Ten oddany do użytku na przełomie wieków XIX i XX kościół, jest właśnie tym, który widoczny jest w „Mieście ruin”, samotnie stojący na olbrzymiej, pustej, przestrzeni, pozostałej po warszawskim gettcie
Tylko cegła, na cegle, falujące morze ruin i cmentarzysko pogrzebanych pod kamienicami, nad którym dominuje strzelista wieża kościoła św. Augustyna. Rozglądamy się dokoła i z trudem wypatrujemy innych punktów odniesienia na horyzoncie. Brak życia, tylko czerwień ziemi i błękit nieba. Brniemy w pustyni gruzu, pokonując wzniesienia jak górskie szczyty, z nadzieją na dojście do oazy, wolnej od znaków zniszczenia, całkowitej destrukcji materialnego dziedzictwa minionych pokoleń. Taki obraz wyłania się z Muranowa wiosną 1945 r. Sceneria trudna do wyobrażenia, choć nieodległa w czasie.
Symbolem zniszczenia dzielnicy żydowskiej w Warszawie stał się kościół św. Augustyna – jeden z nielicznych obiektów w granicach getta, które przetrwały zagładę. Fotografie Muranowa z górującą nad ruinami świątynią obiegły cały świat, budując przerażający obraz skali zniszczeń Warszawy po II wojnie światowej. Osamotniony budynek przy wąwozie rumowiska, które dawnej nazywano ulicą Nowolipki, stał się także innym symbolem. Po stłumieniu heroicznego powstania w getcie, nad zniszczoną żydowską dzielnicą górował katolicki kościół. Budynek szczęśliwie ocalał, uszkodzony w czasie powstania warszawskiego wystrzałem ze zdobytej pantery batalionu Zośka, w czasie szturmu na pobliski obóz Gęsiówka oraz podpalony przez Niemców ze szkodą, niewspółmierną do zniszczeń innych budynków.
Źródło: http://www.naszastolica.waw.pl/zywy-pomnik-zgladzonych.html
Widzieli Maryję?
Tysiące mieszkańców Warszawy, a także przyjezdnych z całej Polski, wpatrywało się w wieżę stołecznego kościoła św. Augustyna. Wielu twierdziło, że widzi Matkę Bożą. Władze zareagowały nagonką na Kościół. Był październik 1959 r.
Helena Kozicka do kościoła na Nowolipki przyjechała z Ochoty. – Podczas modlitwy różańcowej na kopule wieży kościelnej ukazała się jasność i dostrzegłam postać Matki Bożej. Witaliśmy Ją modlitwą i płaczem, bo objawienie wyraźnie dostrzegło wielu ludzi – zanotowała w świadectwie złożonym w parafii.
– W duchu prawdy i odpowiedzialności przed Panem Bogiem i Matką Najświętszą, pragnę dać świadectwo z wydarzeń, jakie miały miejsce w październiku 1959 r. Byłam z moją mamą pod kościołem św. Augustyna. Milicja reflektorami oświetlała wieżę kościoła. W pewnym momencie zobaczyłam Matkę Najświętszą. Widziałam Ją tak dokładnie, jakbym stała pięć metrów od Niej. O pięknie Matki Bożej nie piszę, bo po prostu nie ma słów na jego opisanie. Na Jej twarzy widziałam wielką miłość, radość, ale też wielkie zatroskanie. Wzrok miała skierowany w dół, jakby chciała nim objąć nas wszystkich zgromadzonych pod kościołem. Dziś mam 75 lat, ale dokładnie pamiętam każdy szczegół – pisała w swoim świadectwie Barbara Przeździecka, która mieszka w parafii św. Klemensa.
– Mieszkając niedaleko, bardzo często przychodziłam w godzinach wieczornych pod kościół i zawsze widziałam wyraźną postać Matki Bożej. Korzystając z lornetki mogłam zauważyć, że Maryja była w długich, świetlistych szatach. Objawienia miały miejsce w czasie, gdy władze komunistyczne nasiliły ateizację Polaków i usuwały świeżo przywróconą religię oraz krzyże ze szkół. Matka Boża umocniła naszą wiarę, co pozwoliło żyć w duchu prawdy i przezwyciężać zło, które starało się zapanować nad krajem – wspomina po latach Elżbieta Knych.
Także inne osoby wskazują na duchowe owoce związane z wydarzeniami sprzed pół wieku. – Matka Boża okazała mi pomoc, gdy rodziłam dziecko. Mimo iż syn urodził się w niedotlenieniu porodowym i przez 45 minut był przywracany do życia, to wszystko odbyło się szczęśliwie dzięki Matce Bożej. Lekarz ratujący moje dziecko należał do Żywego Różańca przy parafii św. Augustyna. Za pośrednictwem Niepokalanej otrzymałam wiele innych łask – wspomina w swoim świadectwie Helena Kozicka.
– Podobnych świadectw parafia posiada kilkadziesiąt – podkreśla ks. prał. Walenty Królak, miejscowy proboszcz i dziekan muranowski. – Świadectwa ciągle zbieramy, aby wydarzenia sprzed pół wieku ocalić w pamięci.
A wciąż pamięta o nich wiele osób, nie tylko dawnych parafian. Niektórzy z nich mieszkają dziś w różnych częściach Polski, a także za granicą, m.in. w USA i Niemczech.
Na wiadomość o tłumach zbierających się codziennie pod kościołem św. Augustyna władze PRL zareagowały agresją. Ogromne siły milicji i SB przeganiały wiernych, legitymowały ich, a przez megafony ogłaszały, że zabrania się zatrzymywania pod kościołem. – Utrudniano nawet w ten sposób, że tramwaje i autobusy nie zatrzymywały się na przystankach przy ul. Nowolipki. Tłum ludzi musiał iść pieszo – zapamiętała Stefania Dubrowska, dawna parafianka, która obecnie mieszka w Przemyślu.
Propagandziści PZPR do akcji włączyli stołeczne dzienniki. „Życie Warszawy” użalało się nad mieszkańcami okolicznych domów, którym tłum utrudniał dotarcie po pracy do domów. „Kurier Polski” z 3 listopada grzmiał: „Ludzie, gdzie my żyjemy? W połowie XX wieku na warszawskiej ulicy kłania się nam średniowiecze”.
Dużo groźniejsze od komunistycznej propagandy okazały się represje. Kilkaset osób w trybie administracyjnym zostało ukaranych grzywnami 300 zł, z zamianą na 14 dni aresztu. Ostatecznie władze postanowiły całą sprawę zakończyć zamalowując wieżę kościoła na… czarno! Zdaniem Hanny Antosiewicz, autorki jednego ze świadectw, wieżę zamalował jakiś więzień, któremu obiecano za to wolność. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych wieża odzyskała swój pierwotny wygląd.
– Nasza parafia jest bardzo maryjna – mówi ks. prał. Walenty Królak. Szczególnym kultem cieszy się obraz Matki Bożej Częstochowskiej ofiarowany po wojnie przez bp. Karola Niemirę, który w latach 1929-1933 był tu proboszczem. Później został biskupem pomocniczym Pińska, skąd przez władze komunistyczne został wygnany. Kultem cieszy się też figura Matki Bożej stojąca pod kościołem od 1913 r. Przetrwała wojnę, a od wielu lat codziennie modlą się przed nią wierni, nawet w nocy – podkreśla ks. Królak.
– Wydarzenia sprzed pół wieku są mocno zatarte w pamięci. Jeśli jednak uczestniczyły w nich tysiące ludzi, to nie można udawać, że ich nie było. Ten fakt historycznie zaistniał. A przede wszystkim ważny jest kult Matki Bożej – zauważa ksiądz proboszcz. Zaprasza też na Mszę św. w niedzielę 4 października na godz. 10.00, kiedy wspominane będą wydarzenia sprzed 50 lat.
Źródło: http://adonai.pl/cuda/?id=53
Tablica upamiętniająca Cud na Nowolipkach wmurowana z okazji 50-lecia wydarzenia w nawie bocznej Kościoła św. Augustyna na warszawskim Muranowie
Cud na Nowolipkach – wydarzenie, do którego miało dojść po raz pierwszy 7 października 1959 r., w Kościele św. Augustyna w Warszawie. Według relacji świadków doszło tam do ukazania się w godzinach wieczornych tak zwanej Matki Bożej Muranowskiej Współczującej Miłosiernej, której świetlista postać pojawiła się na tle pozłacanej kuli znajdującej się u podstawy krzyża wieńczącego dach świątyni. Matka Boska ukazywała się po raz pierwszy w środę 7 października, nie ukazała się dnia następnego, po czym ukazywała się przez kolejne 20 dni, ściągając tysiące wiernych z całej okolicy oraz zastępy funkcjonariuszy milicji, którzy kierowali ruchem. Proboszcz parafii poinformował o całym zdarzeniu kurię metropolitarną, która wydała specjalny komunikat stwierdzający, iż domniemany cud jest zjawiskiem naturalnym.
Następstwem tej serii wydarzeń było polecenie ówczesnych władz przemalowania kuli na czarno (farbę usunięto w 1995 r.)[1].
Tematem tym interesował się polski fotograf Tadeusz Rolke, któremu jednak uniemożliwiono dokumentację zjawiska dla francuskiego tygodnika „Paris Match”.
Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Cud_na_Nowolipkach
Do czasu likwidacji getta, dźwięki dobiegające z tego kościoła niosły nadzieje i wsparcie więźniom pobliskiego Pawiaka.
Po powstaniu w gettcie, stał się dla Niemców magazynem mienia pożydowskiego, następnie stajnią.
W czasie Powstania Warszawskiego ostrzelany został przez powstańców ze zdobycznej pantery.
Na wieży znajdował się punkt obserwacyjny i gniazdo km’u.
Mimo całkowitego spalenia kościoła, Niemcom nie udało się go wysadzić, stąd, taki znany, nawet na wymienionym filmie obrazek, widoku murów i wieży kościoła na tle zrównanej z ziemią dzielnicy.
.
.
I tym właśnie Kościele w dniu 08 listopada (piątek) odbył się pokaz mody przy szatańskiej muzyce!!
Pokaz mody w kościele Św. Augustyna w Warszawie: skąpo ubrane modelki, muzyka z horroru i gejowskiego dramatu. Profanacja
Co na to proboszcz?
Dodane przez: Redakcja Fronda.pl CO NA TO BISKUP????CZyżby pozwolił na coś takiego?
Pokaz mody w kościele św. Augustyna w Warszawie! Co na to proboszcz? Wczorajszej w warszawskim kościele św. Augustyna odbył się pokaz mody projektanta Macieja Zienia. Dlaczego proboszcz zgodził się na coś takiego? Pan Jezus był w tabenakulum, czy może go wyniesiono?
Proboszczem w kościele św. Augustyna jest ks. Walenty Królak, ojciec duchowy seminarium Redemptoris Mater. Nie widział on problemy by z głównej nawy zorbić wybieg.
Bardziej zawstydzeni od księdza proboszcza byli jak sie zdaje niektórzy przynajmniej uczestnicy. Znany fotograf Marcin Tyszka – obsługujący imprezę mówi wręcz, że było to zawstydzające i to nie tylko dla niego. Po zakończeniu imprezy w kościele umieścił na facebooku zdjęcia. Szybko zwróciły się do niego modelki z prośbą o ich usunięcie, ponieważ wstydzś się swojego udziału w pokazie
„Usunalem zdjecia z pokazu Macka Zienia z twarzami modelek, gdyz dziewczyny wstydza sie swego udzialu w tym przedsiewzieciu pewnie dla nas wszystkich, a szczegolnie dla projektanta, byloby lepiej, gdybysmy nie zobaczyli tego ” dziela”,ale jak ktos juz sie bierze udzial w takim publicznym przedsiewzieciu, to trudno, zeby zamalowac mu twarz na kazdym zdjeciu … Maciek chcial rozglosu i bedzie mial…jutro media beda mialy o czym pisać”.
„Byłam na setkach pokazów mody, organizowanych w najróżniejszych miejscach: w hangarze u Tomasza Ossolińskiego, w cyrku u Paprockiego i Brzozowskiego, na lodowisku u Zienia, na podwórku na Pradze u Gosi Baczyńskiej, ale na żadnym z tych wydarzeń nie czułam się tak dziwnie jak na wczorajszym pokazie Macieja Zienia w … kościele” pisze Ewa Wojciechowska, dziennikarka o pokazie, który odbył się 8 listopada w kościele św. Augustyna w Warszawie.
Wiem, że jest presja na projektantów, żeby wymyślali coraz to nowe miejsca dla swoich pokazów. Ale to było ciekawe widowisko. I nie wiem czy można to nazwać profanacją, skoro nikt nie chodził z gołym biustem, ani nie tańczył na ołtarzu – mówi „Gościowi Niedzielnemu” Ewa Wojciechowska. „Zadziwiający jak na miejsce był wybór muzyki z filmów „Dziecko Rosemary“ i „Tajemnice Brokeback Mountain“filmu o gejach – dodaje
Według źródeł kościelnych, proboszcz ks. Walenty Królak wydał zgodę na pokaz mody ślubnej. Tyle, że zgody na żaden pokaz być nie powinno – nawet jeśli to prawda, to przyzwolenie to otworzyło drogę na profanację.
.
.