Dziecko Królowej Pokoju

Pokój musi zapanować pomiędzy człowiekiem i Bogiem, a także między ludźmi

  • Królowa Pokoju

    Królowa Pokoju
  • Uwaga

    Strona używa plików cookies które zapisują się w pamięci komputera. Zapisywanie plików cookies można zablokować w ustawieniach przeglądarki. Dowiedz się o tych plikach http://wszystkoociasteczkach.pl
  • Propozycja chronologiczna

    • Rok 2019 – Kryzys Rumunia
    • Rok 2020 – fałszywe traktaty pokojowe
    • Rok 2021 – Papież jedzie do Moskwy
    • Rok 2021 – Wojna
    • Rok 2022 – zwycięstwo komunistyczne
    • Rok 2023 – 10 królów
    • Rok 2024 – Antychryst
    • Rok 2025 – Sojusz z wieloma
    • Rok 2025 – Synod
    • Rok 2026 – Henoch i Eliasz
    • Rok 2028 – Ohyda spustoszenia
    • Rok 2029 – Ostrzeżenie
    • Rok 2030 – Cud
    • Rok 2031 – Nawrócenie Izraela
    • Rok 2032 – Kara
    • Rok 2032 – Odnowienie świata
    • Rok 2033 – Exodus
    • Rok 2034 – Zgromadzenie w Jerozolimie
    • Rok 3032 – Gog i Magog
    • Rok 3213 – Koniec świata
    • Nowe niebiańskie Jeruzalem.
  • Logowanie

  • Odwiedzają nas

    Map

  • Maryjo weź mnie za rękę

  • Jezu Maryjo Kocham Was

Archive for Marzec 2010

Wielkość Wielkiego Postu

Posted by Dzieckonmp w dniu 31 marca 2010

Eucharystia - Kapłaństwo

Królowa Pokoju przypomina nam, że to jest czas szczególnej łaski, czas wyrzeczeń, modlitwy i pokuty. Rozpoczęliśmy ten czas w Środę Popielcową od posypania głów popiołem, który jest znakiem przemijania i prawdy, iż człowiek z prochu powstał i w proch się obróci.
Człowiek z głową posypaną popiołem idzie drogą życia, by osiągnąć swój cel.
Okres Wielkiego postu trwa czterdzieści dni. Znają go prorocy i święci, gdyż tyle właśnie dni spędzali na pustyni na modlitwie i postach. Również Pan Jezus po przyjęciu chrztu Janowego udaje się na pustynię, oddając się postom i modlitwom.
Doznaje wtedy szczególnego kuszenia ze strony szatana. Jezus odrzuca wszystkie
szatańskie propozycje i obietnice. Pozostaje wierny swemu Ojcu i swojej misji.

Wielki Piatek

Kulminacja Wielkiego Postu przypada na Wielki Tydzień. Jezus przechodzi przez wszystkie pokusy i poniżenia. To jednak nie osłabia Go, lecz umacnia. Bierze swój krzyż na ramiona , pozwala się na nim przybić, aby przez swoją śmierć i złożenie w grobie osiągnąć chwałę Zmartwychwstania. W ten sposób ostatecznie pokonał śmierć i grzech. Okres Wielkiego
Postu ma także nam uświadomić prawdę o naszym przemijaniu, do momentu spotkania
z nieprzemijającą wiecznością. My, słabi i grzeszni ludzie, stajemy oko w oko
z łaską i dobrocią Bożą. To jest czas naszego powrotu do Ojca. Człowiek jest wezwany,
aby w tym czasie poznał swoje ograniczenia, swoje grzechy i słabości.
Żyjąc bez wyrzeczeń, bez postu i modlitwy, człowiek ukrywa się przed Bogiem. Nasza skorupa egoizmu jest tak bardzo gruba, że może nas całkiem zaślepić.
Mur naszej pychy jest na tyle twardy, że może zamknąć przed nami ostatnie drzwi nadziei. Dlatego to orędzie dotyka istoty naszej ludzkiej natury. Nie dopuszcza bowiem, byśmy ukrywali swoje słabości, lecz przyznali się do nich, i w pokorze wyznali je na spowiedzi w sakramencie
pojednania. Łaska płynąca z tego sakramentu nie zależy od naszych ofiar i modlitw, ona pochodzi od Boga, wylewa się z przebitego Serca naszego Pana. Nasze modlitwy, posty i wyrzeczenia są jedynie pokorną odpowiedzią, z miłości do Niego. Bóg bowiem stworzył nas bez
naszej zgody, lecz bez naszego „tak”, zbawić nas nie może.
Na tym polega wielkość Wielkiego Postu.
Ważne jest, abyś to ty, osobiście podjął decyzję, dokonał wyboru, wypowiedział
swoje „tak”. W tym akcie wyboru uwidacznia się cała nasza ludzka godność.
„Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym, – syn człowieczy, że się nim zajmujesz?
Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich, chwałą i czcią, złożyłeś wszystko pod jego stopy” (Ps. 8, 5-6)
Kim jestem i dokąd zmierzam? Kim jestem i po co żyję? Te pytania zadają sobie
ludzie wszystkich pokoleń. Tylko Jezus dał na nie odpowiedź. Tylko On i tylko
Jego Słowo jest naszą Drogą, zasadą i miarą życia. Wielki Post to czas naśladowania
Jezusa w sposób szczególny: przez post, modlitwę, pokutę, wyrzeczenia i sakramenty.
Innej drogi nie ma. Tylko zmodlitwy i ofiary płynie światło dla każdego, aby umiał rozróżnić pomiędzy tym co oferuje świat, a tym co proponuje nasz Pan i czego od nas oczekuje.

Pokuta i ofiara, post i modlitwa otwierają nasze serca i oczy duszy, by prawidłowo widzieć i by na czas zdążyć podjąć właściwą decyzję co do celu życia,  jest nim Bóg. To nie są tylko zwyczajne
słowa, lecz prawda, bez której człowiek musi żyć w błędzie, w śmiertelnym zagrożeniu, ponieważ nie jest w stanie odróżnić dobra od zła. Żyjemy w otoczeniu różnych ludzi, spotykamy osoby
upadłe i sfrustrowane, spotykamy również różnych uwodzicieli, którzy w imię zła składają nam swoje oferty. Obecnie, szczególnie młodzież poddana jest wielkim pokusom, by pójść szeroką drogą grzechu, co ostatecznie musi prowadzić do zatracenia.
Istnieją ludzie, którzy całkowicie oddali się złu, realizują program złego i spodziewają
się wypełnienia jego obietnic. Dziś więc, jeśli człowiek pragnie poczuć się wolnym i odnaleźć pokój, powinien wyłączyć telewizję. Nie każdy jednak ma odwagę to uczynić, jeżeli nie praktykuje postu i nie modli się. Mówi wtedy, że staje się nerwowy bez papierosów, bez
szklaneczki alkoholu i usprawiedliwia się, że zrekompensuje to inną ofiarą. Niestety,
ta rekompensata nigdy nie dojdzie do skutku, jeśli nie miał siły uczynić pierwszego kroku. Jesteśmy wezwani do spowiedzi i porzucenia swojego grzechu na zawsze.
Miałem kiedyś okazję odwiedzić jedną z największych świątyń buddyjskich.
Znajdowało się w niej 12 tysięcy posągów Buddy. Przed wejściem do świątyni stał smok. Jego łapa była tak nachalnie błyszcząca, że pytanie narzucało się samo przez się: dlaczego? Nauczyciel buddyzmu objaśnił mi, że buddyści pozostawiają tam swoje grzechy na przechowanie, na czas przebywania w świątyni. Lecz kiedy opuszczają świątynię, grzechy
jak ich własny cień, ponownie im towarzyszą. Ten smok pełni więc jedynie funkcję
tymczasowej przechowalni grzechów, by one nie niepokoiły wyznawców podczas
przebywania w świątyni.

Pytam więc, czy jesteś świadom, jak bardzo wspaniałomyślny jest twój Bóg i twoja wiara? Nasz dobry Bóg, by odkupić nasze grzechy, obdarza nas łaską i odpowiada na nasze potrzeby. Nikt z nas, ludzi, nie może wziąć grzechów na siebie. Nikt nie może ich zniweczyć, spalić jak pali się papier w ogniu. Ani psycholog, ani psychiatra nie może ci powiedzieć: „Nie bój się! Wypowiedziałeś swój grzech i on już więcej nie będzie obciążał twojego sumienia, ani twojego życia”. To przekracza ludzkie możliwości. Tylko Bóg w Jezusie i przez Jezusa odpuszcza nam grzechy. Jezus czyni to za pośrednictwem kapałanów, a to jest dar i łaska dla Kościoła.
Nasz grzech nie zostaje zdeponowany w jakiejś przestrzeni mroku i zapomnienia.
Nie! Nasz grzech zostaje nam wybaczony w sakramencie spowiedzi świętej.
Poprzez spowiedź znika w oceanie Bożego Miłosierdzia i Bożej Miłości. Nie lękaj się! Po spowiedzi twój grzech nie będzie cię już więcej przygniatał. Człowiek, któremu zostały odpuszczone grzechy, wie do kogo ma pójść, by podziękować za bezmiar boskiego pokoju w sercu,
za spokój sumienia i duszy. Spowiedź jest lekarstwem. Spowiedź jest darem samego
Boga dla swoich dzieci. Ta sakramentalna łaska otwiera ludzkie serca i przemienia je
na tyle, że człowiek pragnie tylko jednego: nie chce więcej obrażać Boga i nie chce lekceważyć Jego miłości! Człowiek bowiem powinien wiedzieć, że Bóg ma plan dla każdego, w odniesieniu do jego życia, małżeństwa, powołania i jego krzyża. Niech więc czas wielkopostny będzie czasem
wpatrywania się w Jezusa i naśladowania Go we wszystkim.
Odkupicielu grzechów, miłosierny zwycięzco nad naszymi grzechami i słabościami,
spraw, abyśmy żyli w Tobie i aby Twoja bezgraniczna miłość, silniejsza od grzechu, rozpaliła nasze serca. Ukrzyżowany Zbawicielu, który pokonałeś cierpienie, w Tobie chcemy wytrwać
w każdej godzinie naszych ciemności. Wszystko, cokolwiek nas spotka w życiu, niech stanie się drogą, która doprowadzi nas ku wiecznej światłości. Królu naszych serc, niech Twoja Ukrzyżowana Miłość otula i ochrania naszą kruchą i zmęczoną miłość. Przebudź w nas to wszystko, czego nam brakuje: zdolność do współodczuwania z Tobą, miłość ku Tobie, wierność
i wytrwałość w rozmyślaniu o Twojej męce i śmierci. Niech nasza rodzina modlitewna
zwróci ku Tobie, Twemu krzyżowi i Twojej miłości w Najświętszym Sakramencie Ołtarza. Udziel nam łaski, abyśmy stali się podobni Tobie, byśmy stali się znakiem dla innych
W tym miesiącu będziemy się modlić w następujących intencjach:
– za chrześcijan, którzy odeszli od postu, pokuty i modlitwy, aby w czasie wielkopostnym otworzyli swoje serca na wezwanie Królowej Pokoju;

– za naszą rodzinę modlitewną o otwarcie się na plany Boga i Matki Bożej, albowiem nie my Ją wybraliśmy, lecz Ona nas wybrała. Módlmy się, byśmy żyjąc orędziami, poprzez świadectwo swojego życia, stali się przykładem dla innych;
– za chorych i za tych, którzy odeszli od Kościoła. Módlmy się za osoby odpowiedzialne za Kościół i za społeczeństwa, by na pierwszym miejscu stawiały Boga i Jego wolę, by służyły
wszystkim ludziom na drodze do zbawienia. Módlmy się za widzących, kapłanów
i wszystkie osoby odpowiedzialne za orędzia Królowej Pokoju, aby w tym czasie łaski wypełniła się Jej wola i Jej plany. Drodzy bracia i siostry, zwracam się do was z wielką nadzieją, że całym sercem przyjmiecie to orędzie i włączycie je do swojego apostolatu „Albowiem nikt nie żyje dla siebie” – mówi apostoł. Tak, zaiste, my wszyscy jesteśmy zobowiązani do modlitwy, postu, pokuty i czynienia dzieł miłosierdzia. Modlę się za was wszystkich i tulę do serca z miłością. Niech Maryja, Królowa Pokoju umacnia was i pociesza na drodze waszego życia.
Oddany wam o. Jozo

Źródło: Echo Medziugorja

Posted in Kościół, Medziugorje, Z prasy | Otagowane: , , | 4 Komentarze »

Eugenio Zolli, wielki rabin Rzymu, nawrócony na katolicyzm

Posted by Dzieckonmp w dniu 31 marca 2010

Wspaniałomyślność szczególnych dróg Pana nie ma sobie równych. „Dlaczego Mnie prześladujesz? – zapytał Szawła na drodze do Damaszku, a w synagodze rzymskiej w 20 wieków później uprzedził rabina Eugenio Zolli’ego:

„Jesteś tu po raz ostatni.”

To było w samym sercu ceremonii Wielkiego Przebaczenia w październiku r. 1944: Jezus uprzedza w ten sposób w intymności wewnętrznej lokucji duszę, która już słuchała tego, co miał jej powiedzieć: „Odtąd pójdziesz za mną” – dodaje. I Italo Zolli, urodzony jako Izrael Zoller, już daje słyszeć swą odpowiedź swemu nowemu Panu i nauczycielowi, jakby to była rzecz najbardziej naturalna: „Tak niech jest, tak niech się stanie, tak trzeba”.

Odwrócił w swoim życiu stronicę oddzielającą Stary Testament od Nowego, jak czynił już tysiące razy z Biblią, gdyż zdążył się zaznajomić ze słowami Chrystusa, o którym proroctwa mesjańskie nie były mu obce. Cudowna zgodność dwóch kultur, żydowskiej i chrześcijańskiej, skonkretyzowała w jednej osobie Italo Zolli słuszność zdania Ozanama:

„To wielki zaszczyt być żydem, mającym szczęście bycia chrześcijaninem!”

Odkrycie sprawiedliwości, <która przewyższa sprawiedliwość>

Z tej zgodności religii, zbyt często nie uznawanej, Izrael Zolli zdawał sobie sprawę od najmłodszych lat. W austriackiej Galicji odkrył u swego przyjaciela Stanisława „krucyfiks powieszony na białym murze”.

Czy ten straceniec jest „cierpiącym Sługą” z prorockich zapowiedzi? – zastanawiał się studiując Talmud.

Miał zamiar zostać rabinem. Marzenie to przetrwało w nim pomimo ofiar, jakie narzucała bieda, w jaką niespodziewanie wpadła jego rodzina.

Studiując we Lwowie bada w chwilach zapomnienia i wbrew umowom – Ewangelię. Zachwycają go błogosławieństwa. Odkrywa w nich sprawiedliwość „przewyższającą sprawiedliwość”, gdyż nie opiera się ona na równowadze tego, co się otrzymuje i tego, co się daje, lecz na dobru jako jedynej odpowiedzi tak na dobro, jak i na zło. Nie ma wyboru. Wróg staje się przedmiotem miłości. „To mnie zaskakiwało – powie Izrael w swoich pamiętnikach –. Zaiste Nowy Testament był Testamentem nowym!”

Studia i niezależność myślenia

W 1904 roku po śmierci swej matki wyjeżdża do Florencji, w której się osiedla na dziewięć lat, na czas studiów świeckich i religijnych. Broni doktoratu z filozofii i otrzymuje dyplom niezbędny dla mianowania go zastępcą rabina w Trieście, wówczas austriackim. Przed wyjazdem poślubia Adelę Litwak ze Lwowa, która urodzi mu córkę.

Jego sympatia dla Włochów da mu w nagrodę w 1918 r. stanowisko głównego rabina w Trieście, na nowo włoskim. Jego małżonka wkrótce umiera, on zaś w 1920 r. poślubia Emmę Majonica, która urodzi mu drugą córkę. Wykłada literaturę oraz języki hebrajskie i semickie na uniwersytetach w Padwie i w Trieście. Pośród jego studentów są też klerycy, którzy się za niego modlą… Już jego pierwsze dzieła dają świadectwo, że ich modły były wysłuchiwane.

W 1935 roku ukazuje się książka Izrael: studium historyczne i religijne. Młody rabin daje w niej świadectwo znaczącej niezależności myślenia:

„Istnieje pragnienie Boga – pisze – które w historii narodu żydowskiego ukaże się w jednej Osobie: Boga, który się stał Człowiekiem.”

W świetle tego, co się zdarzy w przyszłości, niektóre linijki jego pism wydają się osobistymi zwierzeniami:

„Mistycyzm… jest pielgrzymowaniem ku Absolutowi, którym jest Bóg. To droga wymagająca, niepewna, samotna i często bolesna.”

Poszukiwacz prawdy

Dzieło Nazarejczyk (1938) zawiera jakby semantyczną analizę bogatą w pouczenia. Zolli opisuje możliwe źródła etymologiczne, jakich dostarczają terminy w większości aramejskie: „nazirejczyk” (ten, który jest poświęcony); „nesar” – śpiewać lub deklamować; „nasrana” (ten, który poucza o tradycji; „nasora” (ten, który wyjaśnia). A zatem dla tłumu Jezus nie był po prostu osobą pochodzącą z Nazaretu, lecz Nazarejczyk oznaczał też Mówcę.

Zolli opisuje obrzęd, tak ważny dla kasty kapłanów, stwierdzając, że proroctwa bazują na kulcie. Cytuje słowa Izajasza:

„Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich. (…) Zgładzono Go z krainy żyjących; za grzechy mego ludu został zbity na śmierć.” (Iz 53,7-8) Zolli przychyla się do identyfikacji baranka z Chrystusem. Dodaje:

„Chrystus to Mesjasz, Mesjasz to Bóg, Chrystus to Bóg”.

Słowa zaskakujące u rabina, ale jeszcze bardziej zaskakuje to, że w tamtej epoce nie wywołały zgorszenia, jakiego można by się spodziewać.

Zolli sprzyja syjonizmowi, ale sam podczas podróży do Izraela już nie potrafi zaakceptować ducha, jaki tam panuje: „To tak jakby się poświęcało Królestwo dla królestwa” – pisze.

Czarna karta historii

Wytyczne administracji nakazują zmianę imienia z Izraela Zolli na Italo Zolli. Tak zitalianizowany nie waha się interweniować u pewnego katolickiego profesora z Triestu, który zapowiedział serię antysemickich konferencji. Udaje mu się go przekonać i ten wobec sali wypełnionej po brzegi, odwołuje zapowiedziane konferencje. Salę ogarnia burza braw.

Zolli nie ukrywał pogardy wobec praw rasowych z Norymbergii. Jego szczerość podobała się początkowo władzom lokalnym. Jednakże później odebrano mu obywatelstwo włoskie. W roku 1940 wspólnota żydowska z Rzymu ofiarowała mu wakujące miejsce po rabinie i rektorze gimnazjum. Jego dyplomatyczna zręczność pozwoliła mu przy tej okazji otrzymać w porę złagodzenie udręk zadawanych żydom w stolicy.

Tymczasem niektórzy wpływowi członkowie wspólnoty żydowskiej niesłusznie pewni siebie z powodu swej długiej zażyłości z wysokimi urzędnikami faszystowskimi ujrzą w nim złowieszczego proroka. Z braku rozeznania rzeczywistej sytuacji będą zwalczać jego inicjatywy, nawet w godzinach największych niebezpieczeństw, jakie nastąpią po zajęciu Rzymu przez grupy niemieckie we wrześniu 1943 r. Kiedy przybędzie SS, Kappler zażąda daniny 50 kg złota od żydów ze stolicy. Uda się im zgromadzić 35 kg. Zolli udaje się do Watykanu, aby usilnie prosić o pomoc Papieża, od którego otrzymuje obietnicę zebrania brakującej części. 15 kg, o które chodzi, zgromadziły organizacje katolickie i kapłani. Himmler wpadł w szał, że zamiast Żydów do zabicia ma tylko złoto. Zolli w samą porę ucieka przed Gestapo. Wyznaczają cenę za jego głowę. Jego i bliskich przygarniają rodziny chrześcijańskie. Jednak jego dar przewidywania niebezpieczeństwa dla wspólnoty żydowskiej, nie zostaje doceniony, nawet po tych przykrych wydarzeniach. W lutym 1944 roku Rada Wspólnoty Żydowskiej, zgromadzona w ukryciu, ogłasza zdjęcie Zolli’ego z urzędu wielkiego rabina i odmawia mu wszelkiego wsparcia materialnego.

Troska Papieża o <potomstwo Abrahama>

„Wielki dług wdzięczności żydów wobec jego Świątobliwości Piusa XII dotyczy zwłaszcza żydów z Rzymu, gdyż będąc najbliżej Watykanu byli przedmiotem szczególnej jego troski” – napisał Eugenio Zolli.

Jego świadectwo jest cenne, gdyż zgadza się z tym, o czym wiemy dzięki archiwom watykańskim, jakie ujawnił o. Blet (1997). Pozwala nam to również zrozumieć, dlaczego, dla większej skuteczności, działania Ojca Świętego musiały być ciche. Było tak z roztropności „w interesie samych ofiar, aby nie uczynić, przeciwnie do intencji, cięższą i bardziej nie do zniesienia ich sytuację” (Mowa do kardynałów z 2 czerwca 1942 roku).

Pius XII wysłał sekretny list do biskupów „nakazujący cofnięcie ścisłej klauzury w domach zakonnych, aby mogły się stać kryjówką dla żydów.”

„Znam klasztor – napisze Eugenio Zolli – w którym zakonnice spały w piwnicy, aby uciekinierzy mogli zająć ich łóżka.”

Tajemna troska Papieża o zachowanie potomstwa Abrahama wydała nieoczekiwane owoce. „W sumie – jak napisał o. Blet – klasztory i domy zakonne wydawały się cieszyć tajemniczą nietykalnością, pomimo jednostek, które za cenę złota donosiły, iż znajdują się w nich żydzi.”

«Teraz pójdziesz za Mną…»

Kiedy Rzym został wyzwolony, wdzięczność tych, którzy przeżyli wyraziła się w następujących słowach: „Kościół katolicki ocalił więcej żydowskich istnień podczas wojny niż wszystkie inne kościoły, instytucje religijne i organizacje w tym celu powołane, razem wzięte.” Taka była opinia Pinchasa Lapide’a, byłego konsula Izraela we Włoszech.

21 września 1944 r. za sprawą władz aliantów Zolli odzyskał włoską narodowość i tytuł wielkiego rabina. Ale ta ostatnia funkcja wkrótce zaczęła mu ciążyć. Do decydującego o jego życiu wydarzenia doszło w krótkim czasie podczas ceremonii Wielkiego Przebaczenia, które tak opisał:

„Nagle oczyma ducha ujrzałem wielką łąkę, a pośrodku niej, na zielonej trawie stał Jezus Chrystus odziany w biały płaszcz. Niebo było błękitne… To wtedy w głębi serca usłyszałem te słowa: ‘Jesteś tutaj po raz ostatni. Teraz pójdziesz za Mną!’”

Po powrocie do domu słyszy od swej żony Emmy wyznanie: „Kiedy stałeś przed arką i torą wydawało mi się, że widzę Jezusa Chrystusa. Był odziany w biel i położył dłoń na twojej głowie, jakby cię błogosławił.”

Porzucając od tej chwili całkowicie dobrowolnie swą funkcję, Zolli przyjmuje chrzest 13 lutego 1945 roku w kościele Najświętszej Maryi Panny od Aniołów. Wybiera imię Eugenio, na znak czci i wdzięczności wobec Papieża, któremu wspólnota żydowska tak wiele zawdzięczała. Jego żona przyjmuje chrzest w tym samym dniu, a córka – w rok później.

Nowina o jego nawróceniu została bardzo źle przyjęta przez środowisko dawnych współwyznawców. Zolli broni się jednak, mówiąc: „Nawrócony, jak cudownie uzdrowiony, jest przedmiotem, a nie podmiotem cudu.”

To nazywamy uprzedzającym działaniem łaski, bo nawrócenie jest nie mniejszym cudem Boga niż uzdrowienie wbrew prawom natury.

Pomsta za <zdradę>

Nikt jednakże nie jest bardziej głuchy od tego, kto nie chce słuchać. Wspólnota żydowska Rzymu oceni to jako zdradę, inni – jako zachowanie interesowne. Tymczasem bez swego stanowiska, były rabin, którego mieszkanie zostało splądrowane przez nazistów, żyje w ubóstwie. Od nędzy, ale nie od ubóstwa, ocali mianowanie go profesorem w Papieskim Instytucie Studiów Biblijnych.

Charakteryzuje go żywa pobożność, która poprzedzała jego nawrócenie, które ją tylko umocniło.

Bystrość jego umysłu wprowadza go na tory prorockiego ducha, który ujawnia się między innymi wtedy, gdy mówi do córki:

„Zobaczysz, z Piusa XII zrobi się kozła ofiarnego za milczenie całego świata wobec nazistowskich zbrodni.”

Spotyka Ojca Świętego, którego prosi o usunięcie słowa: „przewrotni Żydzi” z wezwania w Wielki Piątek: „oremus et pro perfidis Judeis” z powodu negatywnego znaczenia tego słowa w językach współczesnych. Przychylono się do jego prośby!

O. Dezza utrzymuje też, że pośmiertny wpływ Zolli’ego można odkryć nawet w tekstach o więziach łączących lud Starego i Nowego Przymierza powstałych w czasie Soboru Watykańskiego II, takich jak Konstytucja Lumen Gentium i Deklaracja Nostre aetate.

Eugenio zakłada Stowarzyszenie Matki Bożej z Syjonu, aby pomóc nawróconym Żydom. Redaguje też dzieło biograficzne Before the Dawn („Przed jutrzenką”). W „Chrystusie”, syntezie jego pism, porusza czytelnika osobisty akcent tego wytrawnego pisarza, który wyznaje: „W ciszy samotnej nocy słyszę pukanie do drzwi mojej duszy.”

W godzinie umierania z powodu zapalenia płuc w 1956 roku ten mistyk będzie gotowy:

„Posiadam jedynie to, co straciłem, jedynie to, czego nigdy mieć nie będę i wszystko, czego żałuję. Jestem niegodny, a to jest wszystko, co mogę ofiarować mojemu Panu. To najlepsza część mnie samego.”

Zapowiada godzinę swego odejścia: „Umrę w pierwszy piątek miesiąca o 15-tej, jak nasz Pan.”

Tak się stało. Odszedł w osiem dni później, 2 marca 1956 roku.

Eugenio Zolli, dusza mistyczna, poucza swych braci przez obietnicę, że Stary Testament ma swe dopełnienie jedynie w Jezusie Chrystusie i to w Jezusie ukrzyżowanym.

Na podst. książki Judith Cabaud: „Eugenio Zolli, prophete d’un monde nouveau”.

Źródło: voxdomini

Posted in Kościół, Nawrócenia, Warto wiedzieć, Z prasy | Otagowane: , | 1 Comment »

Wanda Boniszewska – konwalia

Posted by Dzieckonmp w dniu 30 marca 2010

W Wielki Czwartek 1934 roku, gdy w nocy modliła się w łóżku, ujrzała Chrystusa konającego. Przed Bożym Narodzeniem poczuła podczas spowiedzi przeszywający ból w stopach, dłoniach i boku. Krew! „Jeśli Konwalia wytrwa, w co mocno wierzy, to po jej śmierci możecie o niej mówić, co będzie potrzebne”.  Lubiła nazywać siebie Konwalią. Od nielicznych, którzy znali jej tajemnicę, żądała milczenia. Dopóki żyje. W marcu 2003 roku prasę obiegły trzy fotografie: kobieta w okrągłych okularach patrzy pogodnie
kadry z filmu Stygmatyczka

w obiektyw; wsparła głowę na poduszce, oczy zamknięte; spod kołdry sterczą stopy – z krwawymi śladami.

„Śmierć stygmatyczki” – doniosły agencje.

Płótna osiem razy złożone
Czasem tramwaj wznieca nagłe błyski na drutach elektrycznych; jej życie duchowe jest jak te
kaskady iskier, pisała w liście w 1961 roku. Przesuwają się przed jej oczami ulice, kościoły, kina,
sklepy. Ludzie wsiadają do tego tramwaju, którym ona podróżuje do nieba, i wysiadają. „Widzę w każdej duszy mieszkanie Boże”. I znowu błysk. Teraz wszystko, czego doświadczyła, wydaje jej się złudzeniem. Konwalia zawraca tylko spowiednikom głowę swoimi wizjami. Dość. Będzie mówiła na spowiedzi jedynie grzechy.
„Jesteś przeczuloną babą – strofuje samą siebie – i niczym więcej”.
Złudzenie? Zachowały się pisemne zeznania świadków.
Świadek Rozalia Rodziewicz, od 1933 roku w Zgromadzeniu Sióstr od Aniołów, w domu
zakonnym w Pryciunach pod Wilnem. Przydzielona do opieki pielęgniarskiej nad siostrą Wandą
Boniszewską. W 1935 roku ujrzała na jej nogach i boku otwarte rany. Przykładała do nich płótna
osiem razy złożone. Przesiąkały krwią.
Janina Sinkiewicz (zeznanie z 1986 roku): działo się to w 1944 roku w Pryciunach. Synek Janiny
wbiegł do pokoju siostry Wandy, Janina pobiegła za nim. Ujrzała Wandę leżącą w drgawkach. Z
każdym drgnieniem ciała pojawiała się na jej rękach krwawa pręga.

Zofia Bartoszkówna (zeznanie z 1960 roku): wakacje 1938 roku spędzała w Pryciunach. Ostatniego dnia sierpnia usłyszała w lesie jęczącą Wandę: – Boże mój, Boże… Zapytała, co się stało. – Biedna Polska, nie wie, co za rok ją czeka…
Świadkowie nie żyją. Zmarł również ksiądz Czesław Barwicki, w czasie wojny kapelan w
Pryciunach, spowiednik siostry Wandy, który przez lata zbierał o niej świadectwa. Wanda
Boniszewska dożyła 95 lat.
Jej notatki, dokumenty, listy i fotografie przechowuje ksiądz Jan Pryszmont, emerytowany profesor Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. W 1948 roku został proboszczem w Bujwidzach, siedem kilometrów od Pryciun. Odprawiał msze w kaplicy sióstr od aniołów, spowiadał Wandę Boniszewską. Wiedział o jej ranach. Po wojnie się przyjaźnili. A od czasu, gdy zamieszkała w 1988 roku w domu zakonnym w Chylicach pod Warszawą, odwiedzał ją co tydzień.

– Widziałem na jej rękach sine blizny – opowiada. – Jak komunię świętą przyjęła, kolory
występowały na jej twarz. Do połowy lat 90. bywało tak: leży w łóżku, widać, że nie śpi, a nie ma z nią kontaktu. Jeszcze wtedy powtarzała, że chce już umrzeć, chce do nieba. Pod koniec życia
rozmowy z nią utrudniała silna skleroza.
Zawsze długie rękawy
W dworku sióstr od aniołów w największym pokoju była kaplica publiczna. Tutaj siostra Wanda
składa na ołtarzu list do Jezusa (rok 1938). Niech znikną zewnętrzne objawy stygmatów, ból niech pozostanie. Porządkowała kiedyś kwiaty na ołtarzu; z naręczem zeschłych konwalii idzie do ogrodu. Nagle słyszy głos: – Oto jesteś własnością moją…
W okolicy rozrzucone były zaścianki szlachty bujwidzkiej; w jednym z nich urodził się Henryk
Gulbinowicz, dziś kardynał metropolita wrocławski. W latach 30. chodził z rodzicami na msze do kaplicy sióstr anielskich. Wanda Boniszewska przygotowywała go do pierwszej komunii i uczyła służenia do mszy. Pogodna, nie podnosiła głosu, lubiana przez dzieci, tak ją zapamiętał.
Pisze w faksie: „Nas jako dzieci dziwił fakt, że siostra Wanda ma zawsze długie rękawy, które
zakrywały dość szczelnie niemal całe dłonie”. Siostry od aniołów są zgromadzeniem
bezhabitowym, noszą stroje świeckie. „Może tak ukrywała swoje stygmaty – mój domysł”.
Pod koniec wojny Henryk Gulbinowicz był alumnem Wyższego Seminarium Duchownego w
Wilnie. W lutym 1945 roku sowieckie służby bezpieczeństwa nakazały studentom opuścić miasto. Gulbinowicz trafił do wiejskiej parafii, gdzie spotkał księdza profesora Władysława Rusznickiego. Przed wojną należał on do komisji powołanej przez arcybiskupa Wilna do zbadania stanów mistycznych siostry Wandy. W czasie okupacji ukrywał się u sióstr anielskich. Rusznicki znał Gulbinowicza, darzył go zaufaniem. Opowiadał o siostrze Wandzie.
Kardynał pisze, że nigdy nie widział jej stygmatów – ani jako dziecko, alumn, ani jako biskup, choć spotykał się z nią wielokrotnie. Nigdy nie pytał o nie, gdyż wiedział, że obowiązuje ją ścisły sekret kanoniczny. Ale z relacji księży Rusznickiego i Barwickiego – członków owej komisji – zna
przebieg stanów mistycznych, jakie przeżywała zakonnica.
Ujmuje rąbek nieba Czesław Barwicki został kapelanem w Pryciunach w lutym 1941 roku. Nim objął to stanowisko, dostał do przeczytania manuskrypt księdza Tadeusza Makarewicza, pierwszego przewodnika duchowego siostry Wandy, który opisywał jej ekstazy i cielesne cierpienia. Przełożona przedstawia kapelanowi dziewięć mieszkanek Pryciun, wśród nich Wandę Boniszewską. Zanotował: „Specjalnego wrażenia nie zrobiła. Coś jednak wyróżniało ją od innych (…). Głowę i czarne oczy trzymała opuszczone w dół”.
Odtąd będzie prowadził systematyczne notatki o przeżyciach duchowych zakonnicy.
W piątek, 7 lutego 1941 roku, odwiedził ją w jej pokoju w obecności dwóch sióstr. „Po ekstazie
bolesnej z każdą chwilą chora staje się bardziej przytomna. Nie mogę jeszcze odważyć się na
zadanie jakiegoś najmniejszego pytania”.
„Oglądam ręce i nogi. Stygmaty otwarte. Trochę skrzepłej krwi wylała. Rana boku prawego
otwarta. Prawe ramię starte do krwi. Tułów pokryty szramami, jakby od uderzeń potrójnie
złożonych”.
Wielki Tydzień 1942 roku, siostra Wanda przez kwadrans jakby umierała. Relacja Barwickiego:
„Konanie… Wiatr targa przed śmiercią… ciężko oddać się na Twoje żądanie… (głębiej oddycha,
oczy wznosi do góry, ręce wypręża, głowę obraca na wszystkie strony). Odchodzę… (mówi bardzo cicho, język prawie się nie obraca). Trwoga! Mój Boże, czemuś mnie opuścił! (drgnięcie)”.
Rok później kapelan sumuje spostrzeżenia: całe ciało coraz bardziej bolesne, głowa w guzach,
miejsca „gwoździ” tak ją bolą, że stąpać nie może. Ekstazy występują już nie tylko w czwartki i
piątki, lecz co dzień. Od południa chora popada w stan półświadomości. Pokarmu nie spożywa, bo gdy coś zje, wymiotuje. Podczas ekstaz temperatura ciała lekko podwyższona. Puls przyspieszony. Żadnych grymasów, nienaturalnych spojrzeń, dziwacznych ruchów, charczeń, jęków, krzyków. Czasem zgrzyt zębów. Ogólnie odrętwiała, usta spieczone, nie biorą udziału w mowie, brak śliny, słowa gardłowe.
– Gdzie siostra jest w tej chwili?
– U stóp krzyża.
– Za kogo siostra dziś ma cierpieć?
– Za tych, co nie chcą przyjąć krzyża.
„…Jest już daleko posunięta w kontemplacji. (…) Nigdy nie wykroczyła przeciwko wierze i
moralności. Nie zauważyłem u niej żadnych oznak udawania mistyczki, ulegania złudzeniom czy
histerii (…). Nigdy nie prosiła o wizje, ani za nimi tęskniła, ani się nimi chwaliła (…). Że niektóre jej objawienia pochodziły od Boga, wskazywałoby na to jej całkowite poddanie się kierownictwu
duchowemu oraz przełożonym”.
Pytana o swe przeżycia odpowiada powściągliwie: kiedy dusza łączy się z Chrystusem, to jest tak,
jakby ujmowała rąbek nieba.
Suchy post, twarde spanie, mało snu
Dziadkowie ze strony matki – Abram i Fajga Anolikowie – byli Żydami. Matka, Helena, przyjęła
chrzest w wieku szesnastu lat, przed ślubem z Franciszkiem Boniszewskim. Dziadka Wandy,
Michała Boniszewskiego, za udział w powstaniu styczniowym carat pozbawił majątku w Talkowie koło Trok.
Rok po ślubie Franciszek wyjeżdża do Ameryki, wstępuje na krótko do greckokatolickiego
seminarium duchownego. Później pracuje na farmie. Po sześciu latach wraca i kupuje folwark
Nowa Kamionka pod Nowogródkiem, 50 hektarów ziemi. Jest nadleśniczym u hrabiego
Grabowskiego. Mają z Heleną jedenaścioro dzieci. Braciszek Wandy, Napoleon, leży w trumience. Dziewczynka widzi go, jak wstaje, otaczają go aniołowie. Przyjmuje pierwszą komunię. Widzi Jezusa ze wspaniałym orszakiem.
Narzuca sobie żelazną dyscyplinę: suchy post, twarde spanie, mało snu. Wpada w anemię, przez
całą zimę każą jej leżeć w łóżku. Modli się, żeby czyraki, które gnębią ojca, ją obsypały. Ojciec
wraca do zdrowia, ona cała w czyrakach.
Zapragnęła śmierci – żeby uniknąć w życiu grzechu i żeby matce było lżej. Miała dwanaście lat.
Przejeżdżał przez ich odludzie misjonarz. Poprosiła, by ją zabrał do klasztoru. – Jesteś za młoda.
Przy stopach Twoich Zgromadzenie Sióstr od Aniołów powstało pod koniec XIX wieku w Wilnie. Konstytucje głoszą, że zakonnice mają być siostrami aniołów nieba i aniołów ziemi, czyli kapłanów. Pod zaborem działały w ukryciu. Po pierwszej wojnie występowały pod nazwą towarzystwa filantropijno-oświatowego Labor. Prowadziły pracownie kształcenia zawodowego dla dziewcząt. Wanda zgłosiła się do zgromadzenia latem 1924 roku, miała 17 lat.
Przyjęta na próbę; zgodę cofnięto. Wysłano ją na roczny kurs ogrodniczy pod Wilno. Przyjęta do
nowicjatu; czuje bóle dookoła głowy, w rękach, nogach i boku; usunięta. Chce wstąpić do
bernardynek, benedyktynek, odmawiają. Idzie na kurs gotowania, kończy szkołę powszechną.
Ponownie przyjęta do sióstr anielskich. W 1930 roku składa śluby na trzy lata, wreszcie – śluby
wieczyste. Notuje: jest za głupia, żeby wyrazić własne szczęście.
W kaplicy przy Trockiej w Wilnie usłyszała głos w czasie obłóczyn: – Mam zamiar uczynić z ciebie ofiarę. Jakaś siostra niegrzecznie odpowiedziała przełożonej. Wanda chce cierpieć za ten grzech. I za grzechy własne. I „letnich” księży. Jest gotowa przyjąć każde upokorzenie; pragnie ofiarować cierpienia w intencji kapłanów i zakonów.
Podczas adoracji Najświętszego Sakramentu pogrąża się w kontemplacji. Głos: – Będą cię mieli za nic; będą cię usuwać. Będziesz napastowana przez szatanów i złych ludzi. Ogarną cię ciemności wewnętrzne.
Jakiś spowiednik nie chce udzielić jej rozgrzeszenia, traktuje ją jak psychicznie chorą. Ksiądz
Tadeusz Makarewicz, przewodnik duchowy, każe jej uznać głosy, które usłyszała, za złudzenia.
W Wielki Czwartek 1934 roku, gdy w nocy modliła się w łóżku, ujrzała Chrystusa konającego.
Przed Bożym Narodzeniem poczuła podczas spowiedzi przeszywający ból w stopach, dłoniach i
boku. Krew!
Zeznania siostry Rozalii, pielęgniarki: „Widziałam, jak w czasie przeżyć z rąk i nóg krew żywo
tryskała. Widziałam, jak płynęła z oczu i często z głowy”.
Przyszedł ksiądz Makarewicz z sakramentem namaszczenia chorych. Chciała ukryć rany. Przy
piecu suszyły się płótna. Zauważył stygmaty.
Nakazał Wandzie pisać dzienniczek.
„Duchu Święty, oświeć mój rozum – prosiła na pierwszej stronie pamiętnika – prowadź moją rękę w pisaniu i w szczerości”.
Napisała wiersz: „Ja depcę marne radości tej ziemi/ Odtrącam czarę słodyczy/ I tęsknię tylko za
cierniami Twymi/ Twoich pożądam goryczy/ (…) I w krwawe tylko przystrojona róże/ Na Twoje
stanę wezwanie/ W wybranym umieścisz mię chórze/ Przy stopach Twoich o Panie”.
Błąd maszynistki Jesteś jeszcze niteczka pajęcza, mówi do niej Jezus. Aby mogła umacniać kapłanów, musi być twarda jak szyna. Ich nieposłuszeństwo gniewa Pana. Rutyna ich wiary. Przywiązanie do rzeczy ziemskich. Brak ubóstwa i pokory. Za mało miłości. Są jak lód.
W zakonach zatykają uszy na głos Pana. Nie jest rozkoszą dla Pana tam mieszkać. Mniej mądrości, więcej miłości. Ty masz być kroplą ożywczą na ich nędzę, mówi głos. Wanda jest piórem w ręku Pana; a co napisze, nie jest zasługą pióra.
Ona mówi: lichotę wybierasz, nędzną, nieuczoną. Pan: Gołąbko, Cherubie, Oblubienico, Iskro
Kapłanów, nie chciej woli własnej, jeno mojej. Tajemnic moich nie przenikniesz. Widzę wszystko,
słyszę każde uderzenie twego serca. Masz mnie ukochać do szaleństwa i dla mnie umrzeć.
Ona: za słaba jest, nie podoła; ludzie w kaplicy świdrują ją ciekawskim wzrokiem. Nazywają: „ta, co przepowiada”. Uchodzi za dziwaczkę, głupią, opętaną. Niech Pan ją prowadzi drogą zwykłej siostry anielskiej. Pan: z ziemi odejdziesz niezrozumiana.
W wileńskim „Słowie” ukazał się artykuł księdza Tadeusza Makarewicza „Zjawisko stygmatyzacji na Wileńszczyźnie”.

Dworek Zgromadzenia Sióstr od Aniołów

Mówi ksiądz Jan Pryszmont: – Po latach rozmawiałem z nim o stygmatach siostry Wandy. Uważał, że to sprawa poważna. Dał dwa uzasadnienia: siostra bardzo cierpi; idea tych cierpień – za kapłanów i zakony – jest wspólna dla wielu mistyków ostatniej doby.
Nadszedł z Rzymu telegram na adres plebanii, do księdza Makarewicza. „Sa Saintete benit
paternellement soeur Wanda Boniszewska”. Ojcowskie błogosławieństwo od papieża podpisane
przez kardynała Pacellego, późniejszego Piusa XII. Był rok 1935.
Minie prawie pół wieku, nim Wanda wyzna, że przenikała ją w tamtym czasie pycha „wybraństwa”.
W 1982 roku ksiądz Czesław Barwicki przekazał biskupowi Julianowi Wojtkowskiemu z Olsztyna do oceny 113 zdań o kapłaństwie, które wypowiedziała w ekstazie. Biskup zakwestionował jedno, jako sprzeczne z dogmatem Przeistoczenia: „Posłuszny jestem na słowa kapłana, łączę się z hostią”. Pisał: „Błąd dogmatyczny wyklucza prywatne objawienie Boże. Całość należy ocenić jako modlitwę duszy pobożnej, która przez złe kierownictwo przywiązała się do wewnętrznych przeżyć, uwierzywszy w swe posłannictwo. Tym samym zakończył się jej postęp w modlitwie mistycznej. Uwikłana w miłość własną spada ze szczebla zjednoczenia ekstatycznego w dół. Tekstów tej osoby rozprowadzać nie wolno”.
Ksiądz Barwicki tłumaczył: zdanie-herezja to skutek błędu maszynistki. W dzienniczku siostry
było: „łącz się z hostią”. Ufność proszę mieć Nawet pranie sprawia jej trudność. Kiedy inne wyrywają zielsko w kapuście, kopią ziemniaki, szorują podłogi, Wandę męczą krwawe wymioty albo gorączka, leży bez siły. Obcięto jej warkocze, bo czesanie zakrwawionych splotów sprawiało jej ból. Przełożona generalna radzi, by modliła się o cofnięcie ran. Czy jej choroba pochodzi od Boga? Czy wizje mają charakter nadprzyrodzony?
Zaleca bezwzględną szczerość wobec przewodnika duchowego, aby uniknąć szatańskich zasadzek. Siostra Aniela, chora umysłowo, wyznaje, że czuje do Wandy wstręt i nienawiść. Wanda się jej lęka. Wydaje im się zbyt pryncypialna – siostrom nie przystoi jeździć na rowerze, mówi Wanda, ani słuchać radia w obcych domach… Nie rozumieją jej.
Podejrzewają gruźlicę. Wanda ma jadać osobno, stać w kaplicy w najdalszym kącie, komunię
przyjmować ostatnia. Wiozą ją do lekarzy. Doktor Odyniec, słynny z leczenia nerwów, w styczniu 1936 roku orzeka: gruźlica. Doktor Borodzicz po prześwietleniu żadnej choroby nie znajduje. Doktor Kisiel mówi: chore płuca, pić wapno, wyjechać na wieś. Jeszcze inny chce jej wykonać odmę płuc, Wanda odmawia. „Rozumiałam dobrze, że moja choroba nie jest udzielająca się”.
Co jakiś czas lekarze będą kłuli jej rany, fotografowali, klepali w policzki, ściskali skronie, trzęśli
głową, pytali o sny. W 1958 roku umieszczą ją na oddziale neurologicznym Szpitala
Psychiatrycznego w Choroszczy koło Białegostoku (po tygodniu zabierze ją stamtąd siostra
Rozalia). W 1962 roku w Lublinie usuną z jej czaszki guz wielkości kartofla.
Ona się będzie modlić, by Jezus uczynił ją zdolną do pracy albo położył kres jej życiu.
Krótko przed wojną metropolita wileński arcybiskup Romuald Jałbrzykowski, jej spowiednik
nadzwyczajny, kieruje do niej słowa pociechy: „…uzbroić się w cierpliwość, ufność proszę mieć…”.
Polecał jej przyjąć dar stygmatów.
Lama, pies, śnieżna białość .Kim jest ten, który idzie ku niej w majestacie blasku? Szata na nim złocista, przetykana czerwonymi wstęgami. Wandę ogarnia ciemność, dotyka krzyża, piękna postać pluje cuchnącą śliną, precz szatanie!
On przybiera postać lamy, psa, namiętnego mężczyzny, śnieżnej białości. „Niewolnicą jego się
stałam”. Wanda zastanawia się: czy z piekła można miłować Boga?
Nie chce przyjąć komunii; jest grudzień 1941 roku. Niech zabiorą z jej pokoju figurkę Matki
Boskiej. Z korytarza ksiądz Barwicki czyni znak krzyża w stronę jej drzwi: – Exorcizo te immunde spiritus…
Zwątpienie napełnia jej duszę. Po co spowiedź? Czy naprawdę w hostii obecny jest Jezus? Ksiądz
nie udziela jej rozgrzeszenia, każe przyjść do spowiedzi nazajutrz rano. W nocy Wanda słyszy
zgrzyty, śmiechy… Myśli: to piekło się cieszy! Ale precz z posłuszeństwem, nie pójdzie do
spowiedzi. Poszła znów ciemność. Widzi księdza z Syberii, on chce popełnić samobójstwo, Wanda walczy o niego w modlitwie. Duszenie za gardło (na jej ciele znaleziono potem ślady – jakby po grubym sznurze). Szatan przekonuje ją, że jeśli chce oddalić grzechy od kapłanów, to ma je wziąć na siebie. Czyli…  popełnić!

Dlaczego siostra słucha podszeptów szatana?
– Tu nie ma szatana, głupstwa ksiądz plecie… I ze zmienioną twarzą, cudzym głosem: – Nie
broń szatanów, bo zdradzisz się…
– Exorcizo te…
Szloch nią wstrząsa, klęka, całuje krzyżyk, prosi o przebaczenie.
Nacjonaliści burżuazyjni tumanią umysły Koniec wojny. Siostry od aniołów wyjeżdżają do Polski, tylko kilka pozostaje w Pryciunach. Ksiądz Czesław Barwicki obejmuje parafię na Białorusi, aresztują go w 1948 roku. W Wilnie służby bezpieczeństwa nachodzą jezuitę obrządku wschodniego Antoniego Ząbka. Od lipca 1946 roku siostry ukrywają go w piwnicy. Spowiada je, ma prawo odprawiać msze w obrządku łacińskim. Pisze biografię Wandy.
– Najpierw przyjeżdżałem do Pryciun raz na dwa tygodnie i odprawiałem mszę świętą w
kaplicy publicznej – opowiada ksiądz Jan Pryszmont. – Kiedy sowieci nakazali kaplicę
zamknąć, czasem odprawiałem mszę tylko dla sióstr. Spowiadałem księdza Ząbka.
Siedziała przy stole, były jej imieniny, czerwiec 1949 roku. Nagle mówi: – Za rok nie będę
tu obchodzić imienin. I tej tutaj nie będzie – wskazała palcem siostrę – i tej… Przyjdzie
wicher i zmiecie Pryciuny. Walenie do drzwi, trzecia rano, Wielkanoc 1950 roku. Rewizja. Znaleźli ojca Ząbka. Fotografują jego papiery, piwnicę, obejście. Pełno wojska. Ciężarówka. Wilno, ulica Ofiarna, cela, smród ludzkich odchodów.
Kopią ją pod kolana. Biją w twarz. Wanda rozmyśla o samotności Chrystusa – więźnia
tabernakulum. Rewizja, stoi naga. Myśli o dziesiątej stacji Drogi Krzyżowej – Jezus z szat
obnażony. Zabrali medaliki, różaniec, gumy do pończoch, zatrzaski, spinki do włosów,
sznurowadła. Wiozą ją na blok szpitalny przy placu Łukiszki. Pochylają się nad jej ranami. –
To żylaki – mówią. – Ma psychozę. Wanda myśli: ot, głupi wy jesteście, choć lekarze…
Fotografię jej rąk ze śladami ran dołączają do akt. Podpis pod zdjęciem: „Jeden z przejawów
szarlatanerii”.
List ojca Ząbka z grudnia 1955 roku do księdza Barwickiego: „Jak mi mówiono – na
przesłuchaniach rąbała twardą prawdę. Wy będziecie tu, a ja będę tam! Pokazywała palcem
w dół, potem w górę”.
Słabnie, przesłuchują ją leżącą na noszach. Zachorowała na zapalenie opon mózgowych.
Wyrok zapadł zaocznie w Moskwie. Rozprzestrzeniała antysowieckie wymysły pod
pozorem kontaktów z życiem pozagrobowym; nielegalnie uczyła dzieci religii, ukrywała
Antoniego Ząbka. Dziesięć lat łagru.
Jeszcze w 1960 roku wydawany w Wilnie po polsku „Czerwony Sztandar” przypominał
historię aresztowań w Pryciunach. Garstka nacjonalistów burżuazyjnych tumaniła umysły
ludu. Ksiądz Ząbek, szpieg Watykanu, aranżował cuda, jakich dokonywać miała pomylona
babina Wanda Boniszewska. Jednak czujność wilnian dopomogła organom radzieckim.
Sto rubli na cukier Moskwa, Czelabińsk, Magnitogorsk, Ural. W lutym 1951 roku transportują siostrę Wandę do łagru Wierchnij Urał. „W ten pierwszy Wielki Tydzień dobrze mi tu było – pisze – jakkolwiek byłam w więzieniu. Ale mocniej Go kochałam i miałam wrażenie, że On mnie
też mocniej jeszcze do krzyża przygważdża”.
W jej baraku mieszkają Austriaczki, Niemki, Finka. – Na literę B – krzyczy strażniczka –
zbierajcie się!
Badanie. – Modlicie się! Podburzacie więźniów! Spiskujecie! Kuglarka, zdechniesz tutaj.
Boże, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią. Ten naczelnik, który bił jej głową o ścianę, przyszedł w nocy do jej karceru. – Przekonałem się, że Bóg jest – szepcze – bo sumienie nie daje mi spokoju… I poprosił o przebaczenie. (Wyrzucą go z partii, opuści Wierchnij Urał. Po śmierci Stalina w 1953 roku przyśle siostrze Wandzie sto rubli na cukier).
– Znów Wielki Tydzień, rany się otworzyły. W ekstazie Wanda mówi: Stalin… Beria… Bóg
chce, aby te piekielne wrota pootwierać.
– Na literę B, zbierajcie się!
Opletli ją przewodami elektrycznymi; straciła przytomność.
Ta lekarka, która pochyla się nisko nad jej piersią i słucha bicia serca, szepcze: – Pomódlcie
się za mnie i za moje dzieci.
– Na literę B, zbierajcie się!
Skopali ją. Zmoczyła się na podłogę, płacze z bólu i wstydu.
Zamknęli ją z psychicznie chorymi; w karcerze ze szczurami.
Gdzie jest Bóg, kiedy ona pogrąża się w ciemności? Dręczy ją pokusa samobójstwa, potem
tortura poczucia winy. Uwolnić się… Ale skąd ten zapach kwiatów w kamiennej celi?
Chcą odebrać jej krzyżyk, który zaszyła w buszłacie, więziennej kurtce. Jak w natchnieniu
Wanda przepowiada los każdego z nich. – Milcz, gadzino!
Dyżurny szepcze, że naczelnicy lękają się jej łez, bo są krwawe. Mówi, że walczył o
Warszawę; niech ona się za nim wstawi u Boga, jak umrze.
– Na literę B… Rozebrać się… Wezwali dyżurnego, niech z nią zrobi, co należy, zdaje się, że
ona jeszcze niewinna? Rechot. Wanda wzywa Maryję, zemdlała.
Podobno Stalin umarł. Wypuścili nieuleczalnie chorych. Nowy lekarz przepisał jej mleko w
proszku. Przychodzą paczki od księdza Pryszmonta z Bujwidz. Ten, który ją kopał, jest teraz
więźniem. W grypsie prosi o przebaczenie.
Od prawosławnych więźniarek Wanda otrzymuje czasem komunię świętą. Strażniczki
mówią, że niedługo wyślą Wandę do Moskwy i zobaczy tam piękne metro.
Zło krąży i musi uderzyć – Po co Bogu cierpienie człowieka?
Ksiądz Jan Pryszmont (ze zniecierpliwieniem): – Przecież to jest jeden z najtrudniejszych
problemów teologicznych i filozoficznych. Syn Boży poprzez cierpienie przywrócił
człowieka do życzliwości Bożej. Trzeba spojrzeć na cierpienie w perspektywie zbawienia.
Warto każdą cenę zapłacić za zbawienie.
Kardynał Henryk Gulbinowicz: „Każde trwałe dobro należy okupić cierpieniem – to moja
zasada życiowa”.
Jeszcze w Pryciunach mówił jej Pan: „Chcę, abyś konała tak długo, jak długo można, aby
przebłagać mój gniew. Gdy świat zachłyśnie się gorącą krwią, ja chcę zachłysnąć się
pragnieniem świętości dusz mnie poświęconych”. „Konanie twoje przedłużę do ostatecznej
męki…”. „Cierp, moje Piórko”.
– Ksiądz Dariusz Kowalczyk, prowincjał jezuitów w Warszawie: – Ta mistyczka
werbalizowała swoje doświadczenia w sposób zgodny z jej naturą, wykształceniem i epoką,
w której żyła. Jeśli była wychowana w duchowości zadośćuczynienia srogiemu Ojcu, to
takim językiem wyrażała swoje mistyczne doznania. Współczesny człowiek może ten język
odrzucić, nie odrzucając tajemnicy, jaka się w jej życiu dokonała. Istotą jej doświadczenia
było pragnienie zjednoczenia się z Jezusem Chrystusem na krzyżu, by razem z Nim
zadośćuczynić Ojcu za grzechy świata. Tak rozumiała swoje powołanie: im więcej
cierpienia, tym więcej łaski. Ja się z takim myśleniem nie utożsamiam. Przecież są różne
aspekty „wydarzenia Jezusa”: krzyż, zmartwychwstanie, Jezus nauczający, rozmawiający z
kobietą, przebaczający – Jezus w różnych sytuacjach. Człowiek ma prawo do
zaakcentowania w swoim życiu jednego z tych aspektów; ma prawo podążać bardziej za
Jezusem upokorzonym lub Jezusem chwalebnym. To nie znaczy, że można zupełnie
zapomnieć o krzyżu i wpaść w wielkanocne alleluja. Ale zdrowa religijność szuka
równowagi… Mocne doznania duchowe wpływają na psychikę, ona nie radzi sobie z nimi.
To nie znaczy, że mistyk jest wariatem. Psychika nie jest w stanie tych doświadczeń
duchowych pomieścić… Skąd wątek ofiarowania cierpień za innych? Karl Rahner, wybitny
teolog XX wieku, uważał, że pomiędzy ludźmi – duchami w świecie – istnieje mistyczna
jedność. Co się dzieje w jednym człowieku – wpływa na drugiego. Mistyk wyprowadzi stąd
wniosek: zło, które dzieje się w jednym miejscu świata, ma wpływ na cały świat. Skoro zło
innego wpływa na mnie, to może ja mogę zabrać mu to zło? Skoro jakiś kapłan grzeszy, co
owocuje złem w nim i wokół niego i zasługuje na karę Bożą, to – Panie Boże – nie karz jego,
ukarz mnie… Spraw, by zło, które się rodzi z jego grzechu, przeszło na mnie… Bo zła nie
można unicestwić w sposób magiczny; gdy już raz zostało stworzone przez człowieka,
krąży i musi uderzyć. Człowiek może je tylko wziąć na siebie i w sobie przezwyciężyć.
– Bóg przygląda się złu obojętnie?
– Bóg nie może zła dekretem zlikwidować, bo wtedy z wolnego świata uczyniłby marionetkę.
Znaki
W październiku 1956 roku polska delegacja wita grupę repatriantów na granicy w Brześciu.
Kupiono Wandzie ubranie i wręczono tysiąc złotych.
Odurza ją powietrze w Polsce i przyroda, i śpiew ptaków. „Boję się zbudzić”.
Mieszkała w domach zakonnych w Chylicach, Pogorzałkach, Białymstoku. Była
gospodynią u braci dolorystów w Częstochowie. Często chorowała. Po złamaniu kości
biodrowej w 1980 roku poruszała się już tylko o kulach. Robiła różańce.
Wypytywano ją czasem o przyszłość jakiegoś człowieka, czy Polska odzyska Wilno. Broniła
się: – Nie jestem jasnowidzem. Przepowiedziała, że księża Ząbek i Barwicki przeżyją ją, ale
to ona ich przeżyła.
W czerwcowy wieczór 1963 roku przerywa nagle pacierze i zaczyna odmawiać Anioł
Pański za zmarłego papieża. Dziwią się, bo Jan XXIII jeszcze żyje. Nie było radia w domu.
Nazajutrz prasa doniosła, że papież zmarł poprzedniego wieczora o ósmej czterdzieści
dziewięć.
Czego pragnie dla swojego zgromadzenia – pytano – i dla innych zakonów? Niech
przełożeni mniej trzymają się litery prawa, bardziej kierują się miłością; pragnie więcej
łagodności i dobroci.
Czasem ogarniała ją ciemna chmura i Wanda cierpiała wtedy bardziej niż w łagrze. „Grozi
mi odrzucenie”. Obwiniała się o brak ofiarności i dobrych uczynków. W 1983 roku napisała:
„Mam całkowity pokój duszy i nic mnie nie trwoży”.
Jej rany przestały się odnawiać na początku lat 70. Ból w miejscach znaków pozostał.
„Czy stygmaty miały charakter nadprzyrodzony – pisze kardynał Henryk Gulbinowicz –
powinien osądzić Kościół po zbadaniu całości sprawy”. Nieznane są wyniki badań komisji
powołanej w Wilnie przed wojną.
W domu zakonnym sióstr od aniołów w Chylicach
w holu na pierwszym piętrze wisi obraz namalowany pod wpływem wizji siostry Wandy,
jakiej doznała w czerwcu 1941 roku. Kapłan ukrzyżowany razem z Chrystusem, lecz
Zbawiciel prawie niewidoczny. Po jej śmierci fotografię obrazu opublikowała prasa. Wizja
kapłana jako zastępcy Chrystusa jest mocno przesadzona, uznali ostatnio biskupi; tak się nie
godzi przedstawiać Zbawiciela. Zakazali pokazywania obrazu.
Komisję w sprawie objawień siostry Wandy będzie można powołać wtedy, gdy pojawią się
uzdrowienia za wstawiennictwem zakonnicy lub inne znaki.

Posted in Kościół, Objawienia, Warto wiedzieć | Otagowane: , | 2 Komentarze »

Sylwetka Fulli Horak

Posted by Dzieckonmp w dniu 30 marca 2010

Cierpienie
potwierdza mistyczne przeżycia

Moja Stryjenka

Był rok chyba 1950. Jeszcze nie chodziłem do szkoły. I wtedy, nie wiadomo skąd, zjawiła się jeszcze jedna ciocia. Mówiło się o niej „Papcia”, choć miała na imię Zofia. Mówiło się jakoś tajemniczo o niej i o wszystkim, co jej mogło dotyczyć. Dzieciak coś czuł, wiedział, że nie powinien stawiać zbędnych pytań. Nie było cioci, jest Ciocia – świetnie. A Ciocia wróciła z Kołymy. Za pięć lat znalazła się jeszcze jedna Ciocia, zwana Fullą. Też wróciła „stamtąd” – tyle, że wyrok miała dłuższy. I przejścia cięższe. Ich brata – a mego Stryja Kazimierza nie wywieźli na Sybir. Zakatowali go na śmierć w lwowskim więzieniu w 4 dni po moim przyjściu na świat – był koniec grudnia roku 1944. Przy dziecku nie mówiło się ani o Lwowie, ani o Sybirze, ani o podziemnej walce z obydwoma okupantami. Nie poznałem wtedy syberyjskich opowieści. Tę drugą Ciocię, a właściwie Stryjenkę (bo były to siostry mego ojca) otaczała jakaś dodatkowa aura. Była zawsze uśmiechnięta – tak jakoś tajemniczo i pięknie zarazem. Papcia była taka zwyczajna, Fulla – bardziej dostojna. Widziałem, że Tato i Mama odnoszą się do niej ze szczególną atencją. Jako dziecko nie byłem w stanie tego nazwać – to przyszło wiele lat później. Mówiło się też tajemniczo o jakiejś książce, której nigdy nie widziałem. Z rozmów starszych poznałem nawet tytuł: «Święta Pani». Bardzo długo nie znałem jej treści. Dopiero kilka lat przed śmiercią Fulli ciocie powierzyły mi egzemplarz sporządzony metodą odbitek fotograficznych (to był cały album). Po jej śmierci w roku 1993 dostałem oryginalny egzemplarz wydania z roku 1939. „Habent sua fata libelli” – mawiali starożytni Rzymianie. Można by i dzieje tego egzemplarza opowiedzieć…

Dzieciństwo i młodość

Kim była Ciocia Fulla? Lwowianką, która urodziła się w Tarnopolu w roku 1909. Dziadek był Czechem, ale jej bracia ginęli za wolność Polski. Sierżant jednoroczny Tadeusz Horak zmarł zamęczony przez Kozaków na froncie wołyńskim w roku 1919. Podporucznik Marian Horak zginął w roku 1920 prowadząc atak pod Milatynem, pochowany na cmentarzu Orląt Lwowskich – kwatera I, mogiła 31 zaraz naprzeciw katakumb. Ich ojca, a mego Dziadka też tam pochowano – był to ostatni pogrzeb na cmentarzu Orląt, w lipcu 1939 r. A potem to mi sowieci dziadka zaasfaltowali… Gdy bracia ginęli mała Stefcia miała 10 lat. Bo jej imię to „Stefania”, z tego „Stefula”, w skrócie „Fula”, z czasem przez dwa „l”. W jednym z listów do matki Heleny ze zgromadzenia Sacré Coeur pisała: Nigdy nikt nie miał smutniejszego dzieciństwa ode mnie. Gdy myślą przeżywam wszystkie lata, wydaje mi się, że jestem istotą, która drżąc z zimna cofa się w najdalszy kąt klatki, by nie widzieć szpetoty świata. Nikt przecież nie zrobił mi nic złego, tylko brutalna szarość codzienności rosła i rosła dookoła mnie i często żałowałam, że nie urodziłam się ślepa i głucha [SP 24]. Nie dziwię się. Rodzina przeżyła wojenną tułaczkę, Stefcia miała pięć lat, gdy Horakowie ostali się aż w Wiedniu, uciekając przed Moskalami. Potem przyszła śmierć starszych braci. Podziwiam ich matkę, a swoją babcię Domicelę. Dobrze, że nie wiedziała wtedy, co jeszcze przyjdzie.

Stefa studiowała filozofię, skończyła lwowskie konserwatorium – pracowała jako nauczycielka muzyki. Oprócz smutku drążyło ją jakieś niewypowiedziane pragnienie. Znowu fragment listu do zaprzyjaźnionej zakonnicy: Co to jest prawda, Matko? Czuję takie zimno w sercu, jakbym w piersi miała lodownię, a równocześnie miota mną palący głód nieskończoności. Wszyscy mają przewagę nade mną, wszyscy – co nie czują się tak bezpańscy jak ja. I większość ich ma spokój. Nie trawi ich pożerający Płomień-Pragnienie [SP 23]. Te niepokoje, ten cień z czasów dzieciństwa doprowadziły młodą Stefę do niewiary. A umysł miała bardzo dociekliwy i niezwykle bystry. Mnogość skojarzeń, ogromne oczytanie, artystyczne widzenie (i słyszenie) świata, wyczulenie na obecność i potrzeby drugiego człowieka – wszystko to kazało jej odrzucić powierzchowną i tradycyjną religijność. Ale nie Boga. Tego „innego Boga”, którego pragnęła całym swoim jestestwem. Znowu fragment listu: Czy Matka wie, że gdyby Bóg do mnie przyszedł, z otwartością bym Go przyjęła i dałabym Mu się nasycić? Gdybym Go odczuła, serce moje doznałoby ulgi, ciężar, który je ugniata, spłynąłby, a ja odnalazłabym rzeczy niewypowiedziane… Chciałabym wierzyć w Boga… Jaką okrutną zabawkę wymyślił sobie Ten, kto nas stworzył!… A ponad wszystkim ta paląca tęsknota za niepojętą a przeczuwaną – Wiecznością [SP 25-27].

Mistyczne przeżycia

Droga do wiary zaczęła się wraz z jej utratą. Ważnym etapem była choroba. I potem wciąż szukanie. Wreszcie wyjazd do Częstochowy i takie rozumowanie, cytuję: Jeżeli ludzie uzyskują od obrazu łaski związane ze zdrowiem czy sprawami materialnymi, dlaczego bym ja nie miała się pokusić o zdobycie tam światła dla duszy?! [SP 40] Modlitwa, ślubowanie, spowiedź „z dobrą wolą choć bez wiary” [SP 41]. I nic. Niebo milczało. Stefa modliła się „Boże! Jeśli jesteś – daj mi światło!” [SP 41] I światło przyszło, choć nie od razu – dodajmy, że dzięki świadectwu osoby wierzącej, przypadkowo spotkanej na salonach. Był sierpień roku 1935. Wtedy po raz pierwszy Fulla przeżyła obecność kogoś z zaświatów. Wtedy jeszcze nie wiedziała kogo, dowiedziała się wkrótce – była to św. Magdalena Zofia Barat, zmarła 70 lat wcześniej (1865) założycielka zgromadzenia Sacré Coeur. To ona jest tytułową „Świętą Panią”. Nie ona jedna przychodziła do mieszkanka Fulli i jej przyjaciółki Buci przy ul. Kopernika we Lwowie. Drugą znaczącą postacią był kard. Mercier. Poza nimi – wielu świętych: Jan Bosko, Teresa od Dzieciątka Jezus, św. January i św. Sylwester, Andrzej Bobola, Jan Vianney. Także Katarzyna Emmerich, Pierre Giorgio Frassati, Joanna d’Arc. Także jej patron – św. Stefan, św. Mikołaj.

Jak się zjawiali? Bardzo realistycznie. Fulla próbowała np. dotyku szorstkości habitu św. Magdaleny Zofii. Zwracała uwagę na to, czy zasłaniają sobą np. palącą się świecę (miała później taki swój ołtarzyk w pokoju) – zasłaniali; czy przejeżdżający ulicą tramwaj zagłusza wypowiadane przez nich słowa – zagłuszał.

Pod dyktando św. Magdaleny zapisywała kolejne bruliony. Dziwne to było dyktando, cytuję: Weź papier i ołówek. Nie świeć światła. Pisz. Uspokój się, chodź koło mnie. Siadaj bliżej. Usiadłam z zeszytem na kolanach i nagle ołówek zaczął się sam posuwać po papierze. Trzymałam go tylko. Nie wiem, co pisał, bo nie słyszałam żadnego dyktanda. – Zaświeć i przeczytaj [SP 50]. Słowa wtedy zapisane dotyczyły samej Fulli. Potem przyszły objawienia mistyczne. Nie będę ich streszczał. Jest książka. Jej wydanie sfinansował – tak, tak – marszałek Rydz–Śmigły. Niewiele egzemplarzy przetrwało. Był lipiec roku 1939. Większość nakładu spłonęła z Warszawą.

Lata wojny i zesłania

A Fulla? Gdy zaczęła się wojna i sowiecka okupacja we Lwowie, Fulla dalej uczyła w gimnazjum. Już nie była tą skazaną na życie istotą. Pełna energii, zaangażowana jako wychowawca i młodego pokolenia, i wszystkich, którzy do niej się zwracali. Zresztą – to jej oddziaływanie zaczęło się wkrótce po pierwszych objawieniach. A kiedy było trzeba, Fulla czynnie włączyła się w walkę z okupantem jednym, potem drugim. Była łączniczką AK przezwyciężając wrodzony lęk. Objawienia się skończyły. Ale – jak mówiła i pisała – „jej Niewidzialni Przyjaciele zawsze z nią byli”. Ołtarzyk w domu stał się tabernakulum z polecenia arcybiskupa Twardowskiego. Przechowywana tam była Komunia św., którą z pomocą ukraińskiej strażniczki Fulla przemycała uwięzionym i skazanym. I cały czas równolegle trwała jej praca duchowa nad umacnianiem ludzi, nad formowaniem ich postaw i wiary.

Najpierw przyszło aresztowanie obu sióstr – Zofii i Stefy. O przesłuchaniach i warunkach w sowieckim więzieniu we Lwowie mówić nie muszę. Jak w tym wszystkim znalazła się osoba, w której brutalna szarość codzienności rosła i rosła i która często żałowałam, że nie urodziła się ślepa i głucha – ? Jak dnie i noce w samotności, w ciemnej piwnicy, w brudnej wodzie po kostki, w towarzystwie szczurów spędzała mistyczka? Spędzała. I czekało ją więcej. Czekało ją całe piekło ГУЛАГ-y. Wyrok opiewał na 10 lat. Odbyła cały. Darujcie szczegóły – są takie same, jak dla wszystkich, którzy w tym piekle byli. A więc bezduszni enkawudziści, a więc palący głód, a więc pluskwy, a więc zimno, a więc praca ponad siły, a więc poniżenie i odczłowieczenie, a więc choroby… Mistyk walczący z pluskwami – tak można zatytułować rozdział z innej książki Fulli Horak »Niewi­dzialni«. I  jedno zdanie z tejże książki: Wewnątrz cierpienia miałam Niewidzialnych Przyjaciół, którzy odwracali moje myśli ku pięknu [N 284]. Wreszcie przyszła dosłownie próba krzyża. Ciesząc się sympatią zasłużyła w oczach sowietów na ratowanie jej życia. Konieczna była operacja żołądka. W prymitywnych warunkach, bez znieczulenia, bez koniecznych narzędzi wycięto jej cały żołądek i dwunastnicę, z której został mały fragment. Fragment relacji: Po pierwszym cięciu krzyknęłam, a byłam przecież przytomna. Widziałam, jak lekarz wydobył z wnętrza żołądek. Ogarnęło mnie dziwne uczucie błogości. Jakby niewidzialna mgła spływała z góry i otulała mnie szczelnie, że nie odczuwałam tak silnie bólu… Od siódmej rano do drugiej w południe trwała operacja… [N 285].

Zakopane

Po tym wszystkim wróciła do Polski. Zamieszkała w Zakopanem razem z Zofią. I tu zaczęło się coś niesamowitego. Do ich małego mieszkanka najpierw na Krupówkach, później na Chałubińskiego ściągały całe procesje ludzi. Bywało po kilkadziesiąt osób dziennie. Po radę, po modlitwę, po nadzieję. Przychodzili prości górale, przychodziły zakonnice i księża. A i biskup jakiś się trafił. Literaci i poeci, przypadkowi ciekawscy i wierni wielbiciele. To nie było łatwe – godziny spędzane na rozmowach i duchowym uzdrawianiu ludzi. Fulli nieraz brakowało sił. Podziwiałem też postawę Zofii – cierpliwa, uśmiechnięta, parząca kolejne herbaty dla gości… Jeśli Fullę porównać do biblijnej Marii, to Papcia spełniała jakże konieczną posługę Marty.

A trzeba było żyć bez żołądka i dwunastnicy! Zdrowie ciągle zagrożone i sił zawsze mało. Po jakichś 20 latach, był rok chyba 1974 zaczęły się nieustannie wracające ropne zapalenia nerek. Sił było coraz mniej, ludzi nie ubywało. Nieraz siostra odprawiała kolejne procesje. Kilkanaście lat próby w tej chorobie. Ile razy odwiedzałem Ciocię – tyle razy zastawałem ją uśmiechnięta, pogodną, żartującą. Nieraz odprawiałem Mszę św. w mieszkanku na Chałubińskiego. Prosiła wtedy: „Tylko niedługo, nie mam sił”. Wreszcie przyszła kolejna próba – złamanie kości udowej. I 14 miesięcy bolesnego leżenia plackiem, gdy każdy ruch powodował, że odłamki kości od wewnątrz boleśnie raniły mięśnie nogi. Jedyną skargą, jak opowiadała Papcia, było pytanie: „O Jezu, czy to nie za dużo?”

Zdawałem sobie sprawę z narastającego w jej życiu cierpienia. I widziałem, jak pokornie je przyjmuje. Jak nie przeszkadza jej „szpetota świata”, o której w młodzieńczym liście pisała. Egzamin cierpienia, który zdała celująco, stał się w moich oczach pieczęcią uwierzytelniającą jej mistyczne przeżycia.

Stefania – Fulla Horak zmarła w Zakopanem 11 marca 1993 roku. Jej siostra Zofia – Papcia Horak –  17 listopada 1995 roku. Obie są pochowane we wspólnym grobowcu na cmentarzu przy ul. Nowotarskiej (za kaplicą w prawo, potem pierwsza alejka w lewo, za grobami dzieci znowu w prawo).

Pisma

Gdy czytałem książkę «Święta Pani», odezwał się we mnie sceptyk – racjonalista. Nie jestem z tych, co to cudowności widzą gdziekolwiek i na nich budują wiarę. Z lekkim dystansem odnosiłem się do objawień. Jako doktor teologii „ocenzurowałem” treść tych objawień, nie znajdując w nich wszakże niczego, co byłoby niezgodne z nauką Kościoła. Fulla nie miała wykształcenia teologicznego (aczkolwiek była w tej dziedzinie oczytana). Dlatego nie używa języka typowego dla rozpraw teologicznych. Jest to zresztą charakterystyczne dla większość pism mistycznych. Wizjonerzy obdarzeni łaską szczególnego oglądu tajemnic boskich, nie znajdują słów, które mogłyby w pełni oddać ich przeżycia. Moją ocenę potwierdzili dwaj inni teologowie – ks. dr Romuald Rak z Katowic oraz ks. dr Hugo Dollinger z Augsburga (w związku z niemieckim wydaniem «Świętej Pani»). Druga książka mojej Stryjenki nosi tytuł «Niewidzialni», ukazała się w niskonakładowym wydaniu. Zawiera wspomnienia z lat 1938 – 1956 przeplatane filozoficzno–teologicznymi esejami. Jest książką trudną. Nie zawiera opisów mistycznych. Ale wyrasta z żywej wiary i wiarą jest przepełniona. Wiarą, która dojrzewa w ogniu ogromnego cierpienia. Oficjalnie Kościół nie zajął się ani osobą Fulli Horak, ani treścią jej książek. Ja osobiście świadom jestem ważnej rzeczy, która stała się dla mnie ostatecznym argumentem, taką duchową pieczęcią na mistycznych przeżyciach i pismach mojej Stryjenki. To było jej cierpienie…

ks. Tomasz Horak

Książki Fulli Horak:

„Święta Pani”, pierwsze wydanie w Warszawie w roku 1939. Wydań z ostatnich lat było kilka, nie sposób je ogarnąć, książka „żyje” własnym życiem. Wstępy różni wydawcy zamieszczają własne, nie zawsze trafne.

„Besuche aus einer anderen Welt. Offenbarungen an Fulla Horak”, niemiecki przekład „Świętej Pani”, Lippstadt 1998. Adiustacji tekstu dokonałem osobiście, dokonałem też wyboru zdjęć i opatrzyłem je podpisami. Tylko w tym wydaniu wstęp jest mojego autorstwa, oddając – tak uważam – pełnię myśli Autorki. Nie wygrałem z Wydawcą sporu o tytuł. Dosłowny przekład tytułu (Die Heilige Frau) nie wchodził na obszarze jęz. niemieckiego w rachubę. Chciałem jako tytuł dać cytat z książki „Schenke mir Licht!” – „Daj mi światło”.

.
„Niewidzialni. 1938 – 1956”, Kraków 1997 (na okładce błędnie podany rok: 1936).

„Niewidzialni” w formacie PDF.
Aby ściągnąć plik, kliknij prawym przyciskiem myszytutaj. i wybierz polecenie „Zapisz element docelowy jako…”

Krążyły też przedruki ze „Świętej Pani” zatytułowane „Życie pozagrobowe”. Te pirackie wydania lekceważyły prawa Autorki (jeszcze za jej życia!) do integralności tekstu. Wydawca dokonał wiwisekcji książki publikując najbardziej „chwytliwe” części w oderwaniu od jej warstwy mistycznej. Wszystko działo się bez uzgodnienia, a nawet powiadomienia Autorki. Dlatego w ocenie jej spuścizny te okrojone wydania nie mogą być brane pod uwagę.

Skróty: SP = Święta Pani   N = Niewidzialni


Posted in Kościół, Patriotyzm, Prześladowanie Chrześcijan, Uzdrowienia, Warto wiedzieć | Otagowane: , | 1 Comment »

ANNA KATARZYNA EMMERICH O MASONERII KOŚCIELNEJ

Posted by Dzieckonmp w dniu 28 marca 2010

Bł. Anna Katarzyna Emmerich mistyczka i stygmatyczka

Bogusław Kiernicki

3 października odbyły się ostatnie w tym roku beatyfikacje. Ojciec Święty wynosi do chwały ołtarzy pięcioro sług Bożych. Są to: ostatni cesarz Austro-Węgier Karol I Habsburg (1887-1922), Anna Katarzyna Emmerich (1774-1824) – niemiecka mistyczka i stygmatyczka, Pietro Vigne (1670-1740), Joseph-Marie Cassant (1878-1903) i Maria Ludovica De Angelis (1880-1962).
Uwagę przykuwają szczególnie Karol I Habsburg i Anna Katarzyna Emmerich. Może także dlatego, że na pierwszy rzut oka trudno sobie wyobrazić bardziej kontrastowe postaci: cesarz i uboga wieśniaczka. Ale wbrew pozorom łączyło ich zdecydowanie więcej, niż dzieliło: miłość do Boga, pobożność eucharystyczna, heroiczne życie. To doprowadziło ich do uroczystej beatyfikacji.

Anna Katarzyna urodziła się 8 września 1774 r. w ubogiej rodzinie w wiosce Flamske, w diecezji Münster w Westfalii, w północno-wschodnich Niemczech. W wieku dwunastu lat zaczęła pracować jako służąca. Po wielu trudnościach spowodowanych przez ubóstwo i sprzeciw rodziny wobec wyboru życia zakonnego, w 1802 r., w wieku 28 lat, wstąpiła do klasztoru Augustianek w Dülmen. Śluby złożyła po roku nowicjatu – 13 listopada 1803 r. Jak sama powiedziała: „Oddałam się zupełnie niebieskiemu Oblubieńcowi, a On czynił ze mną według swojej woli”.
Kiedy w grudniu 1811 r. władze państwowe zamknęły klasztor, przeprowadziła się do prywatnego domu. Już przed wstąpieniem do klasztoru, głowę Anny Katarzyny naznaczyło znamię korony cierniowej. Kilkanaście lat później – 29 grudnia 1812 r. – na jej rękach i nogach pojawiły się wyraźne stygmaty ran Ukrzyżowanego, a na boku obficie krwawiąca rana w kształcie krzyża. Tę chwilę tak wspominała: „Było to trzy dni przed Nowym Rokiem, mniej więcej o godzinie trzeciej po południu. Rozważałam właśnie Mękę Pańską, prosząc Pana Jezusa, by mi pozwolił uczestniczyć w tych strasznych cierpieniach, a potem zmówiłam pięć Ojcze nasz na cześć pięciu świętych ran… Nagle ogarnęła mnie światłość. Widziałam Ciało Ukrzyżowanego, żywe, świetliste, z rozkrzyżowanymi ramionami, lecz bez krzyża. Rany jaśniały jeszcze silniejszym blaskiem niż reszta Ciała. W sercu czułam coraz większe pragnienie ran Jezusowych. Wtedy najpierw z Jego rąk, a potem z boku i nóg wyszły czerwone promienie, które niczym strzały przeszyły moje ręce, bok i nogi”.
Oprócz łaski stygmatów Anna Katarzyna Emmerich od 4. roku życia miała dar widzenia spraw nadprzyrodzonych, dotyczących męki i śmierci Pana Jezusa, życia Najświętszej Maryi Panny, świętych i uroczystości kościelnych, w których skromna, niewykształcona wieśniaczka wykazywała zadziwiającą znajomość topografii, szczegółów archeologicznych i historycznych, objawionych jej w wizjach wypadków. Najpierw próbowała spisywać je sama, jednak czuła, że to zadanie przerasta jej możliwości.
Kiedy dowiedział się o tym wybitny niemiecki pisarz doby romantyzmu – Klemens Brentano, odwiedził ją, pod jej wpływem nawrócił się i w rezultacie lata 1818-24 spędził przy łożu stygmatyczki, spisując jej relacje. Przychodził dwa razy dziennie, kopiując notatki z jej pamiętnika, a następnie pokazywał jej to, co sam napisał, by mieć pewność, że wiernie oddał jej słowa. „Wiem, że gdyby nie ten pielgrzym – mawiała Anna Katarzyna o Klemensie Brentano – już dawno bym umarła. Jednak najpierw on musi wszystko spisać, bo moje wizje są darem Boga dla ludzi”. Z kolei Brentano tak wspominał te spotkania: „Nie widziałem w jej twarzy czy spojrzeniu cienia wzburzenia czy egzaltacji. Wszystko, co mówiła, było zwięzłe, proste i spójne, a zarazem pełne życia i miłości”.
Anna Katarzyna Emmerich zmarła 9 lutego 1824 r., po okresie szczególnie dotkliwych cierpień. Jak zapisał Brentano, mimo że sama cierpiała, w swych ostatnich chwilach „modliła się przede wszystkim za Kościół i za wszystkich umierających”. Jednak, jak wspominał jej spowiednik, „tego dnia bardzo pragnęła śmierci i często wzdychała: «Przyjdź już, Panie Jezu!»”. Odeszła w opinii świętości. Na jej pogrzeb przybyła cała okoliczna ludność, a gdy po kilku tygodniach otworzono grób, jej ciało było nieskażone.
Po śmierci Anny Katarzyny Klemens Brentano zebrał i uporządkował zapiski, a następnie opublikował je pod tytułem Bolesna męka Jezusa Chrystusa (1833). Kilkanaście lat później – w 1852 r.
Bentano wydał kolejną książkę opartą na jej widzeniach i zatytułował ją Życie Najświętszej Maryi Panny. Książki te, przełożone na język polski już w XIX wieku, były wielokrotnie wznawiane, a w ostatnim czasie w związku z popularnością filmu Mela Gibsona Pasja przeżywają swój prawdziwy renesans.
Proces beatyfikacyjny Anny Katarzyny Emmerich, rozpoczęty pod koniec XIX wieku, został na nowo podjęty w 1972 r. Stolica Apostolska w 2001 r. ogłosiła dekret uznający heroiczność jej cnót, a w lipcu 2003 r. – dekret o autentyczności cudu za jej wstawiennictwem, otwierając tym samym drogę do wyniesienia jej na ołtarze. Kilka miesięcy temu Ojciec Święty ogłosił, że jest jego wolą, żeby jeszcze w tym roku nastąpiła beatyfikacja tej wielkiej Mistyczki, bo – jak powiedział już wcześniej, w czasie pielgrzymki w jej ojczyste strony – „przez swoje szczególne powołanie mistyczne Anna Katarzyna Emmerich uzmysławia nam wartość ofiary i współcierpienia z ukrzyżowanym Panem”.

Źródło: niedziela.pl

wśród wyjątków wizji również takie, które ukazywały przyszłość: stan świata i Kościoła. Przedstawiamy, bez komentarza, fragmenty zatytułowane przez francuskiego wydawcę tych pism Burzyciele, stanowiący zaledwie kilka okruchów z tych pism. Opisują one stan zdeprawowania świata i ciemności duchowe, przez jakie – z powodu oddania się złu – przejdzie ludzkość zanim, jak podaje Katarzyna Emmerich, „w chwili największego niebezpieczeństwa” nadejdzie pomoc. Czyż nie widziała ona obrazu ostatnich lat kończącego się wieku?. A jeśli tak, to i z jej natchnień wynika, że pomoc w czasach odstępstwa możemy znaleźć jedynie w pokornej modlitwie do Maryi – Matki Kościoła i w całkowitej wierności nauczaniu Jej Syna – Jezusa Chrystusa.

Papież Jan Paweł II beatyfikował ją w Rzymie 3 października 2004 roku.

Foto z beatyfikacji

Wprowadzenie do wizji

Ponieważ wizje sa Bożym przekazem danym za pomocą obrazów, często znaczenie danego obrazu jest symboliczne i należy właściwie go odczytać. Dla ułatwienia zrozumienia poniższych wizji podajemy znaczenie niektórych symbolicznych obrazów w nich zawartych:

– piaszczyste miejsce – oznacza pustynię wiary; miejsce wrogie Bogu

– propagatorzy światła- masoni uważają, że ich przekonania są światłem dla ludzi

– jaskinia – symbol loży masońskiej; to są ich kościoły- miejsca zebrań i kultu; zarazem miejsce mroczne, ukryte przed resztą ludzi, oznacza że masoneria działa w ukryciu.

– tajna sekta – to masoneria.

– kościół – pod obrazem kościoła trzeba widzieć całą naukę Kościoła (teologię ), a burzenie kościoła to niszczenie dogmatów i fałszowanie prawd wiary (teologii)

-biały fartuch obszyty na niebiesko – to strój rytualny masonów.

– kielnia – rekwizyt budowniczych; masoni uważają, że na nowo budują świat.

Wyjątki z wizji prorockich Bł. Anny Katarzyny Emmerich

B U R Z Y C I E L E

TAJEMNICA BEZBOŻNOŚCI

Widziałam różne części ziemi. Mój przewodnik wskazał mi Europę i pokazując mi piaszczyste miejsce, wyrzekł te znaczące słowa: «Oto wrogie Prusy». Pokazał mi następnie punkt najbardziej wysunięty na północ mówiąc: «Oto Moskwa niosąca ze sobą wiele zła.» (A III.133)*

Mieszkańcy odznaczali się niesłychaną pychą. Zobaczyłam, że zbrojono się i pracowano wszędzie. Wszystko było ciemne i zagrażające. Zobaczyłam tam świętego Bazylego i innych (przyp. wyd. franc.: na Placu Czerwonym jest katedra św. Bazylego). Ujrzałam pałac o lśniących dachach. Na nim stał szatan na czatach. Widziałam, że spośród demonów związanych przez Chrystusa w czasie jego zstąpienia do piekieł, kilku się niedawno rozwiązało i wskrzesiło tę sektę (masonerii). Zobaczyłam, że inne zostaną uwolnione… (19.10.1823)

Ujrzałam straszne skutki działań wielkich propagatorów „światła” wszędzie tam, gdzie dochodzili oni do władzy i przejmowali wpływy albo dla obalenia kultu Bożego oraz wszelkich praktyk i pobożnych ćwiczeń, albo dla uczynienia z nich czegoś równie próżnego jak używane przez nich słowa: światło, miłość, duch. Usiłowali pod nimi ukryć przed sobą i innymi opłakaną pustkę swych przedsięwzięć, w których Bóg był niczym. (A. III 161)

Mój przewodnik poprowadził mnie wokół całej ziemi. Musiałam przemierzać bez przerwy ogromne jaskinie pogrążone w ciemności. Widziałam w nich ogromną ilość osób błąkających się wszędzie, we wszystkich kierunkach i zajętych mrocznymi dziełami. Wydawało się, że przebiegłam wszystkie zamieszkałe miejsca globu, widząc w nich tylko ludzi pełnych wad. Widywałam coraz to nowe zastępy ludzi, wpadających jak gdyby z góry w to zaślepienie nieprawością. Nie widziałam żadnej poprawy… Musiałam wchodzić w te ciemności i patrzeć wciąż na nowo na złośliwość, zaślepienie, przewrotność, zastawione zasadzki, mściwe żądze, pychę, mamienie, zazdrość, chciwość, niezgodę, zabójstwo, rozwiązłość i straszliwą bezbożność ludzi, wszystkie rzeczy, które jednak nie przynosiły im żadnej korzyści, ale czyniły ich coraz bardziej zaślepionymi, nędznymi i pogrążały ich w coraz głębszych ciemnościach. Często miałam wrażenie, że całe miasta znajdowały się na bardzo cienkiej skorupie ziemi i grozi im wkrótce stoczenie się w otchłań.

Zobaczyłam ludzi wykopujących dla innych rowy lekko zakryte: ale nie zobaczyłam dobrych ludzi w tych rowach ani nikogo, kto by do nich wpadał. Widziałam wszystkich tych złych, jak gdyby byli ogromną ciemną przestrzenią rozciągającą się od jednego krańca ziemi do drugiego. Widziałam ich w nieładzie. W hałaśliwym zamieszaniu, jak na wielkim jarmarku, zakładających różne grupy, podsycające się do zła. Ujrzałam masy ludzi, które mieszały się ze sobą, popełniając wszelkie rodzaje czynów grzesznych. Każdy grzech pociągał za sobą inny. Często wydawało mi się, że pogrążam się jeszcze głębiej w noc. Droga prowadziła stromo w dół. Była przerażająca. Oplatała całą ziemię. Widziałam ludy wszystkich ras, noszących najróżniejsze szaty, wszystkie pogrążone w tych obrzydliwościach. (A II.154)

Często budziłam się pełna przygnębienia i przerażenia. Księżyc świecił spokojnie przez okno, a ja modliłam się jęcząc, aby mi nie kazano więcej patrzeć na te przerażające sceny. Wkrótce jednak znów musiałam wejść w te straszne ciemności i patrzeć na popełniane w nich obrzydliwości. Znalazłam się raz w obrębie grzechu tak strasznego, że wydawało mi się, że jestem w piekle i zaczęłam krzyczeć i jęczeć. Wtedy mój przewodnik powiedział: ‘Jestem przy tobie, a nie może być piekła tam, gdzie ja jestem’. Wydawało mi się, że widzę miejsce bardzo rozległe, w którym więcej było światła dziennego. Było to jakby miasto należące do tej części świata, na której mieszkamy. Zostało mi tam ukazane straszliwe widowisko. Zobaczyłam ukrzyżowanie naszego Pana Jezusa Chrystusa. Zadrżałam aż do szpiku kości, bo byli tam tylko ludzie naszej epoki. Męczeństwo Pana było straszniejsze i bardziej krwawe niż to, które wycierpiał od Żydów. (A.II.157)

Zobaczyłam z przerażeniem wielką liczbę ludzi znanych mi, nawet kapłanów. Wiele linii i ścieżek od tych ludzi, błądzących w ciemnościach, prowadziło do tego miejsca (Ukrzyżowania). (A.II.157)

Kończąc opowiadanie tej strasznej wizji, której wspomnienie przyprawiało ją o ból serca i nic nie mogło skłonić jej do przedstawienia jej w całości, Katarzyna Emmerich powiedziała:

Mój przewodnik rzekł do mnie: ‘Zobaczyłaś obrzydliwości, którym ludzie zaślepieni oddają się w ciemnościach’. Zobaczyłam niezliczony tłum prześladowanych, nieszczęśliwych, dręczonych i męczonych w naszych czasach, w różnych miejscach. I zawsze widziałam, że przez to dręczono Jezusa Chrystusa we własnej Osobie. Żyjemy w czasach godnych pożałowania, w których nie ma schronienia przed złem: gęsta mgła grzechu ciąży nad całym światem i widzę ludzi czyniących rzeczy najbardziej obrzydliwe spokojnie i obojętnie. Widziałam to wszystko w wielu wizjach, gdy moja dusza była prowadzona poprzez liczne kraje całej ziemi. (C. 89)** Potem ujrzałam męczenników nie czasu obecnego (r.1820), lecz czasów przyszłych. Jednak już widzę, jak się ich prześladuje. (A.III.112)

BURZENIE KOŚCIOŁA

Zobaczyłam ludzi z tajnej sekty podkopującej nieustannie wielki Kościół… (A. III.113) i zobaczyłam blisko nich obrzydliwą Bestię, która wyszła z morza. Miała ogon jak u ryby, pazury jak u lwa i liczne głowy, które otaczały jak korona jej największą głowę. Miała pysk szeroki i czerwony. Była w cętki jak tygrys i okazywała wielką zażyłość wobec burzących. Kładła się często pośród nich, gdy pracowali. Oni zaś często wchodzili do pieczary, w której czasami się chowała. W tym czasie widziałam tu i tam na całym świecie wielu ludzi dobrych i pobożnych przede wszystkim duchownych znieważanych, więzionych i uciskanych i miałam wrażenie, że któregoś dnia staną się męczennikami. (A. III.113)

Kościół był już w dużej mierze zburzony, tak że pozostawało jeszcze tylko prezbiterium z ołtarzem. Ujrzałam burzących, jak weszli do niego razem z bestią. Wchodząc do Kościoła z bestią burzyciele napotkali tam potężną niewiastę pełną majestatu. Zdawało się, że spodziewała się dziecka, szła bowiem powoli. Nieprzyjaciół ogarnęło przerażenie na jej widok, a bestia nie mogła postąpić nawet o jeden krok. Wyciągnęła w powietrzu najbardziej wściekłą szyję w kierunku tej niewiasty, jak gdyby chciała ją pożreć. Lecz Ona się odwróciła i upadła na twarz. Zobaczyłam wtedy bestię uciekającą w kierunku morza, a nieprzyjaciele biegli w wielkim nieładzie. (A. III.113)

Zobaczyłam Kościół św. Piotra i ogromną ilość ludzi pracującą by go zburzyć. Ujrzałam też innych naprawiających go. Linia podziału pomiędzy wykonującymi tę dwojaką pracę ciągnęła się przez cały świat. Dziwiła mnie równoczesność tego, co się dokonywało. Burzyciele odrywali wielkie kawały (budowli). Byli to w szczególności zwolennicy sekt w wielkiej liczbie, a z nimi – odstępcy. Ludzie ci, wykonując swą niszczycielską pracę, wydawali się postępować według pewnych wskazań i jakiejś zasady. Nosili białe fartuchy, obszyte niebieską wstążką i przyozdobione kieszeniami z kielniami przyczepionymi do pasa. Mieli szaty wszelkiego rodzaju. Byli pomiędzy nimi ludzie dostojni, wielcy i potężni w mundurach i z krzyżami, którzy jednak nie przykładali sami ręki do dzieła, lecz kielnią oznaczali na murach miejsca, które trzeba było zniszczyć. Z przerażeniem ujrzałam wśród nich także katolickich kapłanów. Zburzono już całą wewnętrzną część Kościoła. Stało tam jeszcze tylko prezbiterium z Najświętszym Sakramentem. (A. II. 202-203)

Kościół św. Piotra był zniszczony, z wyjątkiem prezbiterium i głównego ołtarza. (A. III. 118) Widziałam znowu atakujących i burzących Kościół św. Piotra. Zobaczyłam, że na końcu Maryja rozciągnęła płaszcz nad Kościołem i nieprzyjaciele Boga zostali przepędzeni. (A. II.414) Znowu miałam wizję tajnej sekty podkopującej ze wszystkich stron Kościół św. Piotra. Pracowali oni przy pomocy różnego rodzaju narzędzi i biegali to tu, to tam, unosząc ze sobą kamienie, które z niego oderwali. Musieli jedynie pozostawić ołtarz. Nie mogli go wynieść. Zobaczyłam, jak sprofanowano i skradziono obraz Maryi. (A. III. 556) Poskarżyłam się Papieżowi. Pytałam go, jak może tolerować, że jest tylu kapłanów wśród burzących. Widziałam przy tej okazji, dlaczego Kościół został wzniesiony w Rzymie. To dlatego, że tam jest centrum świata i że wszystkie narody są z nim na różne sposoby związane.

Zobaczyłam też, że Rzym stoi jak wyspa, jak skała pośrodku morza, gdy wszystko wokół niego obraca się w ruinę. Gdy patrzyłam na burzących, zachwycała mnie ich wielka zręczność. Posiadali wszelkie rodzaje maszyn, wszystko dokonywało się według pewnego planu. Nic nie waliło się samo. Nie robili hałasu. Na wszystko zwracali uwagę, uciekali się do wszelkich rodzajów podstępów i kamienie wydawały się często znikać w ich rękach. Niektórzy z nich ponownie budowali; niszczyli to, co było święte i wielkie, a to, co budowali było próżne, puste i powierzchowne. Np. wynosili kamienie z ołtarza i budowali z nich schody wejściowe. (A. III. 556)

CIEMNOŚĆ W KOŚCIELE

Widziałam Kościół ziemski, to znaczy społeczność wierzących na ziemi, owczarnię Chrystusa w jej stanie przejściowym na ziemi, pogrążoną w całkowitych ciemnościach i opuszczoną. (A. II. 352) Wy, kapłani, wy się nie ruszacie! Śpicie, a owczarnia płonie ze wszystkich stron! Nic nie robicie! Och! Jakże płakać będziecie nad tym dniem! Gdybyście choć wypowiedzieli jedno ‘Ojcze nasz’. Widzę tak wielu zdrajców! Nie odczuwają cierpienia, kiedy się mówi: «Źle się dzieje.» W ich oczach wszystko idzie dobrze, byle tylko doznawali chwały tego świata. (A. III. 184) Widziałam też wielu dobrych i pobożnych biskupów, lecz wątłych i słabych. Źli często brali górę. (A. II. 414) Widzę ułomności i upadek kapłaństwa, widzę też przyczyny tego i widzę przygotowane kary. (A. II. 334) Słudzy Kościoła są tak gnuśni! Nie czynią już użytku z mocy, jaką posiadają dzięki kapłaństwu. (A. II. 245)

Dla niezliczonej liczby osób dobrej woli, dojście do źródła łaski z serca Jezusa było zamknięte i utrudnione z powodu zniesienia pobożnych praktyk oraz z powodu zamknięcia i profanacji kościołów. (A. III.167) Cały ten głęboki zamęt, z powodu którego cierpieli wierni, wynikał stąd, że wielu z tych, którzy przyoblekli się w Jezusa Chrystusa, coraz bardziej zwracało się w stronę bezbożnego świata i wydawało się zapominać o cnotach i nadprzyrodzonej mocy Kapłaństwa. W tym wszystkim poznałam, że czytanie genealogii naszego Pana przed Najświętszym Sakramentem w święto Bożego Ciała zamyka w sobie wielką i głęboką tajemnicę. Poznałam bowiem, że nawet pomiędzy przodkami Jezusa Chrystusa – według ciała – liczni nie byli świętymi, a byli wśród nich nawet grzesznicy. Mimo to nie przestali być stopniami drabiny Jakubowej, po których Bóg przyszedł do ludzi. Tak więc nawet niegodni biskupi są nadal zdolni do sprawowania Najświętszej Ofiary i do udzielania sakramentu kapłaństwa wraz z wszelką mocą z nim związaną. (C. 175)

Widziałam wielką liczbę kapłanów dotkniętych ekskomuniką, którzy wydawali się tym nie przejmować, a nawet o tym nie wiedzieli. A jednak byli ekskomunikowali od chwili, gdy wzięli udział w pewnych przedsięwzięciach, gdy weszli do pewnych stowarzyszeń i przejmowali opinie, na których ciążyła klątwa. Widziałam tych ludzi w takiej mgle, że byli jakby oddzieleni murem. Widać z tego jak bardzo Bóg liczy się z dekretami, postanowieniami i zakazami głowy Kościoła i podtrzymuje je, choć ludzie się nimi nie przejmują, przeciwstawiają się im lub wyśmiewają. (A. III. 148) Widziałam, jak smutne były konsekwencje przeciwstawiania się Kościołowi. Ujrzałam, jak ono rosło, a w końcu heretycy wszelkiego rodzaju przybyli do miasta (Rzym). (A. III. 102)

Poznałam, że poganie adorowali niegdyś pokornie bóstwa odmienne od nich samych… Ich kult był lepszy niż kult tych, którzy sami siebie adorują w postaci tysiąca idoli, a pomiędzy nimi nie zostawiają żadnego miejsca Panu. (A. III. 102, 104)

Ujrzałam, jak stawało się oziębłe duchowieństwo i zapadała wielka ciemność. Widok rozszerzył się i wtedy zobaczyłam wszędzie wspólnoty katolickie prześladowane, dręczone, uciskane i pozbawione wolności. Widziałam wiele zamkniętych kościołów. Ujrzałam wojny i rozlew krwi. Wszędzie widać było lud dziki, nieuczony, walczący przemocą. To nie trwało długo. Kościół św. Piotra był podkopywany, zgodnie z planem ułożonym przez tajną sektę. W tym samym czasie uszkadzały go burze. (A. III. 103) Widziałam, jak pomoc przyszła w chwili największego niebezpieczeństwa. (A. III. 104)

Źródło: Czas Króla

Posted in Kościół, Objawienia, Szatan, Warto wiedzieć | Otagowane: , , , | 23 Komentarze »