i napełniała bez końca… Miłością… trudno mi powiedzieć… To wrażenie się skończyło, mnie się wydawało, że trwało długo, ale to byla sekunda. Wszyscy wokół byli zdziwieni: byłam spokojna i nagle wybuchłam płaczem… a dla mnie trwało to jakiś tam czas. I nagle rozejrzałam się i zobaczyłam świat oczami Boga. Był tak piękny, nigdy nie myślałam, że świat jest taki piękny… te trawy jak szumiały, te ptaki kwiliły i to wszystko śpiewało hymn pochwalny na cześć Boga… Ja nie umiem tego powiedzieć…
Po prostu myślałam, że umrę ze szczęścia. Chciałam chodzić do tych ludzi, całować ich po rękach, powiedzieć, że jak chcą, to mogę oddać życie za nich… Miałam tak rozanieloną buzię, że wszyscy myśleli, że jestem stuknięta, ale było to najwspanialsze uczucie, jakie w życiu kiedykolwiek miałam. I właściwie ta radość życia została we mnie. I właściwie nic nie jest w stanie… mogę jęczeć, uskarżać się, bo taki mam po prostu charakter, taka jestem po prostu słaba, ale gdyby ktoś mi teraz powiedział: – Weź kostur w rękę i rusz do nieba – to bym wszystko zostawiła, w jednej chwili, w ogóle bym się nie zastanawiała. Jak teraz ktoś mi mówi, że chce się dorabiać tego czy tego, to ja na niego patrzę i mówię: – Człowieku, ale ten bagaż w niebie ci w ogóle nie będzie potrzebny, ten balast cię tylko zatrzymuje.
I tak trzeci rok jestem na tej drodze i nie zamierzam z niej zejść. Czasem jest trudno, czasem jest lżej, ale wiem, że to jest droga właściwa.
Kiedy wróciłam do domu, natychmiast przestaliśmy ze sobą sypiać. Po kilku miesiącach powiedziałam, że musi się wyprowadzić, że może sobie mieszkać u siebie. Miał też drugie mieszkanie, swoje. W pierwszej chwili myślał, że zwariowałam, że mi się całkowicie w głowie przewróciło. Mówił, że wszystko może zrozumieć, moje codzienne Msze święte, zgadza się na te modlitwy trzygodzinne, zgadza się nawet na to, że od niego uciekam i że śpię osobno, ale mówi: – Kobieto, ja cię nie będę dotykał, tylko dlaczego ja się muszę wyprowadzić? – Bo Pan Jezus jest na pierwszym miejscu i tak musi być. Nie była to na pewno dla niego łatwa sprawa. Było mu na pewno o wiele ciężej niż mnie. Ale nie miał żadnego wyjścia. Pamiętam jedną z takich rozmów: – Słuchaj, przecież ty nie pracujesz… – zezłościł się… – Jakbym cię teraz zostawił, to jesteś sama z dzieckiem, może nie dostaniesz pracy, nie boisz się? – Co ty, ja jestem już po drugiej stronie tej zasłony… jak nie dostanę pracy, to sprzedam meble, potem sprzedam wszystko, co się da, a potem się położę i umrę z głodu… – Ty jesteś stuknięta, – Nie, ja jestem szczęśliwa…
Nie wyspowiadałam się nawet w Medżugorje, jak wróciłam do Polski, poszłam na Mszę świętą. I na początku było fajnie, nawet nie wiedziałam, że nie przyjmuję Komunii świętej. Tylko dopiero po jakimś czasie tak patrzę, patrzę i myślę: coś jest ze mną nie tak, bo oni tam gdzieś chodzą, a ja nie. Aha, to ja się jeszcze muszę wyspowiadać. Kiedy już przebrnęłam przez spowiedź, byłam bardzo ucieszona. Pierwszy raz przyjęłam, Pana Jezusa, no i szłam do domu bardzo dumna. Szłam w taki bardzo dziwny sposób, chciałabym nawet teraz czasami iść w taki sposób. Po prostu czułam Pana Jezusa tutaj, w klatce piersiowej, w sercu, czułam, że go niosę. To było niesamowite uczucie, szłam bardzo ostrożnie, żeby nawet się nie zabujać. Żeby Panu Jezusowi było tak wygodnie, jak to tylko jest możliwe.

JOLANTA POPŁAWSKA WYSŁUCHAŁ: O. MIROSŁAW PILŚNIAK OP

Zapis jednego z odcinków programu „czarno-biały” wyprodukowanego w 2001 roku przez firmę angel house brulion Itd dla Telewizji Puls.
FRONDA nr 30

Zmartwychwstanie Twojego małżeństwa

medugorje-Jezus-400x218

Źródło:http://sychar.org/gora-objawien

Posted in Ciekawe, Cuda, Film, Małżeństwo, Medziugorje, Nawrócenia, Świadectwa | Otagowane: , , , , , | 75 Komentarzy »

Medjugorje – przedsionek nieba na ziemi!

Posted by Dzieckonmp w dniu 8 września 2013

Pozdrawiamy wszystkich czytelników z Medjugorje. Wczoraj uczestniczyliśmy w pięknej adoracji Pana Jezusa prosząc o pokój na świecie, o pokój w Syrii. Proszę wszystkich aby nie ustawać w modlitwie o pokój na świecie. Ostatnie orędzia widzących są ciągłym nawoływaniem o tą modlitwę. 1 września Vicka tak powiedziała do zebranych ludzi we Włoszech:

„Dziś wieczorem Matka Boża powiedziała, aby modlić się w rodzinach i modlić się o pokój w całym świecie.”

4 września Ivan otrzymał takie oto orędzie:

„Drogie dzieci, decydujcie się wciąż od nowa na pokój w waszym życiu, nieście z radością pokój innym i nie zapominajcie dziękować za to, że żyjecie w czasach kiedy Bóg udziela wam wiele łask poprzez moją obecność. Dzieci, nie dajcie się oszukiwać, lecz wykorzystajcie ten czas prosząc o dary pokoju i miłości, aby stać się świadkami dla innych. Błogosławię was moim macierzyńskim błogosławieństwem i dziękuję wam, drogie dzieci, że również dzisiaj odpowiedzieliście na moje wezwanie.”

Dlatego proszę pamiętać o modlitwie. Wojna na Bliskim Wschodzie może przerodzić się w coś bardzo poważnego i rozlać się po całym świecie. Aby to powstrzymać, cały świat powinien modlić się każdej minuty i to natychmiast. Módlcie się, módlcie, módlcie.

 

Posted in Medziugorje | Otagowane: , | 100 Komentarzy »