Dziecko Królowej Pokoju

Pokój musi zapanować pomiędzy człowiekiem i Bogiem, a także między ludźmi

  • Królowa Pokoju

    Królowa Pokoju
  • Uwaga

    Strona używa plików cookies które zapisują się w pamięci komputera. Zapisywanie plików cookies można zablokować w ustawieniach przeglądarki. Dowiedz się o tych plikach http://wszystkoociasteczkach.pl
  • Propozycja chronologiczna

    • Rok 2019 – Kryzys Rumunia
    • Rok 2020 – fałszywe traktaty pokojowe
    • Rok 2021 – Papież jedzie do Moskwy
    • Rok 2021 – Wojna
    • Rok 2022 – zwycięstwo komunistyczne
    • Rok 2023 – 10 królów
    • Rok 2024 – Antychryst
    • Rok 2025 – Sojusz z wieloma
    • Rok 2025 – Synod
    • Rok 2026 – Henoch i Eliasz
    • Rok 2028 – Ohyda spustoszenia
    • Rok 2029 – Ostrzeżenie
    • Rok 2030 – Cud
    • Rok 2031 – Nawrócenie Izraela
    • Rok 2032 – Kara
    • Rok 2032 – Odnowienie świata
    • Rok 2033 – Exodus
    • Rok 2034 – Zgromadzenie w Jerozolimie
    • Rok 3032 – Gog i Magog
    • Rok 3213 – Koniec świata
    • Nowe niebiańskie Jeruzalem.
  • Logowanie

  • Odwiedzają nas

    Map

  • Maryjo weź mnie za rękę

  • Jezu Maryjo Kocham Was

Archive for 9 sierpnia, 2011

Cud w Barnauł w ZSRR (Zachodnia Syberia)

Posted by Dzieckonmp w dniu 9 sierpnia 2011

Byłam wielką grzesznicą. Bardzo bluźniłam przeciw Kościołowi. Żyłam grzesznie i całkowicie oddana ciemnej mocy szatańskiej. Lecz Miłosierdzie Boże nie pozwoliło przepaść swojej istocie. Aż zachorowałam na raka w 1965 r. Chorowałam 3 lata. Nie leżałam, lecz leczyłam się chodząc do lekarza. Pragnęłam otrzymać pomoc w cierpieniach, lecz jej nie było. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy zaniemogłam tak, że nie mogłam nawet napić się wody. Następowały silne wymioty. W końcu zostałam umieszczona w szpitalu. Ponieważ byłam wielką aktywistką, to specjalnie dla mnie, wezwano z Moskwy najlepszego specjalistę profesora i 11 lutego 1965 roku, o godzinie jedenastej, dokonano operacji. Podczas operacji nastąpiła moja śmierć. Gdy otworzono jamę brzuszną, dusza moja stała między dwoma lekarzami. Ze strachem patrzyłam na moją chorobę. Cały żołądek i jelita pokryte były guzami rakowymi.

Dziwiłam się, dlaczego jest nas dwie? Równocześnie stoję i leżę. Zobaczyłam, jak lekarze wyciągają moje wnętrznością kładą na stół. Mówili: „W miejscu, gdzie powinna znajdować się dwunastnica, jest jeden śluz. Wszystko przeżarte”. Gdy wszystko wybrano, powiedzieli: „Jak ona mogła żyć, jeśli u niej nie ma nic zdrowego, wszystko zjedzone przez raka?”. A ja cały czas patrzyłam i myślałam: „Dlaczego widzę siebie podwójnie?” Potem lekarze założyli klamry na brzuchu. Operacji dokonywał Żyd, prof. Izrael Isajewicz, w asyście swoich dziesięciu lekarzy, którzy powiedzieli, żeby ciało moje oddano młodym lekarzom na praktykę. Zaniesiono je do trupiarni. Widzę, że leżę nago. Następnie przykryto mnie prześcieradłem. Do trupiarni przyszedł brat z moim synkiem Andrzejem, który podszedł do mnie, pocałował w czoło i płacząc mówił: „Mamusiu, umarłaś, a ja jestem jeszcze malutki, jak będę bez ciebie żyć, nie mam też ojca”. Obejmowałam go i całowałam, ale on jednak nie zwracał na mnie uwagi. Widziałam wszystko, jak płakał mój brat i syn. W pewnym momencie znalazłam się w domu, gdzie przyszła teściowa matka mojego pierwszego męża. Była tu też moja siostra. Z pierwszym mężem rozeszłam się, gdyż był wierzącym i praktykującym. Teraz w domu zaczęli dzielić się moim majątkiem. Byłam bogata, wszystko zdobyłam nieuczciwie. Siostra zaczęła wybierać najlepsze rzeczy, a teściowa prosiła, aby zostawiła cokolwiek dla mego syna. Lecz ona nic nie dała i zaczęła ubliżać teściowej. Mówiła, że to dziecko nie jest jej synem i ona nie jest dla niego krewną. Gdy wymyślała, widziałam diabłów, którzy notowali każde obelżywe słowo, ciesząc się. Następnie siostra i teściowa zamknęły drzwi i wyszły. Siostra z tobołem udała się do domu.

Będąc grzeszną Klawą, bardzo się dziwiłam, że lecę na wysokości. Znalazłam się nad moim miastem Barnułem, a potem zrobiło się ciemno i ciężko. Trwało to długo. Tu pokazywano mi miejsca, gdzie niegdyś bywałam w młodości. Na czym leciałam, nie wiem, na powietrzu czy na obłoku, wyjaśnić nie potrafię. Dzień był pochmurny, potem zrobiło się jasno. Nie mogłam patrzeć. Teraz położono mnie na czarną platformę. W czasie mojego lotu znajdowałam się w pozycji leżącej. Na czym leżałam – nie wiem. Niby na dykcie, lecz miękkiej, ale koloru czarnego. Doleciałam do osady. Zamiast ulicy była tam aleja, wzdłuż której rosły niewysokie krzewy i gałązki, jakich nigdy nie widziałam, i na których były cienkie liście, jakby zaostrzone z obu stron. Ale dalej było widać piękne drzewa, a na nich bardzo piękne liście różnych kolorów. Między drzewami były nowiutkie domki, w których nikogo nie było, a na nich przepiękna trawa. Gdzie jestem? Gdzie ja przybyłam? Do wioski, czy do miasta? Nie widzę żadnych zakładów, fabryk ani ludzi. Kto tu mieszka? A potem patrzę, niedaleko idzie niewysoka, piękna kobieta w długim odzieniu i złocistej pelerynie, a za Nią chłopiec, który rzewnie płacze i o coś ją prosi. Kiedy ona zbliżyła się do mnie, chłopiec upadł do jej nóg i znowu zaczął o coś ją prosić, lecz ja nic nie rozumiałam. Chciałam ją zapytać gdzie ja jestem? Ale ona podeszła do mnie, przystanęła, złożyła ręce na piersi i patrząc w niebo powiedziała: „Boże gdzie ją?”. Ja zadrżałam mocno, gdyż zrozumiałam że umarłam, a dusza moja znajduje się w niebie, ciało zaś zostało na ziemi. Natychmiast pomyślałam, że mam dużo grzechów i przyjdzie mi za nie odpowiedzieć.

Zaczęłam mocno płakać. Obróciłam głowę, żeby zobaczyć Boga. Bóg odpowiedział: „Odeślij ją z powrotem, przyszła za wcześnie”. To dobroć mojego ojca, ciągłe modlitwy, spowodowały Miło­sierdzie Boże. Zrozumiałam wyraźnie, że Kobieta – to Królowa Niebios, a chłopiec, to mój Anioł Stróż, który chodził za Nią i płakał, prosząc za mną. Pan Bóg mówił dalej: „Naprzykrzyło mi się jej bluźnierstwo i grzeszne życie. Chciała zetrzeć ją z powierzchni ziemi bez kary, ale jej ojciec ubłagał Mnie”. Potem Pan Bóg powiedział: „Należy jej pokazać, na co zasłużyła”. W mgnieniu oka znalazłam się w piekle. Zaczęły po mnie chodzić straszliwe gady ogniste języki, a z tych języków leci ogień, a inne gady wokół mnie. Smród był nieznośny. Żmije wpijały się we mnie. Zaczęły po mnie chodzić robaki grubsze od palca, o długości na ćwierć palca z ogonami. Łaziły po mnie, wchodziły do otworu tylnego i przedniego, do uszu, oczu, nosa i ust. Mój ból był nie do zniesienia. Krzyczę wniebogłosy, lecz zmiłowania i żadnej pomocy nie ma z nikąd. Zjawiła się zmarła po spędzeniu płodu. Widzę stoi kobieta i prosi Boga o miłosierdzie. On powiedział: „Jak mnie na ziemi nie uznawałaś, dzieci zabijałaś w moim łonie, ludziom też doradzałaś, aby nie rozmnażać biedoty, mówiłaś: «Wam dzieci nie potrzebne». A u mnie zbędnych nie ma. Daję wszystkim wszystko. Wszystkiego wystarcza dla mojego stworzenia”. Wtedy mi powiedział: „Dałem ci chorobę, żebyś pokutowała, a ty do końca bluźniłaś Mi, teraz nie uznaję ciebie!”. Zawirowało wszystko ze mną i poleciałam. Stamtąd buchnął smród, a ziemia się wyrównała. Następnie zobaczyłam mój kościół, który lżyłam. Otworzyły się drzwi i wyszedł duchowny w białej szacie. Wtedy Pan Bóg zapytał mnie: „Kto to jest?”. Odpowiedziałam: „To jest duchowny”. A głos mówił: „A ty mówiłaś, że to jest nierób. Lecz on nie jest nierób, tylko prawdziwy pasterz, nie zdrajca. Wiedz, że w jakim by nie był stopniu, służy Bogu”. „Jeżeli Ojciec duchowny nie przeczyta nad tobą modlitwy rozgrzeszenia, to Ja ci nie przebaczę”. Wtedy zaczęłam prosić: „Boże, pozwól mi wrócić na ziemię, ja mam chłopca!”. Pan Bóg powiedział: „Wiem, że masz dziecko, wiem że tobie go bardzo żal”. Odpowiedziałam, że mi go bardzo żal. Pan Bóg dalej mówił: „Tak, żal ci jednego, a Ja mam was tyle, że nie do zliczenia. Żal mi was trzy tysiące razy więcej, bez względu na to, na jakiej złej drodze byście się znaleźli. Po co pragniecie nabywać dużo bogactwa? Po co czynicie przestępstwa? Widzisz, jak teraz rozchwytują twój majątek? Do kogo trafiło całe twoje bogactwo? Dziecko oddali do przytułku. A twoja dusza nieczysta przyszła służyć tu idolowi. Do kina uczęszczacie. Pieniądze ofiarujecie diabłu. Do Kościoła nie chodzicie. Czekam, kiedy się przebudzicie ze snu grzesznego i wyrazicie skruchę. Ratujcie się sami. Ratujcie dusze wasze. Módlcie się”. – Boże, jak się modlić, nie wiem? Pan Bóg odpowiedział: „Ta modlitwa jest mi droga, którą mówicie ze szczerego serca. Z głębi duszy mówcie: „Boże odpuść mi. Módlcie się od serca, ze łzami i taka modlitwa będzie dla mnie przyjemna”. Potem zjawiła się Matka Boża.

I znów stanęłam na platformę. Nie leżałam, lecz stałam. Królowa Nieba zapytała: „Czyją spu­ścić, ona ma krótkie włosy?” Głos Boga odpowiedział: „Daj jej warkocz do ręki prawej pod kolor włosów”. A kiedy Królowa poszła po warkocz, widziałam jak Ona doszła do dużych wrót, które składały się ze splotów warkoczy, o linii ukośnej, o niewypowiedzianej piękności. Jasność od nich biła tak wielka, że trudno ją opisać. Podeszła do nich Królowa Niebios, a one same się otworzyły. Weszła do środka, do jakiegoś ogrodu. Ja zostałam w miejscu, gdzie stałam. Obok mnie stał Anioł, który nie pokazywał swojej twarzy. Zapragnęłam prosić Boga o pokazanie mi raju: „Boże, mówią, że tu jest raj”. Pan Bóg przemilczał, a kiedy przyszła Królowa Niebios, powiedział do Niej: „Pokaż jej Raj”. I podniosła zasłonę i po lewej stronie zobaczyłam czarnych, osmolonych ludzi, podobnych do szkieletów. Była ich wielka niezliczona ilość. Bił od nich straszny smród. Z ich wyschniętych gardeł, wydobywał się jęk proszący o picie, lecz nie podaje im nikt ani kropli wody. Słyszę jak mówią: „Ta dusza przyszła z ziemskiego raju, idzie od niej wonny zapach. Pamiętam, jakby to było teraz, czuję ten nieznośny smród i rozważam, że człowiekowi jest dane na ziemi prawo wyboru i czas na osiągnięcie zbawienia swej duszy w życiu pozagrobowym. Jeśli nie pracuje nad zbawieniem, to czeka go znalezienie się w tych straszliwych miejscach, które oglądam. Królowa Niebios wskazała na tych czarnych ludzi i powiedziała: „I u was w ziemskim Raju jest droga Miłosierdzia. Nawet ta woda. Dawajcie jałmużnę, ile kto może, ze szczerego serca. Jak powiedział Pan Bóg w Ewangelii. Jeśli kto poda szklankę wody spragnionemu w imię Moje, otrzyma nagrodę. A u was jest nie tylko dużo wody, ale wszelkich innych dostatków. Należy starać się wspomagać potrzebujących, szczególnie tą wodą, która może ugasić pragnienie niezliczonej rzeszy meczących się tu ludzi. Dobrodziejstwa tego, niewyczerpane zasoby zawierają znajdujące się u was morza i rzeki. W oka mgnieniu doznałam męczarni jeszcze większych niż te, które widziałam na początku. W ciemności i ogniu przybiegały do mnie biesy i pokazywały wszystko, co gorsze i mówiły: „Oto ci, którzy służyli nam na ziemi”. I ja sama czytałam swoje uczynki, napisane dużymi literami i dziwiłam się. Z ust biesów wychodził ogień. Zaczęli mnie bić i męczyć. Od nieznośnego bólu krzyczałam. Słychać było słabe jęki, a kiedy błysnął ogień, wtedy widziałam ich wszystkich. Wyglądały strasznie. Chude szyje, wyciągnięte. Oczy wyłupiaste i mówią do mnie: „Oto i ty przyszłaś do nas koleżanko. Żyłaś na ziemi, nikogo nie lubiłaś i myśmy nikogo nie kochali. Ani sług Bożych, ani biednych. Tylko grzeszyliśmy, gardziliśmy i bluźniliśmy Bogu, słuchaliśmy odstępców od Boga. A prawdziwych pasterzy potępialiśmy i nigdy nie wyrażaliśmy skruchy. Ci, którzy grzeszyli jak my, lecz okazali skruchę ze szczerego serca, uczęszczali do Kościoła, dawali jałmużnę, pomagali biednym, to oni znajdują się na wierzchu”. Bardzo się przestraszyłam, zadrżałam. Wydawało mi się, że już jestem tu wiecznie. Zrobiło mi się bardzo ciężko. A oni dalej: „Będziesz z nami żyć i będziesz się męczyć na wieki, jak my”. Wtedy zjawiła się Matka Bożą i zrobiło się jasno. Wszystkie biesy upadły, a dusze zwróciły się ku Królowej Niebios: „Nie zostawiaj nas tu, tyle się męczymy, wody nie ma ani kropli, a upał nieznośny”. Płaczą gorzkimi łzami. Matka Boża także płacze i mówi: „Żyliście na ziemi i nie uznawaliście, nie prosiliście pomocy, nie kajaliście się, nie modliliście się do Syna Mojego i do Boga. A ja nie mogę przekroczyć woli Ojca Niebieskiego i dlatego nie mogę wam pomóc i prosić za wami”.

Pomogę tym cierpiącym, za których modli się Kościół i rodzina oraz czyniącym dobre uczynki. Gdy byłam w piekle, dawali mi jeść różne robaki żywe i uschłe, śmierdzące. Krzyczałam i mówiłam: „Jak ja będę to jeść”. A mnie powiedziano: „Postu nie przestrzegałaś gdy żyłaś na ziemi. Teraz jedz robaki, żaby i wszystkie paskudztwa”.

Potem zaczęłyśmy się podnosić. Ci, którzy byli w piekle, zaczęli głośno krzyczeć; „Nie zostawiaj nas Matko Boża!”. I znów nastąpiła ciemność. Ja stałam na tej platformie. Królowa Niebios tak samo złożyła ręce na piersiach i zawołała: „Jak mam z nią postąpić, gdzie dać?”. Bóg odpowiedział: „Puść ją na ziemię za jej włosy”. I tu pojawiły się taczki bez kół, ale one jechały. Było ich 12 sztuk. Królowa powiedziała: „Stawaj prawą nogą i idź na przód, i idź tak do ostatniej. Zawsze prawą nogą na przód, a lewą przystawaj”. I tak szłam Matka Boża szła obok mnie. Gdy podeszłyśmy do ostatniej taczki, za nią była przepaść. Królowa Niebios mówi: „Spuszczaj prawą nogę, potem lewą”. Powiedziałam: „Boję się upaść”. Ona powiedziała: „Tak trzeba!” — „Czy się nie zabiję” – „Nie, nie zabijesz się”. I dała mi warkocz do prawej ręki. Wstrząsnęła – a ja poleciałam na ziemię.

Widzę – na ziemi jeżdżą samochody, ludzie idą do pracy i widzę, że lecę na plac nowego bazaru i cicho lecę do trupiarni, gdzie leżało moje ciało i w oka mgnieniu stanęłam na ziemi. Była połowa drugiego dnia. Po tamtym świecie nie podobało mi się na ziemi. Ale co było robić…? Poszłam do trupiarni. Była zamknięta, lecz weszłam i patrzę leży moje ciało martwe, głowa i ręka zwisały. Jedna stroną ciała była przyłożona nieboszczykiem. A kiedy dusza moja weszła w ciało – ja tego nie wiem, tylko odczuwam zimno. Mocno podciągnęłam kolana, przycisnęłam do łokci. W tym czasie przynieśli na noszach martwego mężczyznę, z obciętymi przez pociąg nogami. Otworzyłam oczy i wszyscy, którzy to zobaczyli ze strachu uciekli. Widzę, że leżę na boku, a kiedy mnie kładli, to na plecach. Gdy ci, którzy pozostali jeszcze w trupiarni zobaczyli, że leżę zgięta, przestraszyli się i też uciekli. Potem przyszli dwaj sanitariusze i dwóch lekarzy. Zażądali oni, aby natychmiast przenieść mnie do szpitala. Zebrało się mnóstwo lekarzy, zaczęli ogrzewać moje ciało. Działo się to 23 lutego 1965 roku o godzinie 4.00. Na moim ciele było osiem szwów – trzy na piersiach, pozostałe na rękach i nogach. Lekarze praktykowali na mnie. Kiedy mnie rozgrzali, otworzyłam oczy i za dwie godziny zaczęłam mówić. Stopniowo przychodziłam do siebie. Odżywiano mnie sztucznie. Na dwunasty dzień dostałam śniadanie. Były bliny ze śmietaną i kawa. Powiedziałam, że jeść tego nie będę. Krzyczeli na mnie. Wszyscy na sali zwrócili na mnie uwagę. Natychmiast przybiegli lekarze i pytali dlaczego nie chcę tego jeść. Odpowiedziałam: „Dzisiaj jest piątek, niepostnych posiłków jeść nie będę. Zaczęłam opowiadać lekarzom i siostrze, gdzie byłam i co widziałam. „Kto nie przestrzega postu w środę i w piątek i narusza każdy inny, to zamiast mięsa czy innego posiłku, po śmierci będzie dostawał robaki, a w miejsce mleka ropuchy i inne paskudztwa. Wszystkich grzeszników, którzy nie ukorzą się przed duchownym, nie otrzymają rozgrzeszenia, czekaj ą w piekle gady.

Jedna kobieta – lekarz, w czasie mojego opowiadania, czerwieniła się i bladła, a inni z wielkim zainteresowaniem słuchali. Potem zebrało się dużo lekarzy i ludzi, a ja wszystkim opowiadałam, co widziałam i słyszałam, a najważniejsze jest to, że mnie teraz nic nie boli, a miałam raka. Przychodziło do mnie dużo ludzi, a ja opowiadałam wszystkim i pokazywałam moje rany. Milicja zaczęła odpędzać ode mnie naród, a w końcu przewieziono mnie do innego szpitala. Na drugi dzień położyli mnie na stół operacyjny. Główny lekarz Walentyna Wasiliewna Plabiewa zdjęła klamry, odkryła brzuch i powiedziała: „Dlaczego kroili człowieka? Ona ma wszystko zdrowe”. Ja poprosiłam, żeby nie zakrywali mi oczu, bo mnie nic nie boli. Lekarze znów wyciągnęli moje wnętrzności na stół, a ja patrzyłam w lusterko. Zapytałam, jaką mam teraz chorobę? Lekarze odpowiedzieli: „U pani wszystko teraz zdrowe, wszystkie wnętrzności jak u niemowlęcia”. Przyszli lekarze, którzy robili pierwszą operację. Ze zdumienia mówili: „Gdzie ta choroba, w niej wszystko było zgniłe, a teraz zdrowe”. Między innymi pytano: „Klawa, czy coś cię boli?”. Powiedziałam, że nie. Lekarze biegali po sali jak nieprzytomni, ze strachu brali się za głowy, załamywali ręce, bledli i byli jak martwi. Powiedziałam, że Pan Bóg objawił swoją moc, po to, abym żyła i mówiła innym, że nad nami jest moc Najwyższego.

Potem powiedziałam profesorowi Izraelowi Isajewiczowi: „Jak mogliście się tak pomylić?”. Odpowiedział: „W tobie nie było niczego zdrowego, Najwyższy ciebie przerodził!”. Wtedy ja mu powiedziałam: „Jeżeli Jemu wierzycie, to ochrzcijcie się i weźcie ślub!”. Bo on był Żydem i słuchał z niedowierzaniem. Widziałam całe wnętrzności, jak lekarze zakładali szwy i gdy założyli ostatni -Walentyna Wasiliewna, która robiła drugą operację, wyszła na korytarz, upadła na stopnie i głośno płakała. Zapytano ją: „Czy Klawa umarła?”. Nie, Jestem zdumiona tym, że w niej taka siła, ona nawet nie stęknęła. Czy to nie cud Boski – to widać, że Bóg jej pomaga. I mówiła jeszcze, że kiedy leżałam jeszcze pod narkozą, to profesor Izrael, który robił pierwsza operację 19 lutego, starał się wszelkimi sposobami namówić lekarzy do uśmiercenia mnie, lecz ona kategorycznie sprzeciwiła się temu. Przy drugiej operacji uczestniczyło wielu lekarzy z różnych szpitali. Prosiłam o wezwanie tego duchownego, którego dawniej lżyłam i wszystko mu opowiedziałam. Wyspowiadałam się i przyjęłam Komunię świętą. Ojciec odprawił nabożeństwo, otrzymałam rozgrzeszenie i natychmiast po tym poszłam do Miejskiego Komitetu Partii i oddałam legitymację. Dawna Klawa już nie istnieje -bezbożnica, aktywistka. Obecnie mam 40 lat i przy pomocy Królowej Niebios odzyskałam zdrowie i z miłości do Boga Najwyższego, chodzę do Kościoła i staram się prowadzić życie po chrześcijańsku. Chodzę po dworcach, pociągach i opowiadam wszystko, co mnie się przydarzyło, a Bóg mi we wszystkim pomaga. A teraz radzę wszystkim, kto nie chce narazić się na wieczne potępienie i męki po śmierci, niech wierzy w Boga.

Ustizima Klawdij, Ałtajskij kraj g. Barnauł (Zachodnia Syberia), ul. Krupskoj nr 96. Jeśli jest coś niezrozumiałe w tym liście, proszę pisać.

Posted in Ciekawe, Cuda, Nawrócenia, Świadectwa | Otagowane: , , , , , , | 9 Komentarzy »

Czy SB zamordowało ks. Franciszka Blachnickiego?

Posted by Dzieckonmp w dniu 9 sierpnia 2011

Jolanta Gontarczyk jeszcze w 2005 roku kierowała Departamentem Administracji Publicznej MSWiA, należąc do najbardziej zaufanych współpracowników ministra Ryszarda Kalisza.

Gdy 27 lutego 1987 r. w zachodnioniemieckim Carlsbergu zmarł ks. Franciszek Blachnicki, twórca ruchu oazowego Światło – Życie, lekarze uznali, że zgon został spowodowany przez zator płucny.

Przedstawiciele niemieckiej Polonii podejrzewali jednak, że mogło być inaczej. Sugerowali, że ks. Blachnicki, który w 1981 r. założył w RFN antykomunistyczne stowarzyszenie Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów i był inicjatorem głośnych akcji przeciwko władzom PRL, mógł zostać zamordowany przez agentów bezpieki. Po 24  latach od śmierci kapłana wątpliwości ma także Instytut Pamięci Narodowej.

Śledztwo w sprawie zgonu ks. Blachnickiego prowadzą prokuratorzy z katowickiego oddziału IPN.
Na liście świadków są między innymi Jolanta i Andrzej Gontarczykowie, pochodząca z Łodzi para socjologów. W 1987 r. należeli oni do najbardziej zaufanych współpracowników ks. Blachnickiego. Jolanta Gontarczyk była prezesem i sekretarzem ChSWN, a jej mąż – doradcą księdza. W rzeczywistości – jak wynika z materiałów, które IPN udostępnił „Wprost” i TVP 1 – małżeństwo Gontarczyków było szpiegowskim duetem realizującym przez cały pobyt w Niemczech zadania dla XI Wydziału I Departamentu MSW (wywiad). Specjalizował się on w zwalczaniu tzw. dywersji ideologicznej i inwigilowaniu emigracyjnych środowisk opozycyjnych.

Raporty oficera prowadzącego Gontarczyków (zachowały się też odręczne zobowiązania do współpracy) precyzyjnie charakteryzują ich agenturalną działalność w otoczeniu ks. Blachnickiego. Andrzej Gontarczyk działał jako tajny współpracownik Yon, a jego żona jako TW Panna.

Oboje widzieli się z ks. Blachnickim kilka godzin przed jego śmiercią. IPN ma już zeznania, z których wynika, że piana na ustach umierającego księdza niekoniecznie musiała być skutkiem zatoru płucnego.

Jolanta Gontarczyk razem z mężem została przerzucona do Niemiec, oddała liczne usługi kontrwywiadowi SB w Łodzi. Pierwszy dla bezpieki zaczął pracować Andrzej Gontarczyk – w 1974 r. Jolantę Gontarczyk bezpieka zwerbowała w 1977 r. – „w wyniku sugestii jej męża (…), któremu pozyskanie żony do współpracy z SB ułatwiło realizację zlecanych zadań wobec figuranta sprawy krypt. ‚Powrót’ „. Tę osobę, należącą do kręgu ich bliskich znajomych, od 1977 r. rozpracowywali wspólnie.

Gontarczykowie dotarli do antykomunistycznego ośrodka ks. Franciszka Blachnickiego w Carlsbergu dzięki niemieckiemu pochodzeniu Jolanty. Jej najbliższa rodzina podczas wojny podpisała volkslistę. Gontarczykowie zabiegali o wyjazd na stałe do RFN od końca lat 70. W północnej Nadrenii mieszkała zamożna ciotka Jolanty, czekał też na nią spadek po babce. Oficjalnie Gontarczykowie opuścili PRL w ramach akcji łączenia rodzin. Zanim to nastąpiło, łódzka SB przekazała swych agentów cywilnemu wywiadowi. Początkowo zlecono im „uplasowanie się w ośrodkach dywersji antysocjalistycznej”, takich jak Radio Wolna Europa czy Polska Partia Socjalistyczna.

Na początku 1984 r. Gontarczykowie na polecenie centrali nawiązali kontakt z ks. Blachnickim. Po półrocznej weryfikacji zaprosił ich do współpracy w prowadzonym przez siebie ośrodku w Carlsbergu. „W końcu 1984 r. (…) agenci, realizując nasze wytyczne (…), poświęcili się całkowicie pracy dla ks. Blachnickiego, stając się jego najbliższymi współpracownikami. W czerwcu br. agenci, wykorzystując rozbieżności wśród emigracyjnych działaczy antykomunistycznych, przejęli kierownictwo nad stworzoną przez ks. Blachnickiego wielonarodowościową (…) organizacją Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów, posiadającą swe przedstawicielstwa w głównych krajach Europy Zachodniej”. Raport ten podpisali płk Henryk Bosak i mjr Aleksander Makowski. Wynika z niego, że „możliwości wywiadowcze” Gontarczyków pozwalały m.in. na kontrolowanie „działalności dywersyjnej” ks. Blachnickiego, „szczególnie tzw. ruchu oazowego na kraj”, rozpracowanie związków księdza z Episkopatem Polski i Watykanem oraz „nawiązanie styków ze służbami specjalnymi USA i RFN”. Centrala zleciła szpiegom zadanie towarzyszenia księdzu w podróżach zagranicznych i nawiązanie kontaktu z wpływowymi osobistościami Polonii w USA.

Operacją przeciwko ks. Blachnickiemu interesowało się kierownictwo MSW. Na dokumentach dotyczących Gontarczyków są odręczne dopiski gen. Władysława Pożogi, wiceministra i prawej ręki ówczesnego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka. Pożoga chciał, by „przy pomocy Yona i Panny” wprowadzić do ośrodka w Carlsbergu kolejną agenturę. Do marca 1986 r. oficerowie wywiadu odbyli pięć spotkań z Gontarczykami (m.in. w Splicie i Salzburgu). Kontakty zostały później zawieszone w związku z aresztowaniem agenta o kryptonimie Blesar. We wrześniu 1986 r. oficer o kryptonimie Kossak powiadomił telefonicznie szpiegów, że mają oczekiwać na sygnał z centrali o wznowieniu współpracy.

Jak wynika z raportu z 31 stycznia 1981 r., bezpieka otrzymała ostrzeżenie, że „Solidarność Walcząca” ustaliła, iż Gontarczykowie pracują dla SB. Informacja o tym miała trafić do przedstawiciela „SW” w RFN Andrzeja Wirgi i do jej ośrodka w szwedzkim Lund. Wywiad PRL natychmiast ostrzegł swych agentów przed grożącą im dekonspiracją, wysyłając pocztówkę z umówionym hasłem alarmowym: „(Wojtek) Kupił ostatnio znaczki ‚S’, wydał mnóstwo pieniędzy”. MSW uznało, że kontrwywiad RFN po uzyskaniu informacji o duecie szpiegów „ujmie go w aktywne rozpracowanie, nie dokonując jednak na obecnym etapie zatrzymania”.

Ostrzeżenie Gontarczyków nie było bezpodstawne. Jak ustalił Andrzej Grajewski z kolegium IPN, wkrótce Andrzej Wirga powiadomił ks. Blachnickiego, że Gontarczykowie są agentami SB. 26 lutego 1987 r. ksiądz powiedział swym współpracownikom, że za dwa dni dostanie materiały potwierdzające agenturalność pary socjologów.

Rano 27 lutego doszło do burzliwej rozmowy z nimi. Wkrótce po tej rozmowie Blachnicki zasłabł i w ciągu kilkudziesięciu minut skonał.

Gontarczykowie pozostali w Carlsbergu do następnego roku, oczerniając zmarłego księdza w listach do bp. Szczepana Wesołego, duszpasterza emigracji.
Gdy wokół Gontarczyków narastała atmosfera podejrzliwości, uciekli z Niemiec. Zrobili to w ostatniej chwili, bo kilka dni po ich powrocie do PRL do niemieckiego mieszkania, które zajmowali, wkroczył kontrwywiad RFN. Ewakuacja nastąpiła via Belgrad, gdzie zgłosili się do ambasady PRL. Na granicy węgierskiej, która została specjalnie otwarta „w porozumieniu z towarzyszami z Budapesztu”, czekali na Gontarczyków tamtejszy rezydent wywiadu Kossak (płk Henryk Bosak) i dwaj przedstawiciele centrali.

Po powrocie do Warszawy Gontarczykowie mieli cykl wystąpień w mediach, który zaaranżowały Biuro Prasowe MSW i rzecznik rządu Jerzy Urban. Kampanię – jak informuje „notatka dot. koncepcji rozgrywki propagandowej wokół Gontarczyków” mjr. Wojciecha Garstki z 29 kwietnia 1988 r. – postanowiono zrealizować „za pośrednictwem w pełni dyspozycyjnych dziennikarzy”. Oprócz konferencji prasowej, wywiadów dla telewizji i audycji radiowych mjr Garstka uznał za stosowne „podjęcie publicystyczne tematów wymagających ujęcia pogłębionego i refleksyjnego lub też dobrego reportażu [po 8 maja w tygodnikach „Polityka”, „Przegląd Tygodniowy”, „Kultura” itp.]”. W artykule Wojciecha Markiewicza „Powrót” („Polityka”, nr 22/ 1988) Gontarczykowie są kreowani na ofiary „policyjnej gorliwości starszych kolegów” z emigracji, cierpiących na podejrzliwość i szpiegomanię. „Jeśli ktoś nie wszystko widzi w jednym kolorze, naraża się na przypięcie mu łatki ubeka” – skarżą się świeżo ewakuowani agenci. Tekst informuje, że w Wolnej Europie, do której Jolanta Gontarczyk nadała sprawozdanie z Marszu Wyzwolenia Narodów, „pije się na okrągło”, a alkohol można kupić na terenie rozgłośni „taniej, bo kantyna jest dofinansowywana jako jeden z elementów działalności propagandowej”.
SB pomogła Gontarczykom urządzić się w kraju. Przepisano na nich mieszkanie konspiracyjne wywiadu w centrum Warszawy. Zrefundowano koszty remontu. Ostatnie pokwitowania odbioru pieniędzy od SB przez Gontarczyków pochodzą z 18 września 1989 r., czyli już po powstaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego.

W III RP Jolanta Gontarczyk została lewicową feministką działającą pod szyldem SLD. Po wyborach samorządowych w 1998 r. znalazła się w zarządzie województwa mazowieckiego – jako wicemarszałek.

Jeszcze w 2005 roku  kierowała Departamentem Administracji Publicznej MSWiA, należąc do najbardziej zaufanych współpracowników ministra Ryszarda Kalisza.
Źródło: walterowicz.nowyekran.pl

Posted in Kościół, Prześladowanie Chrześcijan, Warto wiedzieć, Z prasy | Otagowane: , , , , | 52 Komentarze »